Tacierzyństwo a praca w marketingu. Pytamy ojców o to, jak dzielić energię między pracę a dom (cz. 2)

Tacierzyństwo a praca w marketingu. Pytamy ojców o to, jak dzielić energię między pracę a dom (cz. 2)
W dzień wymyślanie wielkich kampanii, tworzenie zaskakującej komunikacji, a po godzinach… równie mozolna i wciąż kreatywna „praca” z dziećmi. O podzielenie się swoimi ojcowskimi doświadczeniami poprosiliśmy przedstawicieli branży marketingowej.
O autorze
11 min czytania 2021-06-23

Dzień Ojca jest dobrą okazją, aby ponownie spytać przedstawicieli branży kreatywnej i marketingowej o doświadczenia rodzicielskie. Tym razem koncentrujemy się na mężczyznach, którzy na co dzień muszą godzić świat biznesu z domem, w którym najczęściej czeka na nich „drugi etat”. Czy ojcowie-marketerzy borykają się z podobnymi problemami co kobiety, które miesiąc temu zapytaliśmy o godzenie obowiązków rodzicielskich i zawodowych? A może mierzą się z zupełnie innymi wyzwaniami? O swoich doświadczeniach opowiadają nam: Maciej Godlewski z Arena Media w Havas Media Group, Łukasz Piwowarczyk z Plej, Hubert Kifner z MSL, Przemek Dębski z GetResponse, Wincenty Kokot z GoldenSubmarine, Michał Ryszkiewicz i Jędrzej Marciniak z Kamikaze, Adam Rżanek z MOSQI.TO.

Maciej Godlewski
dyrektor zarządzający Arena Media w Havas Media Group

Zacznę od wyjaśnienia, mianowicie moje „małe” dziecko ma już 14 lat, a na początku pandemii 12,5 roku… więc to już nastolatka, a nie bobas. Myślę jednak, że wiek jest wtórny, a potrzeby związane z pomocą, radzeniem sobie z wyzwaniami czy kryzysami są przez całe życie. Oczywiście z wiekiem się zmieniają, zmienia się rola ojca, ale zawsze są tak samo ważne i zawsze należy podchodzić do nich serio. W moim przypadku super fajne jest to, że tę ojcowską rolę bardzo lubię, sprawia mi ogrom satysfakcji i staram się wykonywać ją z pasją. I ta pasja i zaangażowanie są chyba kluczowa.

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Czas pandemii był ogromnym wyzwaniem dla ojców i dzieciaków. Z dnia na dzień, świat, w którym żyliśmy został wywrócony. Wszyscy musieliśmy natychmiast rozpocząć proces adaptacji do nowej rzeczywistości, co dla dzieciaków było dużym szokiem. Odcięcie od przyjaciół, znajomych, odczuwanie wszechobecnego strachu nie było fajne. Szkoły, w których spędzały pół dnia zostały zamknięte, a nauczyciele w większości pozbawieni wsparcia „przełożonych”, wiedzy związanej z technologią, wydawali się także pogubieni. W tym czasie rola rodziców była kluczowa, pomimo faktu, że także oni musieli wiele się nauczyć, jednak w ich przypadku zadanie było prostsze. Praca zdalna funkcjonowała już wcześniej (nie w takiej skali), na co dzień obcowaliśmy z technologią, wykorzystując w komunikacji internet. Musieliśmy poznać kilka nowych narzędzi i zorganizować sobie biura w domu. Dzięki wsparciu pracodawców, w większości znanych mi przypadków proces dostosowawczy był bezbolesny. Głównym więc wyzwaniem stało się wsparcie dzieciaków i zorganizowanie życia „pracowo-szkolnego” na nowo. W moim przypadku czas poświęcany córce jeszcze się zwiększył, musiałem pomóc jej ogarnąć aspekt technologiczny – komputer, Teams/Zoom, ale też mentalny. Wiedziałem jak ważne jest wsparcie, rozmowy, tłumaczenie sytuacji, odpowiadanie na pytania i dostępność. Ważne było utrzymanie poczucia bezpieczeństwa dziecka i jego świadomość, że tata panuje nad sytuacją, wie jak najlepiej przejść przez ten czas. Oprócz pomocy w nauce, opanowaniu technologii, istotny był pomysł na zastąpienie dotychczasowych aktywności nowymi. Staraliśmy się nadal uprawiać sport, ale wymagało to znalezienia np. otwartego boiska do koszykówki. I to odkrywanie, poszukiwanie, dawało nam dużą frajdę. Okres ten był także świetną okazją do pokazania dziecku piękna natury, bycia blisko niej i że może być równie fajna co centrum miasta. Zaczęliśmy dużo spacerować, chodzić po lesie, zamiast wcześniejszych wypadów na miasto, do restauracji czy na bubble tea. Początkowo moja córka podchodziła do tego sceptycznie, nie znajdowała w tym frajdy, ale finalnie z #lasosceptyczki stała się wielką #lasoentuzjastką.

