Vintage is the new black – jak i dlaczego na naszych oczach dokonuje się konsumencka rewolucja?

Vintage is the new black – jak i dlaczego na naszych oczach dokonuje się konsumencka rewolucja?
Gucci, Zalando, Levi’s, IKEA– to tylko niektóre z brandów, które w ostatnich miesiącach zapowiedziały rozwój kategorii vintage. Moda i design z drugiej ręki zyskują coraz większe rzesze zwolenników, a rynek odsprzedaży konsekwentnie notuje wzrosty. Co stoi u źródeł tej zmiany?
O autorze
4 min czytania 2020-11-05

>>> Gucci otwiera second hand i będzie sadzić drzewo za każde ubranie, które otrzymało drugie życie
>>> Levi’s rusza z własnym second handem – marka odkupi od klientów stare ubrania

Kategoria vintage do niedawna przywodziła na myśl wyłącznie sklepy z używaną odzieżą (i nie bez przyczyny – obecnie w Polsce działa ich prawie 30 000, stawiając nasz kraj na europejskim podium). Jak wynika z badań Accenture, 38% polskich konsumentów deklaruje zakup odzieży używanej, tym samym zrzucając z tego sektora resztki wstydu, którego na barkach second handów w ciągu ostatnich dziesięcioleci nagromadziło się sporo.

Co sprawiło, że te niedoceniane, owiane nie najlepszą sławą „lumpeksy” wkroczyły na salony, powoli ewoluując w vintage shopy, a posiadania własnych second handów przestali wstydzić się najwięksi liderzy handlu?

Nie tylko w branży fashion

Śladami świata mody coraz śmielej kroczą inne rynki – świadczy o tym m.in. zapowiedziany przez sieć IKEA start sklepu z używanymi meblami i akcesoriami wnętrzarskimi tej marki. Jednak nie tylko giganci otwarcie deklarują swoje biznesowe plany związane z rozwojem gałęzi resale. Kultywacja zamkniętego obiegu produktów (circular economy) i upcykling na dobre zdążyły już wpisać się również w filozofię polskich marek takich jak m.in. Yestersen – król nieśmiertelnego designu. I wreszcie – w siłę rosną społeczności platform służących sprzedaży lub wymianie przedmiotów z drugiej ręki, z roku na rok pomnażając bazy swoich użytkowników. Zaraz po podium należącym do internetowych gigantów (Google, Facebook, Youtube), to właśnie platformy sprzedażowe C2C, takie jak OLX, posiadają obecnie (obok serwisów informacyjnych) największe udziały w polskim rynku internetowym.

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Co ciekawe, ta rewolucja nie ogranicza swojego zasięgu do Polski czy Europy – rynek second hand zaczyna kształtować się również w Azji. Choć do niedawna nieobecny, dziś coraz mocniej daje o sobie znać przede wszystkim w postaci aplikacji C2C, służących wymianie i sprzedaży używanych towarów. Jedna z pierwszych, Idle Fish (Xianyu), założona w 2013 roku, obecnie może pochwalić się 20 milionami aktywnych użytkowników (dziennie!).

Sto twarzy vintage

Nadawanie przedmiotom drugiego życia staje się coraz popularniejszą postawą konsumencką, a sformułowanie „z drugiej ręki” rozszerza swoją definicję o nowe – coraz bardziej śmiałe – obszary. Dowód? O ile większość z nas z uznaniem kiwa głową na myśl o retro szpargałach odkrytych w piwnicy dziadka lub czeluściach lokalnych portali sprzedażowych, o tyle garbaging może spotkać się jeszcze z grymasem niezrozumienia. Garbaging, czyli dosłowne – „śmieciowanie” – to po prostu wykorzystywanie przedmiotów, które inni uznali za odpady. Darowanie drugiego życia nie musi wiązać się (choć z definicji tym właśnie jest) z plądrowaniem wnętrz osiedlowych wiat, bo z pomocą przychodzą grupy w social media, zrzeszające zarówno tych, którzy z ulgą pozbywają się swoich „klamotów”, jak i osoby przyjmujące niechciane przedmioty. Wśród nich – nierzadko prawdziwe perły designu. Biorąc pod uwagę, że według danych Eurostatu w 2016 r. w Unii Europejskiej wytworzono średnio 5,0 ton odpadów na mieszkańca – (niestety) jest w czym wybierać.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Choć pewne formy kultywowania circular economy wciąż mogą wydawać się trudne w realizacji, nie miejmy wątpliwości: vintage is the new black.

