Tyle samo można było zarobić na warszawskiej giełdzie inwestując bezpiecznie w dynamicznie rozwijającą się i sukcesywnie zyskującą na wartości spółkę z branży nowych technologii. W tym czasie kurs akcji Cloud Technologies wzrósł o ponad 4500%. Aby zyskać status milionera, wystarczyło więc zainwestować 5 lat temu zaledwie 20 tys. zł.
„Sześć zer, chciałbym kiedyś zrobić sześć zer” – śpiewa w jednym ze swoich hitów raper Taco Hemingway, uchodzący za głos pokolenia dzisiejszych dwudziestolatków. Milion od zawsze rozpalał wyobraźnię. „Jak zarobić milion” – to coraz popularniejsze hasło wyszukiwane w Google. Choć najwięcej pytań do wujka Google skierowano w tej sprawie w styczniu 2014 r., to dziś znów wykres wystrzelił w górę, zbliżając się coraz bardziej do historycznego maksimum.
Zobacz również
Doświadczenia pokazują, że aby w krótkim czasie uzbierać pokaźną sumę pieniędzy, wcale nie trzeba być biznesowym rekinem ani Lewandowskim. Nie trzeba też być spadkobiercą rodowej fortuny. Czasem wystarczy zainwestować niewielką sumę pieniędzy, by po kilku latach nie martwić się nie tylko o rachunki, ale i zapewnić sobie życie na wysokim poziomie. Szukacie dowodów? Oto one.
Wirtualna waluta, realne pieniądze
Bitcoin. W 2012 r. jego wartość oscylowała wokół 10 dolarów. Rok później wycena kryptowaluty zbliżyła się do 800 dolarów, by następnie w kolejnych miesiącach spaść o ponad połowę. Jeśli wówczas ktoś nie wycofał się z inwestycji, dziś może czuć się spełniony. Wartość bitcoina od ubiegłego roku systematycznie rośnie osiągając dziś rekordową wartość ponad 2200 dolarów. Oznacza to, że kurs kryptowaluty wzrósł w ciągu zaledwie 5 lat o blisko 22 000%. Jeśli komuś trudno to sobie wyobrazić, to przeliczmy to na pieniądze. W 2012 r. wystarczyło zainwestować niecałe 5 tys. zł, by dziś cieszyć się z posiadania 1 mln zł w portfelu. Skąd tak duży wzrost wartości? Jeszcze 4 lata temu mało kto wierzył w sukces bitcona. Tymczasem dziś jest on już uznawany za legalną walutę w Japonii. Posiadając bitcoina można dziś już zapłacić za zakupy w Ulmarcie, czyli największym rosyjskim e-sklepie a do autoryzacji tej formy płatności przymierzają się kolejne kraje.
Deszcz pieniędzy z chmury
Jeśli ktoś nie wierzy w przyszłość wirtualnej – bądź co bądź – waluty, nie przekonują go ciągi zer i jedynek decydujących o jej wartości, to swoich szans może szukać na warszawskiej giełdzie. Wprawdzie wartość indeksu WIG wzrosła na przestrzeni 5 lat „zaledwie” o połowę a indeks spółek notowanych na NewConnect nawet spadł w tym czasie i to o blisko 20%, jednak inwestycja w niektóre spółki była przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Przykładem może być Cloud Technologies, założona przez Piotra Prajsnara warszawska spółka specjalizująca się w Big Data marketingu oraz monetyzacji danych, jakie zostawiają internauci w sieci.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Firma zaczynała jako klasyczny startup, a w ciągu zaledwie kilku lat wyrosła na największą hurtownię danych w Europie, zbierającą i przetwarzającą dane o zainteresowaniach internautów. Dziś jest jedną z najszybciej rozwijających się firm technologicznych. – Sprawdzamy anonimowo, ile czasu ktoś spędza na danej stronie internetowej, co ogląda, jakich informacji szuka. W oparciu o te informacje tworzymy tzw. profil behawioralny użytkownika definiujący jego płeć, wiek, zainteresowania, preferencje, etc. Na tej podstawie reklamodawcy mogą bardzo precyzyjnie dopasować reklamę czy mailingi do potrzeb odbiorcy a firmy wzbogacać swoje systemy CRM o wartościowe dane na temat ich klientów – wyjaśnia Piotr Prajsnar, prezes i założyciel Cloud Technologies.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Inwestorzy, którzy uwierzyli w powodzenie technologii Big Data, analizę dużych zbiorów informacji oraz pomysł Cloud Technologies, mają dzisiaj powody do zadowolenia. W dobie rosnących wydatków na reklamę w sieci, kurs spółki poszybował w górę. W maju 2012 r., gdy Cloud Technologies debiutował na rynku NewConnect prowadzonym przez warszawską giełdę, akcje wzrosły o 29,17% do 1,55 zł. Kto wówczas zainwestował w walory firmy z myślą o ich szybkiej sprzedaży i zysku, bardzo się pomylił. W ciągu 5 lat kurs akcji wzrósł bowiem o ponad 4500% osiągając w październiku ubiegłego roku rekordowy poziom 132 zł. Oznacza to, że 5 lat temu wystarczyło zainwestować niecałe 10 tys. zł, by pomnożyć zysk do około 1 mln zł.