Wyzwaniem było łączenie roli ojca z pracą zawodową, gdzie również wymagania były wzmożone. Na pewno bardzo pomogła tu elastyczność pracy zdalnej, ale decydowała dobra organizacja, która pozwalała wszędzie być na 100%. Ważne było omówienie z córką zasad „nowego ładu”, podział obowiązków, wyjaśnienie jak teraz wygląda moja praca, dlaczego przez kilka godzin moja dostępność jest mocno ograniczona. Ten czas poświęcony na rozmowy, wyjaśnienia, odpowiedzi na pytania później procentował dużą harmonią i „współpracą”.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Temat jest długi, złożony, ale główne czynniki, które w moim przypadku zapewniły sukces w poradzeniu sobie z życiem pracowo – rodzicielskim w pandemii to:

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się
  • Ustalenie zasad „nowego ładu”, odpowiedzialności i oczekiwań. Ważna była konsekwencja, ale też otwartość na modyfikację. Bycie gotowym na „odpuszczanie”
  • Czas dla dziecka, dużo rozmów, zainteresowanie jego życiem, problemami, czy cierpliwe odpowiadania na wszystkie pytania, a także wspólne spędzanie części wolnego czasu (w tym aktywności poza domem)
  • Zapewnienie poczucia bezpieczeństwa
    – Tłumaczenie co jest ważne i jak się zabezpieczyć
    – Dlaczego przez „jakiś” czas życie będzie wyglądało inaczej i dlaczego nie warto się przeciw temu buntować
    – Poczucia tego, że tata panuje nad sytuacją i z każdego scenariusza znajdzie wyjście
  • Pomysł jak wykorzystać czas w pandemii, aby nie był stracony
  • Docenianie, motywowanie, wsparcie w rozwoju pasji oraz zainteresowań

Łukasz Piwowarczyk
legal and operational director w Plej

Tata – to brzmi dumnie, prawda? Ale co się za tym kryje? Ile czasu z naszej 25-godzinnej doby jesteśmy ojcami? Myślę, że spokojnie 26 godzin. 🙂 Dlaczego? Bo tak trzeba! W pracy jesteśmy wszyscy efektywni, staramy się, ile się da. Potem powrót do domu i znów trzeba się starać. A ja – na przekór – powiem Wam, że im więcej nie trzeba, tym więcej się chce. 🙂 I to jest mój sekret numer jeden – żeby jak najmniej musieć, a jak najwięcej chcieć i lubić – zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Fajnie jest pracować w miejscu, które się lubi i z ludźmi, których się lubi. Fajnie mieć przestrzeń, w której jest i możliwość solidnej roboty, ale i bufory, gdzie można wyrzucić z siebie wyzwania życia domowego, gdzie ktoś życzliwy przy biurku obok wysłucha i powie: „stary, wyluzuj – to zupełnie normalne”. Lubię swoją pracę, ale wracając do domu, nie mogę się doczekać spotkania z dziećmi. Zuzia ma 11 lat, Maks – 7 i, oprócz mojej ukochanej, Magdy, są moją największą miłością.

