TikTok Ad Awards 2025

TikTok Ad Awards 2025

TikTok Ad Awards 2025

Ostatni dzwonek na zgłoszenia do konkursu TikTok Ad Awards CE 2025! Termin upływa 24 września br.

Zgłoś kampanię

Skończyło się dzieciństwo. Wyznania eksstratega z korporacji, czyli to, czego nauczyłam się o dobrej pracy agencji, dopiero kiedy przestałam w niej pracować

Skończyło się dzieciństwo. Wyznania eksstratega z korporacji, czyli to, czego nauczyłam się o dobrej pracy agencji, dopiero kiedy przestałam w niej pracować
To, proszę Państwa, może być nieco osobliwy zawodowy wpis, ale ja może zacznę od dzieciństwa. A konkretnie to od marzeń z dzieciństwa. No więc, sprawa była taka, że zawsze miałam dość konkretnie sprofilowane cele zawodowe.
O autorze
5 min czytania 2018-10-19

Do około 7. roku życia, była to praca radzieckiego kosmonauty. Nie pytajcie dlaczego – to było moje marzenie i podchodziłam do niego bardzo poważnie. Zamiast Łajki od rodziców dostałam co prawda grubego, rudego kota, ale i tak sprawy rozwijały się w naprawdę dobrym kierunku.

No, ale potem przyszła komunia i trzeba było spoważnieć. Wtedy postanowiłam, że na pewno, ale to już na pewno będę prezesem. Tak, „z zawodu prezesem”. Pamiętam, odbyłam nawet jedną z takich poważniejszych rozmów z koleżanką przy huśtawce. „Wiesz, Kasia, ja to planuję być prezesem”. „Ale tak… byle czego?” – zapytała. Potwierdziłam, że tak – obojętnie czego, byle być prezesem.

No więc, jako że zbliżam się do 30-tki i już jestem tym prezesem i bliżej mi co prawda do huśtawki nastrojów niż do placu zabaw, to chcę Państwu powiedzieć, że zrobię wszystko, żeby na pewno nigdy nie zostać prezesem „byle czego”.

9 miesięcy działania własnej firmy to może być klawy moment, żeby podsumować parę rzeczy. Zwłaszcza, że mamy już grono stałych klientów (hurra!), nowe biuro w centrum Warszawy (o k**** jak super) i w ogóle kilka innych spełnionych marzeń. Ale to nie było wcale takie oczywiste te 9 miesięcy temu.

LinkedIn logo
Na LinkedInie obserwuje nas ponad 100 tys. osób. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Po 10 latach przestać pracować w międzynarodowej sieciówce albo w którejś z najbardziej epickich polskich agencji to uczucie podobne do tego, w którym ktoś zrzuca Cię z lektyki i każe Ci zapierniczać pod górę. A że za żadne skarby nie zgodzisz się zrzucić szpilek – jest, lekko mówiąc, przekichane.

No i teraz, z tej perspektywy, muszę Wam powiedzieć, że wcale nie byłam takim dobrym strategiem i widzę to dopiero dziś, bez tej lektyki, darmowej drukarki, kawy, globalnych kontraktów „z nadania” klientów, których „dostałam”, relacji, które wygrzał za mnie ktoś inny i marki firmy, którą zna cały świat.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Chciałabym podzielić się kilkoma refleksjami, które mnie zaskoczyły, a Wam może pomogą trochę lepiej pracować, jeśli jesteście strategami w korpo albo szukacie partnera w działaniach marketingowych i chcecie dowiedzieć się, jak ułatwić sobie współpracę z agencją. Oczywiście, żeby mnie Państwo źle nie zrozumieli – ja przez te lata miałam okazję – i była to zdecydowana większość moich doświadczeń – pracować z kapitalnymi ludźmi i kumatymi przedsiębiorcami. To, co opisuję poniżej jest pewnym przejaskrawieniem i redukcją do absurdu. Aczkolwiek z punktu widzenia obsługi klienta perspektywa agencyjnego stratega jest bardzo zawężona i właśnie to zawężenie staram się unaocznić.

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

1. SPOTKANIA. Mamy czas. Mamy czas, żeby spotkać się 2 razy w tygodniu na 2 godziny („Przepraszam, straszne korki.”/„Czy ktoś ma kabel HDMI”? Przejściówkę do Maca?”/”Kto ma pilot do rzutnika?”/”Przepraszam to miało być cappuccino czy latte?”/„Moja Basia ma ostatnio takie infekcje…”/””Słuchaj, a te kozaczki to skąd?”) Jedna godzina spotkania, na którym jest 6 osób to odpowiednik 6 godzin, które Twoja firma może przeznaczyć na pozyskiwanie nowego biznesu albo realizację zadań z umowy. Just sayin’.

2. ZAKRES WSPÓŁPRACY zawarty w umowie agencja – klient. Jak to do cholery możliwe, że pracowałam dla klienta, nie mając na co dzień przed nosem umowy, którą podpisała z nim moja agencja? W sensie, oczywiście, że moja praca była sprzedawana za wielokrotność stawki godzinowej pracownika i pewnie niedobrze, żebym się dowiedziała… ale – zakres i złożona klientowi obietnica powinny być moim p****** motto. A nie były. Dzisiaj są i tak konstruujemy umowy, żeby można było z nich korzystać jako z narzędzia pracy.

3. CELE BIZNESOWE KLIENTA. Jeśli nie pracujecie w megakorpo marketingowym, możecie się trochę śmiać. Ale w „moim poprzednim życiu” – i nie mówię tu o kadrze zarządzającej i zarządach agencji, którzy zwykle rozumieją i pilnują biznesu, ale o świadomości i kulturze pracy w zespołach twórczych i operacyjnych – nawet wśród teamów seniorskich – większości osób nie interesowały cele biznesowe klienta. Pytaliśmy o „marzenia marketingowe” i o to, „jakim archetypem chciałby być”. Bollocks.

4. REALNE CELE ORGANIZACJI, czyli „tym gorzej dla faktów”. Pamiętam, jak narzekaliśmy na firmy o charakterze właścicielskim, gdzie wiekowy „Pan Prezes Zdzichu” nie chciał pozwolić, żeby zabrać mu z logotypu „te trzy sosenki”, bo był do nich cholernie przywiązany. I generalnie mieliśmy bekę, bo „facet nic nie kumał”. Ale teraz popatrzcie inaczej – jeśli jesteś pracownikiem korpo i pracujesz z korpo, to nawet jeśli robisz bombastyczne kampanie na pół świata i pracujesz z zarządem, to pracujesz z człowiekiem, który przyszedł do gotowej struktury wydawać czyjś hajs.

Dzisiaj nie pracuję z panem Zdzichem i nie rozmawiam o sosenkach, ale w dużej mierze bezpośrednio z ludźmi, którzy założyli biznesy za własną forsę. Te firmy stoją i działają dlatego, że zarywali noce, brali kredyty, ryzykowali i obgryzali paznokcie, żeby spełniać swoje marzenia. I czasami jest tak, że jeśli Twój marketing takiemu biznesowi nie pomoże, to taki biznes nie będzie w stanie Ci zapłacić. I tutaj zaczyna się przygoda zwana „zrób tak, żeby Twój klient zyskał na Twojej reklamie”.

5. ALE TAK SERIO, TO JAK SIĘ ROBI TAKIE KAMPANIE? Jako że – jak już wiecie – miałam imperatorskie zakusy od małego, zrezygnowałam co prawda z kosmosu, ale ambicja pozostała. Zrobiłam sporo, żeby jak najszybciej awansować do senior staffu. No i to było super, mogłam oceniać pomysły na kampanie i mówić, czy „mi się podobają” albo czy są „dobre”, a potem pokazywać palcem, co kto ma zrobić, żeby taka kampania się wydarzyła. Pomijając fakt, że cmentarzysko slajdów dotyczących kampanii, które nigdy nie powstały stanowi większość tego, co pozostało z moich etatowych „roboczogodzin”, to sama nawet nigdy nie musiałam się za bardzo przejmować tym, jak REALNIE takie pomysły wprowadzić. Zawsze robił to jakiś „ekspert w danej dziedzinie”. Dzisiaj muszę bardzo dobrze rozumieć, co obiecuję klientowi i mieć świadomość tego, czego muszę się nauczyć, żeby to miało prawo się realnie wydarzyć.

6. POCZUCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI. Kiedy przestałam pracować w korpo – wielu osobom powiedziałam – „Ty, wiesz jak się czuję? Jakby mi się dzieciństwo skończyło”. Poziom nietykalności, oderwania od konsekwencji, rozmycia odpowiedzialności za skutki błędów, a także liczba buforów, punktów kontroli w korporacji jest obłędna. Dzisiaj, z perspektywy czasu, wiem, z których POMYSŁÓW jestem najbardziej dumna, ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy to była naprawdę moja zasługa. Czy wszystkie wygrane przetargi, w których – jak sądziłam – odegrałam kluczową rolę – były naprawdę „moje”? Czy wszystkie, które przegrałam, naprawdę przegrałam „samodzielnie”? Przed tym, jak pokazałam klientowi moją pierwszą strategię, którą zrobiłam sama, nie mogłam spać dwie noce. Byłabym o niebo bardziej wyluzowana, gdybym wiedziała, że na drugi dzień mam prezentację przed prezesem Światowego Banku. Miałam prezentację przed człowiekiem młodszym ode mnie, który nie wywodził się z marketingu, stworzył międzynarodową firmę i prowadził ją sam. Nie mogłam przedstawić marketingowych frazesów i „bullshit bingo”, za którymi mogłabym się schować. Po prostu musiałam „wiedzieć, co robię”. I to było najtrudniejsze…

To 6 życzeń, które mam dla Was i 6 głównych błędów, które popełniałam, bo nie wiedziałam, nie miałam szansy zobaczyć tego, co ważne jest z punktu widzenia człowieka, który włożył realną pracę i kawał życia, żeby spełnić swoje marzenie o biznesie. Może spojrzenie z takiej perspektywy na to, jak – będąc strategami – możecie dać realną wartość ludziom, którzy płacą Waszą pensję, pozwoli Wam ich szanować, rozumieć i naprawdę im pomagać. No i żebyście nigdy nie robili „byle czego” 😉

 

Jolanta Piela
CEO w Good Division

Strateg marketingu z ponad 10-letnim doświadczeniem. Pracowała w największych światowych i polskich agencjach reklamowych: Havas Worldwide, Grey Worldwide, Young&Rubicam, K2 Internet, PZL.