Back to analogue: ucieczka poza zasięg to niełatwe zadanie

Back to analogue: ucieczka poza zasięg to niełatwe zadanie
Zastanawiałam się ostatnio, dlaczego tak chętnie wracam do seriali z początku lat 2000. „Seks w wielkim mieście”, „Gotowe na wszystko”, „Kochane kłopoty” – co mają w sobie, że tak świetnie się przy nich odprężam? Świetne dialogi – OK, ale to jeszcze nie to.
O autorze
2 min czytania 2025-07-18

Różowe lata 2000.

Po chwili namysłu znalazłam odpowiedź: to brak ekranów na ekranie daje ten relaksujący efekt. Telefony stacjonarne, komórki z klapką i stare pecety występują w rolach nawet nie trzecioplanowych. Kojąco działa także fakt, że twarze i uzębienie aktorów są dziełem Matki Natury, a nie chirurgów i implantologów.

Popytałam, poklikałam i okazało się, że nie tylko ja tęsknię za podróżą w czasie. I to wcale nie kryzys wieku średniego – uciekać do offlajnu chce także pokolenie Z, któremu internet i cyfrowe gadżety towarzyszą od dziecka.

Designerska klatka i luksusowy detoks

Sprawdziłam: ucieczka poza zasięg to niełatwe zadanie. 

Osobom o silnej woli wystarcza podobno samo postanowienie, że komunikatory i serwisy informacyjne sprawdzają tylko o wyznaczonej porze. Puryści usuwają najbardziej angażujące aplikacje ze swoich urządzeń. Nieco słabsi śmiertelnicy pobierają programy kontrolujące czas przed ekranem. Najbardziej uzależnionym zaś Marie Kondo, japońska specjalistka od sprzątania i radosnego życia, oferuje klatkę Faradaya. Designerskie pudełko za ok. 480 zł blokuje sygnał internetowy, WiFi, Bluetooth i NFC. 

Tak, dobrze myślicie. Ten sam efekt daje przejście w tryb samolotowy i schowanie telefonu do szuflady. Za darmo. 

Uciec można też dosłownie. Biura turystyczne proponują „luxury of being offline” w wielu formach i lokalizacjach. Obóz jogowy w Grecji, treking w Norwegii, luxury glamping dla singli, pozbawiona zasięgu agroturystyka dla rodzin. Widełki cenowe również elastyczne, np. cyfrowy detoks na Mazurach, w trzydniowej wersji „lite” kosztuje ok. 2500 zł, zaś za „effective” odcięcie na 21 dni zapłacimy 12 000 zł. 

GenZ szuka namacalności

Wygląda na to, że po cyfrowym oświeceniu nadchodzi analogowy romantyzm, a potrzeba zmian jak zwykle wychodzi od najmłodszych. Niemal połowa pokolenia Z deklaruje, że chciałaby ograniczyć czas przed ekranami. Potwierdzają to globalne mikrotrendy: wzrost zainteresowania winylami, kasetami i oldschoolowymi telefonami (z czego skorzystała Nokia, wypuszczające smartfony vintage, stylizowane na te z klapką z początku lat 2000.), czy powstawanie klubów i kół zainteresowań, takich jak opisany w raporcie VML The Future 100 Luddite Club z Nowego Jorku, który opiera członkostwo na zostawianiu komórek w domu. 

Według badania przeprowadzonego z inicjatywy Job Impulse, 53% przedstawicieli pokolenia Z uważa pracę fizyczną za atrakcyjną, jako argumenty wymieniając między innymi namacalne rezultaty i możliwość oderwania się od cyfrowej rzeczywistości. 

Młodzi są też zmęczeni wirtualnym randkowaniem – modnym i pożądanym staje się zawieranie romantycznych znajomości w realu, wzorem rodziców i dziadków. Zjawisko to ma nawet swoją słodką nazwę: meet cute. 

Zawód z przyszłości

Ekspertka od AI i nowych technologii, Jowita Michalska, pisząc pod koniec 2024 roku o zawodach, które wkrótce będą nam potrzebne, wymieniła przewodnika po doświadczeniach analogowych. Taka osoba miałaby pomagać ludziom funkcjonować w rzeczywistości bez cyfrowych urządzeń, na nowo poczuć więź z przyrodą i innymi ludźmi. 

Offlajnowy mentor to jeszcze pieśń przyszłości. Póki co na przewodniczki po oldschoolowej rzeczywistości polecam Carrie, Samathę, Lynette, Susan, Rory i Lorelai. One na pewno umiały w meet cute.

PS Trendy w czasach samotności