Jak łączyć pracę z byciem tatą? To bardzo proste! 😉 Wystarczy konsekwentnie dzielić proporcje: praca – dzieci. Łatwiej jest, gdy dzieci lubią też pracę, jaką wykonujemy. Kiedy rozumieją, co robimy w pracy i mogą zobaczyć jej efekty, a przez to zrozumieć, czemu tata nie zawsze jest w domu. Takie możliwości stwarza właśnie praca w agencji reklamowej. Moje dzieciaki uwielbiają widzieć efekty tego, co robię na co dzień. Widzą reklamy w telewizji, słyszą w radio, uczestniczą w wydarzeniach i są dumne, że tata pracuje przy rzeczach, które są fajne, nośne, z efektem „wow”. Widząc efekt pracy naszej agencji, krzyczą: „aaa! to tata robił”. I oczywiście bezpośrednio nie robiłem, ale ten moment, kiedy moje dzieci są ze mnie dumne jest bezcenny. Dlatego warto dzielić się z dziećmi tym, co robimy, opowiadać, na czym polega nasza praca. Przez to włączamy młodych do naszego dnia pracy i trochę zacieramy ten sztuczny podział praca-dom. Polecam! 😉

Konkludując, nie ma idealnej recepty na to, żeby być super tatą czy żeby idealnie łączyć pracę i bycie rodzicem. Możemy się starać. I próbować. Ocenę jednak zawsze wystawią dzieci. I będzie ona sprawiedliwa i o 2 stopnie wyższa niż powinna. 🙂

Zuzia, Maks, kocham Was!

Hubert Kifner
account director, MSL

Jestem tatą od 13 lat. Z tej perspektywy mogę śmiało powiedzieć, że łatwo dostrzec podobieństwa pomiędzy świadomym rodzicielstwem i doradztwem komunikacyjnym. We wszystkich przypadkach, praktycznie każdego dnia, stajemy przed nowymi wyzwaniami. Jeżeli masz w sobie pasję i świadomie podejmujesz decyzje – czerpiesz z tego przyjemność całymi garściami. Oczywiście nie zawsze jest cukierkowo (a raczej tylko bywa), ale nie wyobrażam sobie mojego życia bez mojej córki i syna.

Praca w komunikacji wymaga empatii, bardzo dużej dyspozycyjności, umiejętności orientacji na cel, działania pod presją czasu w warunkach niepewności. Praktycznie to samo można powiedzieć o byciu tatą. Dla mnie istotne jest to, żeby umieć rozdzielić świat zawodowy i prywatny, aby nie przenosić stresu z pracy do domu. Bez takiego podziału łatwo o zranienie najbliższych emocjonalnym wybuchem wynikającym z frustracji wyniesionej z pracy. Dlatego staram się rozładowywać energię biegając, jeżdżąc na rowerze lub w dowolny inny sportowy sposób. Wciągam w to dzieci i żonę, bo rodzicielstwo dla mnie to dawanie wzorców dla młodego człowieka.

Dodatkowo każdy, kto pracuje w komunikacji wie, że to zajęcie uczy patrzenia szeroko otwartymi oczami na świat. To kolejna ważna kompetencja, którą warto zaszczepić w dziecku. Dyskutując z moimi dziećmi o codziennych sprawach i pokazując im szerszą perspektywę daję im szansę na dostrzeżenie, że świat jest różnorodny – to, co może wydawać się miłe i ładne bywa podszyte złą intencją, a to co wydaje się z pozoru szare i „bez fejmu”, może być wartościowe. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby wychować małego mądralę, ale pomóc dziecku podejmować decyzje w oparciu o zweryfikowane informacje i własne zdanie na dany temat.

