Wykluczanie w reklamie, czyli sposób na niepracującą szlachtę

Wykluczanie w reklamie, czyli sposób na niepracującą szlachtę
Dobrowolne wykluczanie osób z potencjalnej grupy docelowej dla początkujących reklamodawców brzmi jak szaleństwo. Dopiero z doświadczeniem i z pierwszymi „przepalonymi” budżetami pojawia się w głowie idea, że jednak te wykluczenia rzeczywiście mają sens.
O autorze
2 min czytania 2017-08-17

fot. stocksnap.io

Sam panel reklamowy Facebooka to coraz bardziej skomplikowany mechanizm. W końcu skoro najpopularniejsze medium społecznościowe chce zarabiać na reklamach, to musi umożliwiać jak najdokładniejsze określenie potencjalnego klienta. Żeby to zrobić, trzeba przeklikać sporo szczegółowych ustawień takich jak demografia czy zainteresowania, a wśród dodatkowych opcji pojawiają się także wykluczenia.

Na pierwszy rzut oka wydaje się to paradoksem – przecież nie po to przekopujemy się przez dziesiątki szczegółowych kryteriów, aby odpowiednio ustalić grupę docelową danej kampanii, żeby potem dodatkowo ograniczać ją przez wykluczenia. Szczególnie gdy chcemy pozyskać nowych klientów i każdy Facebookowicz wydaje nam się potencjalnym celem. Pamiętajmy jednak, że choć Facebook jest całkiem „inteligentny”, to niektórych kwestii nie jest w stanie wyłapać i pewnie niuanse musimy zauważyć sami.

Oszukani szefowie, czyli jak można się naciąć promując produkt B2B

Weźmy za przykład produkt, który ma być sprzedawany w sektorze B2B. Samo targetowanie wydaje się proste – w zainteresowaniach wyszukujemy haseł związanych z szeroko pojętym biznesem. Chcemy dotrzeć do osób decyzyjnych, a więc jako stanowisko wyszukujemy CEO, szef czy właściciel. Dobrym wyborem wydaje się także wyższy wiek, dajmy na to 25+ (niech nasi potencjalni szefowie, chociaż skończą studia). W zasadzie nie widać żadnych wad, przekaz reklamowy powinien docierać do tych osób, do których chcemy.

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

W pewnym momencie emitowania kampanii zauważamy jednak, że zamiast właścicieli firm, na naszą kampanię reagują szefowie tak renomowanych i szanowanych w sektorze B2B przedsiębiorstw jak „Szlachta nie pracuje”, czy „za hajs matki baluj”. Klient na pewno ucieszy się z nowych odbiorców. Dlaczego tak się dzieje? Otóż i tutaj śmiało można ustawić sobie „szefowanie” firmie, a Facebook odczyta to jako potencjalnego przedstawiciela grupy docelowej. Mimo wszystkich swoich parametrów związanych ze śledzeniem nawet facebookowy wielki brat nie jest w stanie stwierdzić, kiedyś ktoś podaje nieprawdziwe/nieaktualne dane dotyczące pracy czy statusu majątkowego. Umiejętnie wykorzystane wykluczenie pomoże nam uniknąć problemu i dotrzeć do rzeczywistych przedstawicieli biznesu.

Kto nie obchodzi Walentynek?

Funkcja ta może przydać się w wielu przypadkach i często znacznie skrócić pracę z panelem reklamowym. Walentynkowe promocje? Logicznym ruchem wydaje się ominięcie ze swoim przekazem singli. Nawet jeśli niektórzy z nich są na dobrej drodze do nowego związku, a Walentynki spędzą ze swoją przyszłą żoną, to szanse na dotarcie akurat do nich są znacznie mniejsze, niż gdy skierujemy reklamę tylko dla osób pozostałych statusów związku. Z kolei, gdy promujemy technologiczną nowinkę, to jednym ruchem jesteśmy w stanie wyeliminować z grupy docelowej ludzi, którzy „późno zaczynają korzystać z przyszłych technologii”.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Wykluczenia – ile Was trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto już bez Was pieniądze stracił. Czasami to jedna, subtelna zmiana w ustawieniach, a może zaoszczędzić tysiące polskich złotych. I mnóstwo czasu, który trzeba później poświęcić na ratowanie budżetu, tłumaczenie się klientowi i optymalizację kampanii.

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się