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

Używany produkt – czyli co?

U podstaw tej niemałej rewolucji leży redefinicja towaru, który został już wykorzystany przez użytkownika. Ten, z kategorii odpadu, nobilitował do pozycji surowca lub – nawet – dzieła sztuki. Nie bez wpływu na tę sytuację pozostają dążenia marek do jak najwierniejszego wdrażania w życie w postulatów zrównoważonego rozwoju. To zestawienie dla wielu wciąż brzmi niemal tak oksymoronicznie jak bezalkoholowe piwo, w lepszym przypadku – jak skomplikowany eksperyment, za którego powodzenie nieliczni trzymają kciuki, nie do końca wierząc jednak w szczęśliwe zakończenie. Dla tych bardziej optymistycznych to odważna próba syntezy dwóch biegunów – niezrównoważonego świata konsumpcji oraz ambicji, by produkować, sprzedawać i zarządzać sektorem towarów odpowiedzialnie i mądrze.

Zwolennicy budowania zrównoważonego handlu proponują zatem – spotkajmy się w okolicach równika – i zamiast zwalczać konsumpcjonizm u samych źródeł, dokonajmy redefinicji dóbr, wprowadzając do obiegu produkty, które zostały już wyprodukowane i może zostać ponownie wykorzystane lub przetworzone. Z korzyścią i dla planety, i dla portfela.

Dokąd zmierza rynek?

Dążenia do zminimalizowania procesów związanych z produkcją nowych sprzętów i tym samym – obniżenie ich ingerencji w środowisko to jedna ze stron medalu. Na drugiej z nich kryje się wyrosła na fundamentach konsumpcjonizmu potrzeba unikatowości. Nie warto jej jednak demonizować – tęsknota do produktów o satysfakcjonującej jakości, nieszablonowych, charakternych i ponadczasowych – to wszystko sprawia, że zwrot ku vintage zatacza coraz większe kręgi, a zakup tego typu produktów urasta do kategorii inwestycji. Jeszcze do niedawna ta ostatnia przypisana była do dzieł sztuki i zabytkowych gadżetów, dziś równie dobrą lokatą kapitału mogą być kultowa biżuteria czy klasyczne modele ubrań marek premium.

Wisienką na torcie tej rewolucji jest powstawanie nowych zawodów, którymi trudnią się miłośnicy perełek z drugiej ręki. Personal vintage shopper, bo o nim mowa, łączy elementy pracy tradycyjnej stylistyki i prawdziwego łowcy okazji, i brzmi jak spełnienie marzeń wszystkich vintage świrów, ale przede wszystkim – dość trafnie wskazuje kierunki rozwoju branży. Wszystko to za sprawą przełamania społecznego tabu, które przez ostatnie dekady ugruntowało myślenie o estetyce, luksusie i wysokiej jakości, zastępując je nie do końca trafnym synonimem – nowe.

Czy te wszystkie środki podejmowane zarówno przez małe, lokalne brandy, jak i wielkie koncerny, pozwalają wysnuć wniosek o wielkiej rewolucji w świecie rynków sprzedaży? Ten optymistyczny scenariusz z pewnością byłby spełnionym snem ekologów i wszystkich tych, którym na sercu leży dobro planety. Jeżeli natomiast racja znajdzie się po stronie pesymistów, upatrujących w circular economy chwilowego trendu, nie musimy tracić nadziei, że moda na vintage zostanie z nami nieco dłużej i zostawi po sobie całkiem dojrzałe owoce.