Pozostałe części cyklu przeczytasz tu >
Zobacz również
Kiedy i co było impulsem do rozpoczęcia własnej działalności?
Agencję założyliśmy wraz z moim wspólnikiem Wojtkiem Nosowskim (znanym słuchaczom hip-hopu jako Dizkret ze „Starego Miasta”), w 2010 roku. Miałam doświadczenie pracy w kilku agencjach różnej skali, wiedziałam na pewno, że chcę być w tej branży, ale na własnych zasadach. Oboje z Wojtkiem „za dnia” pracowaliśmy w agencjach, a „po zmroku” organizowaliśmy imprezy w modnych warszawskich klubach. Wtedy coraz bardziej rósł Facebook i coraz więcej marek dostrzegało potrzebę, żeby zaistnieć na tej nowej, nieznanej wtedy platformie. Marki, z którymi współpracowaliśmy przy imprezach, potrzebowały naszego insightu z kultury miejskiej, internetowej i popkultury, żeby na tej bazie zagospodarować swoje kanały social mediowe w angażujący sposób. Kluczowe dla nas było to, że jako dwudziestokilkuletni odbiorcy komunikatów marketingowych, mieliśmy poczucie, że są one dość nieporadne i niedopasowane, lub po prostu sztampowe. A my mieliśmy głowy pełne pomysłów, jak robić to lepiej.
Szybko doceniliśmy, jak bardzo przydatne są kontakty – moje z branży reklamowej, jak i te z rapowej kariery Wojtka. Dzięki temu, jako pierwsi w Polsce, stworzyliśmy projekty branded contentowe łączące marki ze znanymi raperami: Pezeta z whisky J&B oraz akcję Reebok Classic Trax, w której wzięły udział siostry Przybysz, Jimek, Pezet, Onar i wielu innych fantastycznych artystów. Dziś zabieg „raper nagrywa piosenkę dla marki” wydaje się być jednym z podstawowych narzędzi marketingowych w Polsce. Wtedy było to coś naprawdę nowatorskiego. Kolejnym kluczowym czynnikiem była moja ambicja, żeby pracować w organizacji, w której nie ma zbędnych formalności, a samo miejsce pracy niekoniecznie jest sztampowym biurem, tylko miejscem, do którego po prostu chce się przychodzić i robić fajne rzeczy. Wierzę, że wtedy można naprawdę skupić się na tym, żeby klient był w centrum uwagi.
Ile czasu zajęło Ci założenie agencji od momentu zakiełkowania tego pomysłu?
To była tak naprawdę kwestia kilku tygodni – byliśmy gotowi i pełni zapału, więc w zasadzie tyle, ile trwało zarejestrowanie firmy i inne niezbędne kwestie formalne.
#PrzeglądTygodnia [05.11-12.11.24]: kampanie z okazji Movember, suszonki miesiąca, mindfulness w reklamach
Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?
Pewnym wyzwaniem, stojącym zresztą przed każdą nową agencją, było uwiarygodnienie się w oczach potencjalnych klientów. Ponadto, dziś może się to wydawać niepojęte, ale 10 lat temu dość ciężko przychodziło decydentom w korporacjach i dużych firmach rodzinnych docenienie potencjału social mediów. Często traktowano wydatki na komunikację online jako fanaberię – nieraz zderzyliśmy się ze ścianą, wychodziliśmy ze spotkań z wrażeniem, które teraz można by było skwitować „ok boomer”… Innymi słowy, gra toczyła się o zaufanie zarówno do nas, jak i do „tych nowych” kanałów komunikacyjnych.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Jakie są koszty związane z rozpoczęciem własnego biznesu?
Nie są to istotne bariery: biznesy typu professional services wymagają wyłącznie komputera i legalnego oprogramowania. My zaczynaliśmy z własnymi komputerami, raz naszym biurem był mój stół kuchenny, raz salon Wojtka.
Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?
Zbiegło się to mniej więcej z założeniem spółki. Pierwszym klientem była firma Diageo i jej marka J&B. Z Diageo współpracujemy w różnych formułach do dziś i ta firma ma specjalne miejsce w naszym agencyjnym serduszku.