W rodzicielstwie największym wyzwaniem jest dla mnie umiejętność zachowania energii i uważności na koniec dnia, kiedy wracam do domu. Czy to w trakcie roku szkolnego, gdy potrzebna jest pomoc w lekcjach, czy intymnej rozmowy o sprawach ważnych dla mojej córki czy syna. Dzieci dorastają szybko i wiem, że jeśli przegapię jakieś ważne momenty w naszym życiu, nie będę w stanie cofnąć czasu. Wiem, że to co zainwestuję w tę relację od najmłodszych ich lat, dostanę z powrotem na starość.

Przemek Dębski
marketing manager, GetResponse

Jako aktywny i szczęśliwy ojciec niespełna 4-latki będącej bombą z opóźnionym zapłonem jedno mogę powiedzieć na pewno – praca z dzieckiem na pokładzie to nieprzewidywalna przygoda.

Nigdy nie wiadomo, kiedy bomba wpadnie do pokoju, który na czas pandemii służy Ci za biuro i właduje Ci się na kolana (a zazwyczaj – oczywiście – zdarza się to podczas ważnych konferencji), kradnąc show. Nigdy nie wiadomo, kiedy podczas pracy nad projektem, który wymaga maksimum koncentracji oberwiesz odłamkowym w postaci wrzasku “Tatooo, kupę!” – i co zrobisz? Nic nie zrobisz, przerwiesz pracę i obsłużysz, bo w przeciwnym przypadku bomba wybuchnie i narobi znacznie większych szkód, niż przerwanie wysiłku intelektualnego. Nigdy nie wiadomo, kiedy będziesz zmuszony szukać ważnych dokumentów z biurka (przecież, cholera, wczoraj wieczorem je tu widziałem!), bo latorośl postanowiła użyć ich jako płótna do swojego kolejnego arcydzieła spod znaku kredki i mazaka. Przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Ale wiecie co? Nie zamieniłbym tego na nic innego. Mam to szczęście, że mogę pracować z domu, dzięki czemu dorastanie mojego oczka w głowie nie przecieka mi przez palce. Widzę ją, jak rośnie, rozwija się, jak robi nowe rzeczy, o których jeszcze miesiąc wcześniej nawet bym nie pomyślał… a wszystko to na żywo – nie wysyłane komunikatorami w formie wideo i zdjęć.

A rada dla innych ojców? Nie dajmy się zwariować. Czasu spędzonego z dzieckiem nic nie zwróci, a ten najfajniejszy okres mija tak szybko, że ani się obejrzymy, a nasze pisklęta wyfruną z gniazda. Pozwólmy im czasem przywitać się z uczestnikami naszej wideorozmowy. Dajmy im możliwość przerwania nam pracy na rzecz rozwiązania problemu, który dla nas pozornie nie ma znaczenia, ale dla nich to „być albo nie być” (na przykład, jaki kolor kredki wybrać do pokolorowania koszuli tatusia na najnowszym obrazku) – a pomoc w takiej sytuacji wzmacnia przecież nasz wizerunek superbohatera, który zna odpowiedź na każde pytanie. 🙂

Owszem, mamy dedlajny, fakapy i inne kejpiaje, ale sami pomyślcie – co będziecie wspominać po latach na rodzinnych zjazdach albo z kumplami przy dobrym trunku? To, że musieliście popracować godzinę lub dwie dłużej nad projektem, czy to, że dziecko Wam wparowało do biura przebrane za wróżkę / księżniczkę / dinozaura / kowboja, przez co musieliście zaczynać brainstorming od początku, bo śmiech współtowarzyszy wyprostował wszystkim zwoje mózgowe?

Sami sobie odpowiedzcie.

Wielka wirtualna piona dla wszystkich ojców. Jesteście najlepsi!

Wincenty Kokot
business development director, GoldenSubmarine

Wyznaję zasadę, że w pracy jest się 8 godzin dziennie, a ojcem 24/7. Na szczęście osoby zarządzające naszą agencją myślą podobnie, dlatego na co dzień udaje mi się zachować balans pomiędzy rozwijaniem biznesu agencji, a zaspokajaniem ciekawości mojego już prawie 7-letniego syna.

