Zdjęcie royalty free z Fotolia
Przyjrzyjmy się tym dwóm produkcjom – „Kevin sam w domu” i „Kevin sam w Nowym Jorku” z nieco innej perspektywy, biorąc je pod marketingową lupę. Oto krótki, subiektywny przegląd reklamowych smaczków ulokowanych w „Kevinie” – do wyłapania podczas oglądania filmu pomiędzy barszczykiem, kolejną porcją pierogów, a opowieściami wujka Mietka przy świątecznym stole.
Zobacz również
Pepsi vs. Coca-Cola
„Fuller! Go easy on the Pepsi!” – ktoś zwraca uwagę jednemu z kuzynów Kevina w pierwszej części filmu. Marka Pepsi jest dobrze widoczna (puszka w dłoni Fullera) i jeszcze wyraźnie zaakcentowana w rozmowie. „Hey, hey, easy on the fluids, pal!” – pada apel do tego samego bohatera w drugiej części filmu, ale już z puszką… Coca-Coli w dłoni. Kto zatem wygrywa to wyzwanie smaku?
Micro Machines
U nas nazywano je resorakami, a w Stanach jedną z wiodących marek kojarzonych z mini-samochodzikami było właśnie Micro Machines. W tym przypadku, podobnie jak z Pepsi, nazwa wpleciona zostaje w dialog, wydawałoby się przypadkowy, niewiele znaczący. „Możesz pozbierać te Micro Machines porozrzucane na podłodze. Ciocia Leslie weszła na nie i omal nie skręciła karku!” – mówi ojciec do Kevina. (W polskim tłumaczeniu nie pada nazwa marki.) O złamaniu karku na Micro Machines przypominamy sobie w kluczowych scenach filmu, gdzie samochodziki rozrzucone na podłodze to jedna z pułapek zastawionych na złodziei.
American Airlines
Marka bardzo dobrze eksponowana w obu filmach z Kevinem. W pierwszej części sama sielanka: jeden z bohaterów na pokładzie samolotu ekscytuje się darmowym szampanem i jakimiś kryształowymi gadżetami. Słodycz dla uszu szefostwa AA. Ale już tak kolorowo nie jest w drugiej części, gdzie pracownicy American Airlines wpuszczają Kevina na pokład samolotu na słowo, bez okazania biletu czy karty pokładowej. Nasuwa się pytanie: czy taka niefrasobliwość nie szkodzi wizerunkowi przewoźnika? Można podejrzewać, że dziś, po wydarzeniach z 11 września (film jest z 1992 r.) przedstawiciele przewoźnika mogliby nie zaakceptować sceny w takim kształcie. Z drugiej strony, tą „wpadkę” można wytłumaczyć specyfiką amerykańskich komedii i zwykłym, zdrowym dystansem do przedstawianych tam zdarzeń. Ową niefrasobliwość rekompensuje też sama lojalność rodziny Kevina, która drugi rok z rzędu korzysta z tych samych linii lotniczych. Powstały nawet mini-spoty, billboardy sponsorskie, w których American Airlines podkreśla dumę z obecności w obu produkcjach filmowych:
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Brut
Ośmioletni Kevin, poranna toaleta, Brut na twarz i charakterystyczny, donośny krzyk. W tym przypadku marka nie jest wyeksponowana, jedynie po kolorze i kształcie flakonika można rozpoznać, że to Brut. Ostra, bezkompromisowa, wręcz BRUT-alna dla młodej skóry woda po goleniu.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Hotel Plaza
Stara wyga product-placementowa, przybytek, który gościł ekipy wielu hollywoodzkich produkcji. Nieustannie okupuje rankingi najbardziej znanych hoteli z filmów. To tu Kevin mieszka podczas swojej samotności w Nowym Jorku. Widzimy w filmie elegancję, przepych i luksus charakterystyczny dla tego hotelu, ogrom scen rozgrywa się w jego murach, nazwa wielokrotnie wymieniana jest przez bohaterów. A wszystko płynnie wpisane w scenariusz. Oczywiście, tu również można przyczepić się do niefrasobliwości obsługi, która pozwoliła zameldować się takiemu szkrabowi, wymachującemu przed nosem kartą kredytową. Ale przy tak znaczącej roli, jaką hotel pełni w filmie – tego typu elementy wydają się raczej błahostkami. Ciekawostką jest fakt, że ówczesny właściciel Hotelu Plaza, Donald Trump (dziś jeden z kandydatów do prezydentury w USA) pojawia się na moment w filmie – w hotelowym korytarzu kieruje Kevina do recepcji.
Talkboy
Odwrócony product placement. Pamiętacie takie urządzenie – połączenie walkmana i dyktafonu, które kilkukrotnie przydało się Kevinowi w Nowym Jorku? Taki model był wówczas niedostępny w sklepach – stworzono go jako rekwizyt do filmu. Ale młodym fanom tak bardzo przypadł do gustu, że zaczęli oni zasypywać producenta listami z prośbą o wypuszczenie tego cuda na rynek. Długo nie trzeba było czekać na reakcję. Już w 1993 r. Tiger Electronics rozpoczął dystrybucję Talkboy’ów w USA za ok. 30 dolarów/sztuka. Dziś raczej nikt o nim nie pamięta, bo era cyfrowych gadżetów szybko zepchnęła Talkboy’a w cień analogowej niepamięci.