Zagranica też daje zarobić
Mniejszy, ale również niemały zysk przyniosły inwestycje w akcje Facebooka. Co ciekawe, amerykańska spółka zadebiutowała w tym samym dniu, co Cloud Technologies, czyli 18 maja 2012 roku. Początkowo cena akcji była o 11% wyższa w stosunku do górnej granicy ceny referencyjnej ustalonej na poziomie 38 USD. Kurs akcji osiągnął w dniu debiutu maksimum na poziomie ok. 45 USD dolarów, po czym gwałtownie spadł i na koniec dnia wyniósł 38,23 USD. Dziś wartość akcji zbliża się do poziomu 150 dolarów. Oznacza to, że aby zostać dziś milionerem, trzeba było 5 lat temu wyłożyć około 250 tys. zł. Nawet gdyby ktoś wówczas pożyczył taką sumę w banku, to po odliczeniu prowizji, w portfelu wciąż zostałaby spora sumka pieniędzy.
Domeny, czyli strzał w dziesiątkę
Milion można dość łatwo zarobić inwestując w domeny internetowe. Odgrywają one kluczową w strategii firm działających w sieci, a ich wpływ na pozycjonowanie serwisów internetowych jest ogromny. Nic więc dziwnego, że ich licytacje wywołują tyle emocji a sumy, które pojawiają się przy takich transakcjach, przypominają ceny domów czy luksusowych samochodów. Doskonałym przekładem jest transakcja, która jakiś czas temu odbyła się na polskim rynku. Właściciel serwisu AfterMarket.pl kupił domenę co.pl za 315 tys. USD, czyli ok. 1 mln zł. Za minimalnie niższą kwotę sprzedana została również domena opony.pl. Jej dawny właściciel zarobił na niej 960 tys. zł. Niedawno, domenę Dodomu.pl sprzedano za 22 800 zł. Choć ta kwota może nie robić wrażenia, to robi je na pewno stopa zwrotu z inwestycji wynosząca 45000 %. Tak spektakularne transakcje nie zdarzają się z zbyt często, jednak przy odrobinie szczęścia i zaangażowaniu, można na rynku domen w ciągu 5 lat zarobić milion złotych.
Czar czterech kółek
Powszechnie uważa się, że nic tak nie traci na wartości jak samochody. O tym, że takie myślenie jest błędne, przekonują sumy, jakie można uzyskać na aukcjach za wiekowe już auta. Znany miłośnikom „Pana Samochodzika” Zbigniewa Nienackiego model Ferrari 410 z lat 50. został w 2014 r. sprzedany przez jeden z najbardziej znanych na tym rynku, amerykański dom aukcyjny Gooding & Co. za 3,3 mln dolarów. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej ten model wyceniany był na ponad milion mniej, a w 2012 roku wystawiano go za niespełna 2 mln dolarów. Oznacza to, że w ciągu zaledwie 2 lat potroił on swoją wartość.
Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że inwestycja w motoryzację jest niszą dla majętnych osób. Doskonałym przykładem może być kultowa Syrenka. Jeszcze niedawno można było kupić samochód tej marki, w bardzo dobrym stanie, za relatywnie niewielkie pieniądze. Wystarczyło wyłożyć kilka tys. zł za egzemplarz w bardzo dobrej kondycji, a następnie…. czekać. Dziś na aukcjach ceny Syreny 105 osiągają poziom 35 tysięcy zł. Choć pośrednicząc w sprzedaży trudno byłoby w tym przypadku zbić milionowy majątek, to działając przez kilka lat konsekwentnie na rynku motoryzacyjnym, wcale nie brakowałoby nam do tej sumy wiele.