Jakich porad udzieliłabyś osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?
- Czy potrafisz coś, czego nie umieją dobrze zrobić inne firmy na rynku i potrafisz o tym przekonująco opowiedzieć?
- Czy znasz jakiś „świat”, branżę, subkulturę albo kanał komunikacji lepiej niż większe agencje? Pomyśl nad specjalizacją przez branżę lub kanał komunikacji.
- Czy pracowałaś/pracowałeś wcześniej w agencji? Warto poznać specyfikę działania firmy tego typu nawet jeśli uznasz, że pewne rzeczy czy procesy można wykonać lepiej.
Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły Ci się podczas realizacji własnego biznesu?
Podczas rejestracji firmy w urzędach nasza nazwa – „albo albo” wywoływała zdziwienie. Wielu urzędników myślało, że to pomyłka, chociaż spotykaliśmy się też entuzjastycznymi reakcjami. Szczególnie pamiętamy rozmowę Wojtka z panią z Urzędu Skarbowego, która słysząc nazwę „albo albo”, ostrzegła, że ona nie zaufałaby firmie o takiej nazwie. Na szczęście to był pojedynczy głos – przeważnie spotkaliśmy na naszej drodze osoby, które zdecydowały się nam zaufać, za co bardzo dziękujemy!
Co Twoim zdaniem decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnego biznesu?
Może będzie to niepopularne stwierdzenie w erze „hustle culture”, ale dla mnie niesłychanie istotny jest ludzki aspekt. Przede wszystkim mam na myśli budowanie więzi z partnerami, klientami – potencjalnymi, obecnymi i byłymi; ale też z byłymi pracownikami. I nie mówię tu o ordynarnym networkingu i loteriach z wizytówkami, tylko na szczerych i prawdziwych, stałych relacjach z ludźmi. Trzeba pamiętać, że jest wiele utalentowanych i pracowitych osób, które nie osiągnęły (jeszcze!) sukcesu biznesowego, bo nie trafiły na swój czas i miejsce, lub brakowało im wspólnika o komplementarnych umiejętnościach. Za nasz wielki sukces uważam fakt, że bardzo dużo klientów oraz projektów udało się i nadal się udaje pozyskać w drodze rekomendacji. Są to rekomendacje zarówno naszych klientów w ich środowisku, ale także ze strony naszych byłych pracowników.
Co zrobiłabyś inaczej, patrząc z perspektywy czasu?
Patrząc z perspektywy czasu, wcześniej przyłożyłabym większą wagę do profesjonalizacji finansów, księgowości i obsługi prawnej. Najczęściej odkłada się to na później, koncentrując się na bieżącej pracy, a jest to bardzo ważne. Teraz zawsze podkreślam, żeby brać te aspekty pod uwagę od samego początku własnej działalności.
Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób zakładających swoją agencję?
Rzadko kiedy jedna osoba łączy wszystkie cechy niezbędne do prowadzenia agencji. Mieliśmy to szczęście, że wraz z Wojtkiem dobrze się dopełniliśmy pod względem talentów i umiejętności przy jednoczesnym nadawaniu na podobnych falach. Przede wszystkim jednak trzeba mieć pewność siebie, aby prowadzić biznes na swoich zasadach.
Jakie masz dalsze plany na rozwój agencji?
Mam trzy główne cele: po pierwsze, wspólnie z Miłoszem Jacyną, creative & strategy head / partner – chcemy rozszerzać nasze kompetencje, realizując jak najszerzej definiowane projekty komunikacyjne, bazujące na naszej kreacji, nie definiować się jako agencja tylko od bieżącej komunikacji w digitalu. Organizacyjnie zaś – albo albo to obecnie ponad 30 osób i bardzo zależy mi na tym, aby dbać o zespół i strukturę w taki sposób, abyśmy w dalszym ciągu byli fajnym miejscem do pracy, sprzyjającym kreatywności. Wreszcie, nieco misyjnie – chcę przekonywać klientów do tego, że jakość i estetyka komunikacji zawsze będzie ważna i że warto w nią inwestować. To było dla nas kluczowe od samego początku agencji i cały czas się tym kierujemy.