5 „prawd SEO”, które nie są już aktualne w 2015 roku

5 „prawd SEO”, które nie są już aktualne w 2015 roku
Doświadczeni seowcy podkreślają, że robienie SEO przez ostatnich kilka lat uległo diametralnej zmianie.Mimo to, podstawowe zasady pozostają bez zmian.W starych notatkach z kursów, opuszczonych rejonach płodnej blogosfery SEO, czy zakurzonych podręcznikach możemy znaleźć wiele przeterminowanych prawd
O autorze
3 min czytania 2015-04-08

Zdjęcie royalty free z Fotolia / Stare prawdy to nowe kłamstwa

SEO, SEO never changes – powiedział nasz kolega, parafrazując słynne intro z gry Fallout. Bo czy cel SEO jest inny? Nie – wciąż chcemy, żeby jak najwięcej osób docierało do naszych stron z wyników wyszukiwania. Czy fundamenty doboru stron przez Google się zmieniły? Nie – wyszukiwarki nadal chcą dostarczać pytającemu jak najlepszą odpowiedź na jego zapytanie.

Jednak zarówno środki dojścia do celu SEO, jak i to, w jaki sposób Google dobiera strony swoim użytkownikom, nie są już takie, jak kiedyś. Dlatego wciąż możemy natrafić na „prawdy SEO”, o których dawno powinniśmy zapomnieć.

1. Najważniejsze są słowa


SEO to nie tylko słowa Deb Jeffreys – brilliant blue

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Nadal ogromne znaczenia mają wartościowe i unikalne treści. To pozostało bez zmian. Algorytmy wyszukiwarek coraz lepiej odczytują kontekst i powiązanie pomiędzy słowami. Dzięki temu potrafią skutecznie ocenić tematykę treści, a nawet jej wartość stylistyczną. Gdy w treści pojawi się słowo „golf”, Google sprawnie rozpozna, czy chodzi o ubranie, sport, czy może samochód. Na szczęście możemy już porzucić sztuczne upychanie słów kluczowych na stronie. Nadal warto jednak, by frazy, na które chcemy być widoczni, pojawiały się w tekście.

Warto też pamiętać, że Internet mocno się zmienia. W dzisiejszych czasach strona, zawierająca jedynie tekst, raczej nie zostanie uznana za atrakcyjną – zarówno przez użytkowników, jak i wyszukiwarki. Grafiki, filmiki wideo, łatwa nawigacja po tekście – to czynniki, bez których nawet najlepiej zoptymalizowany tekst ma nie wielkie szanse na znaczący ruch z wyszukiwarki.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

2. Łatwe linki = łatwe zdobycie pozycji


Danny Sullivan z SEL o łatwych linkach

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

Głównym zamysłem przy tworzeniu wyszukiwarki Google było nadawanie stronom punktów według ilości prowadzących do niej linków. Tak, jak ocenia się np. uniwersytety – bardziej poważane są te, których pracownicy piszą więcej poczytnych i wartościowych prac, które są chętnie przytaczane. Twórcy Google dodali do tego jeszcze jedną ważną rzecz – postanowili zwracać uwagę także na jakość zewnętrznych odnośników. Co to oznacza? Jeśli strona, na którą powołują się inne strony, zalinkuje do nas, ten link będzie warty więcej, niż wszystkie inne.

Stosunkowo szybko jednak okazało się, że Larry Page i Sergey Brin grubo się przeliczyli. PageRank, bo tak od nazwiska jednego z założycieli Google nazywa się ten algorytm, sam w sobie nie potrafił odsiać ziarna od plew. Plew, które tworzyli pionierzy SEO.

Programy do masowego rozsyłania stron do katalogów, czy nawet kupowanie linków, były na porządku dziennym. Dziś Google sprawnie odróżnia prawdziwe linki od tych nienaturalnych – era szybkich linków dobiegła końca.

3. Spam is king


Carson Ward z Clearlink o spamie

Bezwartościowe strony wypełnione bełkotem i linkami – znacie to? Kiedyś trafialiśmy na nie dużo częściej, dziś są pieśnią przeszłości. Strony poradnikowe z kilkuzdaniowymi artykułami są teraz chowane na dalszych pozycjach SERPów. Fora, które nie odpowiedzą na nasze pytania, ale kierują nas do pozycjonowanych stron ze stopek forumowiczów-pacynek to także coś, z czym nie spotykamy się już tak często.

To ilość, nie jakość rządziła SEO u zarania jego dziejów. Google podjęła jednak kroki, by temu przeciwdziałać. Powstały specjalne komórki pracowników Google, którzy zwalczają spam. Google zaczęła też mocniej spoglądać na raportowanie spamu przez samych użytkowników (co zresztą utworzyło w świecie SEO sporą dyskusję o „skarżeniu” Google). Powstały również algorytmy dedykowane przeciwdziałaniu tej formie „promocji” stron. Pingwin uderzył w nienaturalne linkowanie, a Panda wypowiedziała wojnę słabemu i zduplikowanemu contentowi. Kolejne ich iteracje uczyniły spustoszenie – zabiły wielu nieuczciwych graczy, resztę zaś zmusiły do przystosowania się do nowych zasad.

4. Nie trzeba zwracać uwagi na mobilną stronę

Do niedawna ruch mobilny na stronach był marginalny. Mamy jednak do czynienia z prawdziwą rewolucją mobilną, a smartfony można coraz częściej zobaczyć w rękach konserwatywnych emerytów. Polecam każdemu właścicielowi strony internetowej sprawdzenie udziału urządzeń mobilnych w jego ruchu. Ten odsetek może wielu bardzo mocno zaskoczyć, bo w wielu przypadkach przekracza on wizyty z komputerów.

Brak wersji mobilnej znacząco obniża użyteczność korzystanie ze strony na tabletach czy smartfonach. W związku z tym Google oficjalnie potwierdził, że serwisy, które mają tylko jedną wersję na wszystkie urządzenia, będą gorzej się pozycjonować w mobilnych wynikach wyszukiwania.

5. Blogowanie gościnne to kolejny sposób na oszukanie Google

Na początku warto jasno podkreślić – nie ma nic złego w samej idei wpisów gościnnych na blogach. Bardzo często są one wysokiej jakości, ciekawe dla czytelników bloga, a dla autora szansą na dodatkową promocję.

Niestety, pozycjonerzy mają tendencję do psucia różnych sposobów zdobywania linków. Razem ze zmierzchem wagi katalogów, systemów wymiany linków i precli, seowcy rzucili się na gościnne blogowanie. Oczywiście wielu poszło na łatwiznę i gościnne wpisy są niskiej wartości, niepowiązane z główną tematyką bloga. Dlatego więc Google powiedziało stanowcze „nie” takim praktykom.

 

Autorzy: Maciej Woźniak i Janusz Omyliński

Maciej Woźniak
Partner zarządzający w agencji Whites 

Agencja Whites specjalizuje się we wdrażaniu strategii White Hat SEO i kampanii Content Marketingowych. Z marketingiem internetowym związany od 8 lat. Wcześniej związany z Agorą, gdzie pracując na stanowisku specjalisty ds. SEM optymalizował i pozycjonował serwisy Gazeta.pl oraz prowadził kampanie AdWords. W latach 2009-2012 roku odpowiedzialny za rozwój SearchLabu – agencji marketingu w wyszukiwarkach działającej w ramach Agory.