Gdzie trafiają pieniądze autorów
Branża wydawnicza w Polsce od lat działa na tradycyjnych zasadach, w których podział zarobków budzi kontrowersje wśród twórców. Szacuje się, że autorzy otrzymują jedynie 10 proc. wartości sprzedaży książki, podczas gdy zdecydowana większość zysków trafia do sprzedawców i wydawcy. Przyjmując takie założenie autorka „Chłopek” mogłaby liczyć na około 1,5 miliona złotych przychodu z książki, na której pośrednicy zarobili kilkanaście milionów. Choć to na autorach spoczywa nakład pracy twórczej, to dystrybutorom przypada największy udział w dochodach. Nawet ci, którzy wybierają self-publishing, ale wciąż korzystają z tradycyjnej dystrybucji, otrzymują jedynie około 40 proc. przychodu, mimo że to oni ponoszą największe ryzyko i koszty.
– Tradycyjny model dystrybucji książek nie jest już adekwatny do realiów współczesnego rynku. Autorzy, którzy samodzielnie przejmują kontrolę nad procesem wydania, produkcji, a także dystrybucji swojej książki, mogą liczyć na znacznie wyższy procent przychodu – mówi Krzysztof Bartnik, CEO i założyciel Imker. – Kluczem jest tu nie tylko produkcja, ale przede wszystkim budowanie relacji z czytelnikami i sprzedaż bezpośrednia, która pozwala na większy udział w zyskach. Internet pozwala autorom na pozyskanie danych swoich odbiorców, co stwarza nowe możliwości marketingowe i sprzedażowe.
Zobacz również
Cena sprzedaży książki – o której w tradycyjnym modelu wydawniczym decyduje dystrybutor– to jeden z kluczowych czynników wpływających na przychody autora. Okładkowa cena „Chłopek” wynosiła 64,90 zł brutto, jednak w rzeczywistości książka w księgarniach sprzedawana była średnio za 34-40 zł. Taka różnica wynika z wysokości rabatów stosowanych w tradycyjnej dystrybucji i bezpośrednio obniża przychody zarówno wydawcy, jak i autora.
– To nie jest problem tylko „Chłopek”, ale całego systemu dystrybucji książek w Polsce. Gdy autor decyduje się na tradycyjny model wydawniczy, traci kontrolę nad ceną, po jakiej książka trafia do czytelnika. W rezultacie tantiemy są naliczane od kwoty znacznie niższej niż cena, którą widać na okładce książki – mówi Krzysztof Bartnik.
Obok kwestii finansowych równie istotny jest czas, jaki autorzy muszą poświęcić na stworzenie i wypromowanie książki. Joanna Kuciel-Frydryszak pracowała nad „Chłopkami” łącznie ponad 5 lat, z czego aż 20 miesięcy poświęciła intensywnej promocji – podróżując po Polsce, spotykając się z czytelnikami i udzielając wywiadów.
Czego nauczył nas case kampanii American Eagle z Sydney Sweeney [OPINIE]
– Promocja książki to praktycznie praca na pełen etat. Autorzy często nie zdają sobie sprawy, że po premierze czeka ich kolejne kilkanaście miesięcy wysiłku, który nierzadko uniemożliwia tworzenie nowych publikacji – komentuje Krzysztof Bartnik.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Jak odzyskać kontrolę nad sprzedażą książki
Dla autorów, którzy nie są w stanie negocjować warunków z dużymi wydawnictwami, istnieją alternatywy zwiększające kontrolę nad sprzedażą. Można wykupić część nakładu i sprzedawać ją bezpośrednio, wprowadzić w umowie możliwość sprzedaży podczas spotkań autorskich, promować książkę poprzez biblioteki i lokalne wydarzenia. Choć wymaga to dodatkowej pracy, daje większy udział w przychodach i pozwala budować bliższą relację z czytelnikami.
– Największym beneficjentem jest ten, kto kontroluje dostęp do klienta końcowego. Jednym ze sposobów całkowitego odzyskania tej kontroli jest self-publishing – w tym modelu autor eliminuje pośredników i sam zarządza każdym etapem publikacji, od projektu i druku po promocję i sprzedaż. Przypadek „Chłopek” może być początkiem rewolucji na polskim rynku wydawniczym i sprawić, że autorzy zaczną walczyć o lepsze wynagrodzenie albo brać sprawy w swoje ręce i iść w stronę self-publishingu – dodaje Krzysztof Bartnik.