Pandemia dała się we znaki nam wszystkim. Osoby, które musiały łączyć pracę z opieką na dziećmi, nie były na sielsko brzmiącym „home office”, a wykonywały „pracę awaryjną” – często od rana do wieczora, z przerwami na opiekę nad dziećmi. Jednak ta „nową normalność” przyniosła pewne istotne zmiany, które przełożyły się na życie rodzinne i zawodowe – spadła liczba delegacji, dużo więcej czasu spędzamy w naszych domach. Siłą rzeczy mamy więcej czasu na kontakt z naszymi dziećmi, na przeżywanie w gronie rodzinnym codziennych trudów, smutków i radości.

W naszej branży kreatywność jest niezwykle istotna. W byciu rodzicem również. Być może dlatego te dwa światy – w moim odczuciu – dobrze się uzupełniają.

Michał Ryszkiewicz
managing partner Kamikaze

Zuza ma dziś prawie 8 lat i już prawie nie pamiętam, jak to było wcześniej. Ale pamiętam, że rodzicielstwo weryfikuje wszystko, co o rodzicielstwie myślało się wcześniej. W pierwszej kolejności zweryfikowało nasze podejście do czasu pracy. Zanim Zuzanna pojawiła się na świecie, oboje pracowaliśmy bardzo dużo, a granica pomiędzy pracą, a 'po pracy’ zacierała się całkowicie. Nasza córka bardzo szybko postawiła w tej kwestii na swoim, domagając się w domu pełnej atencji. Z perspektywy czasu widzę, że wszystkim zrobiło to dobrze, a agencja zaczęła się rozwijać jeszcze szybciej niż wcześniej, więc można to uznać za win-win-win.

Ubiegły rok był dla nas dużym wyzwaniem – Zuza rozpoczęła naukę w szkole podstawowej, prawie równolegle z kolejną falą pandemii. Zajęcia online wymagały zsynchronizowania kalendarzy przerw z kolejnymi telekonferencjami rodziców. Były takie dni, gdy pojawiały się liściki „jestem głodna”, ale też takie, w którym Zuzanna przygotowywała rodzicom przekąski na kolejnego 'calla’. Zuza była też częstym gościem w biurze – regularnie urzędowała w jednej z sal konferencyjnych, zostawiając na tablicach swoje rysunki. Na razie jeszcze żaden nie doczekał się publikacji w projekcie komercyjnym dla klientów agencji, ale kto wie, jak to się dalej będzie rozwijać…

Moje tacierzyństwo miało też duży wpływ na to, jak patrzę na innych rodziców w pracy. Zdecydowanie lepiej rozumiem ich codzienne wyzwania i wiem, że potrzebują więcej elastyczności. A jednocześnie bardzo cenię ich świeżo nabytą zdolność do turbo-ogarnięcia świata dookoła, zarządzania własnym czasem, czy umiejętności złapania dystansu do wielu problemów.

W Dniu Ojca życzę wszystkim Tatusiom, żeby nigdy nie brakowało im czasu dla dzieci, a gdy już zaczną podrastać – żeby im nie zabrakło czasu dla rodziców. 🙂

Jędrzej Marciniak
chief technology officer w Kamikaze

Przed ojcostwem było bardzo dużo czasu na wszystko, ale też ze względu na jego ilość nie był on efektywnie wykorzystywany. Gdy jest się rodzicem dwójki wspaniałych dzieciaków, sprawna organizacja dnia staje się kluczowa, żeby nie zwariować. 😉 W czasie 18 godzin trzeba zmieścić pracę, obowiązki domowe, wsparcie w edukacji, wspólne spędzanie czasu, czy też chwilę dla dwojga, jak i też jakąś wyłącznie dla siebie. Paradoksalnie mimo „rewolucji” i wywrócenia życia do góry nogami można i trzeba się skupić na rzeczach ważnych. Co w efekcie przekłada się na bardziej świadome wykorzystanie czasu. Wspólne aktywności, dzielenie pasji i zainteresowań daje dużą satysfakcję oraz tworzą mocne więzi rodzinne.

