Uczmy marketingu, nie jego historii

Uczmy marketingu, nie jego historii
Już dzisiaj w polskich szkołach zabrzmi pierwszy dzwonek. A tak się składa, że dzisiejszy licealista może się czasami dowiedzieć dużo więcej o marketingu XXI wieku, niż jego kilka lat starszy kolega na studiach. Może czas to zmienić?
O autorze
2 min czytania 2014-09-01

Zdjęcie royalty free z Fotolia

Wszystko to dzięki możliwości wprowadzania do programu szkół ponadgimnazjalnych zajęć uzupełniających. Taką możliwość po ostatniej reformie edukacyjnej, łączącej treści nauczane w gimnazjum i szkole średniej, dało polskim liceom Ministerstwo Edukacji Narodowej. W gronie swoistych fakultetów, możemy zgłębiać tajniki biznesu, poznać tajemnice rysunku oraz nauczyć się podstaw copywritingu. Na potrzeby tych zajęć powstał nawet podręcznik przygotowany przez wydawnictwo Operon, autorstwa Beaty Sucheckiej. Kiedy patrzę na świat dzisiejszej komunikacji marketingowej, mam wrażenie, że warto by czasem zajrzeć do tej publikacji adresowanej do uczniów. W gronie magicznych pojęć, numerem jeden jest deadline, potem brief i jego szczegóły, a następnie USP czy storytelling. Przyszli copywriterzy poznają też elementy briefu kreatywnego, analizują grupę docelową, uczą się poznawać otoczenie konkurencyjne, definiować USP i główny przekaz. Dopiero na zakończenie zajmują się rzeczywistą pracą z tekstem i pisaniem. Ciekawe i praktyczne podejście do przedmiotów licealnych to jaskółka, która dobrze rokuje na przyszłość. Coraz więcej szkół, m.in. Wyższe Szkoły Bankowe, Szkoła Główna Handlowa czy Politechnika Wrocławska prowadzą różnego rodzaju projekty adresowane do szkół średnich. Wrocławska WSB aktualnie współpracuje z ponad 200 szkołami w Polsce południowo-zachodniej, gdzie prowadzi specjalne warsztaty biznesowe. Z kolei w 8 liceach współtworzy specjalne klasy biznesowe z autorskim programem edukacyjnym. W ich ramach funkcjonuje m.in. praktyczny przedmiot, na którym uczniowie zgłębiają zasady prowadzenia współczesnego biznesu czy właśnie marketingu. Co istotne, zajęcia nie opierają się jedynie na akademickich książkach, lecz na praktycznych warsztatach, grach, symulacjach i case studies.

Czego Janek się nie nauczy…

Programy studiów i specjalności związane z marketingiem, public relations i komunikacją analizować można długo. Jednak po tej lekturze możemy bardzo często dojść do nieco przykrego wniosku. Przykładowo w programie studiów dziennikarskich o specjalności PR na warszawskiej Szkole Wyższej Psychologii Społecznej ani jeden z przedmiotów nie dotyczy komunikacji w sieci. Przedmioty związane z e-światem nie są także licznie reprezentowane na jednym z najchętniej wybieranych kierunków rekrutacyjnych we Wrocławiu – komunikacji wizerunkowej. Tam na studiach I stopnia na specjalności z brandingu i reklamy nie ma ani jednych zajęć w programie obowiązkowym, związanych z komunikacją w sieci. Na studiach PR-owych są jedne, związane z social media. Oczywiście być może w ramach proponowanych przedmiotów (oby) przyszli pracownicy agencji reklamowych i działów marketingu odkrywają tajniki związane z komunikacją w sieci. Oczywiście wszystko jest też kwestią prowadzącego i wykładowcy. Patrząc na programy studiów można mieć wrażenie, że czas na części uczelni zatrzymał się jakieś 10, czy 15 lat temu. Wśród podręczników akademickich królują publikacje wydane w USA w latach 90., czy jeszcze wcześniej. Taka edukacja marketingowa przypomina, z perspektywy pracodawcy, raczej kurs historii marketingu niż autentyczną wiedzę z zakresu komunikacji. Tocząca się dyskusja o jakości i procesie kształcenia PR-owców to tak naprawdę tylko wierzchołek góry lodowej. Gdybyśmy popatrzyli na edukację specjalistów z zakresu social media czy event marketingu – to zdecydowanie kuleje. Na czele nowych specjalności marketingowych króluje dzisiaj marketing w sieci. To trend w dobrą stronę. Pytanie tylko, kto uczy Janka tajników e-komunikacji?

Zostawmy historię historykom

Coraz częściej uczelnie wyższe zdają sobie sprawę z tego, że także na studiach licencjackich i magisterskich wykładowcy-praktycy to ogromny atut w walce o studenta, będącej efektem niżu demograficznego. To także dobre miejsce i ogromny potencjał dla firm, które w formule współpracy nauki z biznesem mogą nie tylko poprowadzić wspólne badania, ale także poprzez przygotowanie wspólnych programów studiów, czy specjalności, nawet poprowadzić część lub całość zajęć. Trend, który kilka lat temu był widoczny w zakresie studiów podyplomowych, na dobre przeniósł się już na studia w bardziej tradycyjnej formule. Tak naprawdę tego typu współpraca to swoista synergia. Studenci zyskują kontakt z praktykiem, uczelnia doświadczonego wykładowcę, a firma potencjalny research dobrze zapowiadających się kandydatów i wzmocnienie swojej marki na rynku przyszłych pracowników. Dzięki tego typu działaniom historia marketingu na polskich uczelniach może rzeczywiście przejść do historii…

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj