Ekonomia współdzielenia jako nowy styl życia

Ekonomia współdzielenia jako nowy styl życia
„Co moje, to twoje” - tak powinno brzmieć motto trendu, który od kilku lat coraz bardziej zakorzenia się na polskim rynku.
O autorze
5 min czytania 2015-04-28

Zdjęcie royalty free z Fotolia

Mowa tutaj o ekonomii współdzielenia (z ang. sharing economy), dzięki której każdy z nas może choć na chwilę cieszyć się dobrami, na które normalnie nigdy nie mógłby sobie pozwolić. No, może jedynie gdyby strzelił szóstkę w lotka.

Każdy, kto chociaż raz pożyczał cukier od sąsiada powinien wiedzieć, na czym polega idea współdzielenia. Można powiedzieć, że pożyczanie i wyręczanie w niewielkich pracach domowych istniało w naszej kulturze od zawsze, jednak dopiero dzięki internetowi i nowoczesnym technologiom rozkwitło. Zdaniem ekonomistów, serwisy zajmujące się skupianiem społeczności gotowej na wymienianie się dobrami, a nie ich konsumpcją są odpowiedzią na kryzys finansowy, jaki dotknął USA i Europę kilka lat temu. Wszyscy zaczęli wtedy zaciskać pasa i szukać oszczędności. Nagle okazało się, że zamiast kupować nową wiertarkę można zapukać do sąsiada i ją wypożyczyć. Odwdzięczyć można się piekąc mu ciasto bądź pomagając w malowaniu mieszkania.

Początkowo ludzie dość nieufnie podchodzili do tego typu wymiany. W dobie zakupowego szaleństwa, kiedy spędza się każdą wolną chwilę w centrum handlowym, pożyczanie od innych podstawowych przyrządów wydawało się co najmniej nie na miejscu, a już na pewno było czymś wstydliwym. Jednak z czasem ludzie przekonali się, że współdzielenie jest nie dość, że bardzo oszczędne, to w dodatku, że sprzyja rozwijaniu sąsiedzkich relacji. I tak wybuchł boom na dzielenie się z innymi.

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Zaczęło się od drobnych ogłoszeń w internecie. Mieszkańcy lokalnych społeczności w Hiszpanii i w Grecji, gdzie kryzys uderzył najmocniej, postanowili się zjednoczyć i powrócić do modelu życia sprzed kulkudziesięciu lat, kiedy to społeczności były bardziej zżyte. Gdy o kilku akcjach zrobiło się głośno, sprawą zainteresowali się poważni przedsiębiorcy, którzy ze współdzielenia postanowili zrobić interes. I, jak się okazało, była to żyła złota. 

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Gość w dom, pieniądze w dom

Ludzie kochają podróże. Jednak każdy, kto chociaż raz przymierzał się do mniejszej lub większej wyprawy wie, jakie koszty wiążą się z tą pasją. Lwią część budżetu pochłaniały dotychczas hotele. Jednak teraz, dzięki takim serwisom jak AirBnB czy też Couchsurfing nocleg jest możliwy za grosze, albo nawet za darmo.

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

Wszystko zaczęło się w 2007 roku, kiedy to w San Francisco odbywała się doroczna konferencja Amerykańskiego Towarzystwa Projektantów Przemysłowych. Wszystkie pokoje hotelowe były już dawno zarezerwowane, a ludzie bezskutecznie szukali noclegu. Właśnie wtedy dwaj koledzy- Brian Chesky i Joe Gebbia, którzy klepali biedę w wynajmowanym mieszkaniu, wpadli na pomysł, aby udostępnić za niewielkie pieniądze nieużywany pokój. Jako że nie mieli dodatkowych łóżek, wyciągnęli dmuchane materace i ugościli na nich trzech przybyszów. Za 80 dol. za noc goście mieli gdzie spać, rano dostali śniadanie, a Chesky i Gebbia podczas całego pobytu służyli im jako przewodnicy po mieście. Za zarobione pieniądze sprytni właściciele mogli opłacić z góry czynsz za cały miesiąc. I tak oto urodził się pomysł na stworzenie platformy, która gromadziłaby ludzi z całego świata, którzy użyczaliby gościom za niewielkie kwoty swoje cztery ściany. Przedsięwzięcie, od swoich dmuchanych materaców, nazwali Airbed & Breakfast (później skrócono ją do AirBnB). Dzisiaj serwis działa w ponad 190 krajach. Goście mogą przebierać wśród około 300 tys. gospodarzy. A jest w czym wybierać. W ofercie są bowiem nie tylko mieszkania, ale także łodzie, jachty, wyspy, domki na drzewach, szkocki zamek, mongolskie jurty i inne miejsca, o których nawet nam się nie śniło.

Inną poważną konkurencją dla hoteli jest portal Couchsurfing. Jego ideą jest mieszkanie u „tubylców”, co może być niezwykle ciekawym doświadczeniem. Serwis umożliwia skontaktowanie się z wybranym gospodarzem, który udostępnia nam przysłowiową „kanapę” za darmo. Takie podróżowanie sprzyja za to bliższemu poznaniu kultury i zwyczajów mieszkańców rejonu, w który się wybieramy, a także wymianę doświadczeń i poglądów. Couchsurfing jest bardzo popularny wśród backpackerów, którzy bez grosza przy duszy przemierzają świat. Stronę założył w 2002 roku Amerykanin Casey Fenton. Początkowo zaglądali na nią tylko jego znajomi i znajomi znajomych. Dzisiaj serwis ma ponad 7 mln użytkowników na całym świecie.

Podróż za jeden uśmiech

Skoro już mowa o podróżach, przejdźmy do kolejnego aspektu z nimi związanego – przemieszczania się. Jeżeli można dzielić z obcymi ludźmi tak intymne miejsce jak własny dom, to czemu nie dzielić się również samochodem? Na ten pomysł wpadli Frederic Mazzella i Nicolas Brusson, założyciele BlaBlaCar.

Jest rok 2004, święta Bożego Narodzenia. Mazzella szuka biletu na pociąg, aby wrócić do domu. Przeglądając strony przewoźników z horrendalnie wysokimi cenami za przejazd, Fred myśli o kierowcach, którzy jadą do jego rodzinnej miejscowości. Marnując puste miejsca w samochodzie. Wtedy wpada na genialny pomysł i zaczyna tworzyć stronę, która zrzeszałaby kierowców i szukających przejazdu pasażerów. Mijają 3 lata. Mazzella poznaje na studiach Brussona. Razem tworzą biznesplan i wprowadzają ideę Freda w życie. W 2009 roku projekt BlaBlaCar rusza z kopyta. Jak twierdzą założyciele, ich serwis służy nie tylko ludziom, ale też środowisku. Korzystają z niego nie tylko biedni studenci, którzy chcą zaoszczędzić na biletach, ale także managerowie, którzy muszą często pokonywać długie trasy. Zdaniem założycieli portalu, na takiej podróży można zaoszczędzić nawet 75 proc. ceny biletu pociągowego, jeśli kupujemy go tuż przed odjazdem.

Jednak nie tylko w ten sposób można zarabiać na swoim aucie. Całkiem niedawno weszła do Polski aplikacja Uber, wzbudzająca tyle samo zachwytów, co kontrowersji. Uber gromadzi bazę kierowców, którzy w ciągu 5 minut zjawiają się w wybranym przez nas miejscu. Wystarczy kliknąć i…voilà. Za 1,40 za km dojedziemy gdzie tylko chcemy. System ma jednak swoje wady. Płacić można bowiem jedynie kartą kredytową – w aplikacji podajemy jej numer, a po wykonaniu kursu odpowiednia kwota automatycznie zostaje ściągnięta z naszego konta. Wyklucza to między innymi osoby starsze, które często nie posiadają smartfonów, a także młodszych, którzy z kolei nie dysponują kartami kredytowymi. Obawy wzbudzają też kierowcy – nie są to licencjonowani taksówkarze, a zwyczajni kierowcy, którzy chcą sobie dorobić. Nie można więc zweryfikować ich umiejętności ani znajomości miasta.

Niestandardowe akcje promocyjne Uber

Co jeszcze można wypożyczyć?

Twórcy serwisów współdzielonych nie ograniczyli się tylko do wypożyczania samochodów czy też mieszkań. Posunęli się o wiele dalej. Swego czasu popularność biły wypożyczalnie luksusowych torebek, gdzie za niewielkie pieniądze można było przez krótki czas cieszyć się wymarzoną torebką od Louis Vuitton bądź od Prady. Popyt na pożyczone torebki był szczególnie wysoki w Stanach, o czym świadczyć może chociażby scena z filmu „Seks w wielkim mieście”, gdzie asystentka Carrie Bradshaw, mimo że bez grosza przy duszy, chwali się swojej szefowej nowiutką markową torebką. Podobne wypożyczalnie powstały w Polsce. Jeszcze do niedawna istniały strony BAG4RENT czy też rent-a-bag.pl jednak ceny okazały się zbyt wysokie jak na nasz rodzimy rynek.

Furorę robi także portal rentalo.pl, gdzie w obrębie najbliższej okolicy za niewielką cenę można wypożyczyć dosłownie wszystko – od samochodu po książkę czy wózek dla dziecka. Inną ciekawą propozycją jest portal PlanetaZabawy.pl, gdzie za pakiet w cenie kilkudziesięciu złotych możemy wypożyczyć…zabawki. Zdaniem twórcy strony, Karola Kręca zamiast kupować dziecku nowe, drogie prezenty, które prędzej czy później wylądują w kącie, o wiele lepiej zainwestować w wypożyczanie coraz to nowych zabawek.

Twórcy tych wszystkich portali nie zdobyli sukcesu tylko dzięki temu, że oferują usługi w dobrej cenie. Stworzyli oni całą kulturę współdzielenia, wedle której dostęp do dóbr i usług jest ważniejszy niż ich posiadanie na własność. To odpowiedź na zalewającą nas z każdej strony konsumpcyjną breję, którą serwują nam wielkie korporacje. Ludzie, zmęczeni nadmierną konsumpcją postanowili wyciągnąć rękę po coś lepszego i bardziej wartościowego. A zalet jest wiele. Niższe koszty, mniej odpadów, a także spajanie więzi międzyludzkich to tylko niektóre z nich. 


Magdalena Markiewicz
Web Content Writer w Uxeria.com.

Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i zapalona dziennikarka. Zdobywała doświadczenie w portalach informacyjnych. Kocha podróże i nowinki technologiczne.