W jednej z pierwszych rozmów ze znajomymi tatusiami określiłem rodzicielstwo jako „projekt życia bez ustalonego deadline’u”. Nie byłby on możliwy bez wzajemnego wsparcia dwójki rodziców. Wspólnie z żoną dzielimy się obowiązkami wychowawczymi w zależności od dynamicznego natężenia pracy zawodowej, którą czasem ciężko połączyć z życiem prywatnym. Dlatego też przydatna i nieoceniona jest pomoc babć, dziadków, cioć i wujków. Relację pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym lepiej określiłbym jako wzajemne przeplatanie się. Czasem zdarzają się sytuacje, które wymagają większego zaangażowania po jednej ze stron. W konsekwencji tego bardzo istotne jest elastyczne podejście do pracy oraz pracodawca wspierający pracujących rodziców. Na szczęście mam możliwość pracy w takiej właśnie firmie.

Adam Rżanek
art director, MOSQI.TO

Dom – podróż w nieznane?

Praca w domu? Z rodziną? Z dzieckiem? W jednym mieszkaniu? Mnie przyszło w tę pandemię pracować w domu relatywnie krótko. Zaledwie 2,5 miesiąca – po 10 latach w biurze. Pracowałem w kuchni, salonie, szkole, sypialni i pracowni biżuterii żony. Wiele miejsc? Nie! Wszystkie te miejsca to jedno mieszkanie.

Jak to pogodziliśmy? Po pierwsze, organizacja pracy, organizacja szkoły Laury, organizacja pracy Marty. Uff… tak naprawdę to nie tak dużo organizacji. Dwa – systematyczność? Nie większa niż normalnie. Okazuje się, że umiemy pracować razem w jednym mieszkaniu. Nie zwariowaliśmy, ale też nie nudziliśmy się. Wkradło się trochę więcej chaosu niż normalnie? Bardzo możliwe.

Praca z domu zbiegła się z nauką zdalną naszej pierwszoklasistki – uczyliśmy się nawzajem czym są wideo rozmowy – nasze MOSQI.TO’we daily, rozmowy z klientami i jej szkolne Teamsy. Jak się zachowywać, kiedy jeść, kiedy robić przerwę, kiedy pogadać przy regale z książkami, kiedy zająć się trzema pieskami (akurat to robimy cały czas :p), kiedy odrabiać lekcje, a kiedy się bawić.

Praca zdalna to szansa na parę rozmów więcej. Laura zobaczyła, co tata robi w pracy trochę bliżej. Wie już, co to proces projektowania, wymyślania – kibicuje, jak praca idzie do przodu i podpowie, gdy jest blokada. Oczywiście są dni, gdy każdy robi swoje i takie, gdy deadline nie pozwala na nic innego niż szybką pracę.

A co po pracy? Wszystko inne! Projekty, listy zadań i kalendarze przesypiają razem z iMakiem do rana. W ruch idą książki, komiksy, gry, seriale do nadrobienia i spacery z psami. Aaa… no i gotowanie, a gdy nie ma siły – jedzenie na telefon.

Pewnie, że pojawiają się kryzysy i trudniejsze momenty. Przecież nie będę ukrywał, że ich nie było. Jak sobie z nimi poradzić? Nie wiem. Zapytajcie mojej żony – to ona pracuje z domu od wielu lat, odbiera Laurę ze szkoły, najczęściej robi obiady, gdy tata jest w pracy, opiekuje się trzema psami i pracuje nad swoim dwiema markami biżuterii – uff. Moja praca zdalna trwała 2,5 miesiąca – co ja wiem. Teraz zapewne trochę więcej, ale wiele jeszcze przed nami. Ale przecież jesteśmy kreatywni, damy sobie radę. Umiemy zarządzić kryzysem w pracy – wykorzystajmy tę wiedzę.