Pozostałe części cyklu przeczytasz tu >
Zobacz również
Kiedy i co było impulsem do rozpoczęcia własnej działalności?
Zawsze chciałam mieć swoją własną firmę. Pierwszą założyłam zaraz po studiach w Paryżu – Click Your Brand, agregował promocje z niezwykle wówczas popularnych we Francji klubów zakupowych (Vente Privée). Niestety, po jakimś czasie projekt się rozpadł. Z perspektywy czasu widzę, że uczenie się na własnych błędach to była świetna szkoła biznesu i życia, ale wtedy zostałam z długami, które musiałam szybko spłacić. To popchnęło mnie do założenia mojej obecnej firmy – czyli agencji subko&co – biznesu, który mogłam rozpocząć bez długotrwałej fazy szukania inwestorów. Znałam się już wtedy na marketingu, chciałam dalej pracować po francusku, więc pomysł na obsługę marketingową francuskich spółek był dla mnie naturalny w tamtej sytuacji.
Ile czasu zajęło Ci założenie agencji od czasu zakiełkowania tego pomysłu?
Miałam już wtedy działalność, miałam wiedzę, więc to była kwestia około trzech miesięcy zanim ułożyłam sobie procesy i podjęłam kluczowe decyzje. Wielu moich znajomych ze studiów zakładało wtedy własne firmy, więc pierwszych klientów znalazłam dość szybko.
Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?
Nigdy wcześniej nie pracowałam w agencji. Pracowałam za to „po stronie klienta” – w pierwszym startupie marketing był jednym z moich głównych obowiązków. Wyszłam z założenia, że będziemy obsługiwać klientów tak, jak sama chciałabym być obsługiwana. Od początku w subko&co mieliśmy podejście startupowe i byliśmy skupieni na efektywnym podejściu do budżetów – performance siłą rzeczy stał się więc pierwszą dziedziną w której się wyspecjalizowaliśmy. To podejście z kolei sprawiło, że mieliśmy bardzo dobry etos pracy i wysoki współczynnik rekomendacji – klienci byli zadowoleni i polecali nas dalej, co się zresztą dalej dzieje.
#PrzeglądTygodnia [05.11-12.11.24]: kampanie z okazji Movember, suszonki miesiąca, mindfulness w reklamach
Jakie są koszty związane z rozpoczęciem własnego biznesu?
Ten biznes skaluje się razem z napływającymi zamówieniami od klientów, więc nie musiałam mieć dużych funduszy na start, zresztą świadomie chciałam założyć firmę bez zewnętrznych inwestorów. Koszty były więc tutaj głównie emocjonalne, to był bardzo intensywny i trudny czas, a ja z takimi sytuacjami radzę sobie przez działanie. Tym razem wyszło mi to na dobre.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?
Bardzo szybko. Mój przyjaciel z Paryża miał agencję PR i podesłał mi na początek kilku klientów zainteresowanych marketingiem digital.
Jakich porad udzieliłabyś osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?
Na pewno trzeba się wyróżniać. Akurat u nas to jest wyróżnik geograficzny. Nie ma drugiej takiej agencji, która działając w Polsce, rozumiałaby francuski rynek, zatrudniałaby Francuzów a jednocześnie wykorzystywała francuskie podejście do promocji firm z Polski. Po drugie – od samego początku trzeba się wyróżniać merytorycznie przez dobry client service i innowacyjność – np. naszym konikiem w pierwszych latach agencji był offline-to-online marketing, jako pierwsi wdrażaliśmy na przykład iBeacony. Te dwa wyróżniki bardzo wpływają później na kulturę firmy.
Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły Ci się podczas realizacji własnego biznesu?
Kiedyś mieliśmy produktową sesję zdjęciową dla jednej z francuskich firm produkujących sery. Akurat klient zdecydował się na bardzo aromatyczne gatunki, przez co nasze całe biuro przez parę dni pachniało dość… charakterystycznie.
Co Twoim zdaniem decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnego biznesu?
W przypadku butikowych agencji, takich jak nasza, decyduje podejście do klienta, bardzo indywidualne i autentyczne. Gdybyśmy sprzedawali ubrania to bylibyśmy dobrym krawcem, który zaproponuje kawę, a potem po rozmowie z klientem skroi i uszyje garnitur na konkretną sylwetkę, a nie sieciówką z ubraniami dla anonimowych klientów. Client service to podstawa tego modelu i musi być na najwyższym poziomie, żeby móc odnieść sukces jako butikowa agencja digitalowa. Zwłaszcza jeśli firmuje się biznes własnym nazwiskiem.
Co zrobiłabyś inaczej, patrząc z perspektywy czasu?
Mniej spieszyłabym się na początku i lepiej przemyślałabym pewne procesy. Nasze początki były mocno agile’owe, szybko reagowaliśmy na zmiany, układaliśmy sobie pewne rzeczy na bieżąco i ostatecznie to zadziałało, ale można to było zrobić wolniej. Od początku delegowałabym też więcej zadań.
Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób zakładających swoją agencję?
Warto być zdeterminowanym, optymistycznym i mieć silny motywator. Na początku, kiedy pracowaliśmy bardzo dużo, miałam momenty kryzysu. Zdawałam sobie wtedy sprawę, że gdyby nie możliwość jeżdżenia do klientów do Paryża i obcowania z francuską kulturą, która jest jedną z moich największych miłości w życiu, mogłabym nie udźwignąć tych obowiązków. Do tego trzeba po prostu lubić ludzi. To jest biznes oparty na relacjach. Trzeba umieć je nawiązywać i pielęgnować.
Jakie masz dalsze plany na rozwój agencji?
Nie widzę subko&co jako stuosobowej agencji, więc stawiam na rozwój raczej jakościowy niż ilościowy. Mamy na pokładzie bardzo kompetentnych specjalistów, którzy rozwijając się, poszerzają kompetencje agencji. Model, który działa dla nas najlepiej to butikowość i da się ją utrzymać tylko do pewnego rozmiaru firmy. Chcę też dalej rozwijać nasze relacje ze Stanami Zjednoczonymi, które udało mi się nawiązać w zeszłym roku – bo dla Amerykanów jesteśmy europejską agencją, co niesie ze sobą pewne zalety, a dla nas to bardzo ciekawy rynek.
O rozmówcy:
Marta Subko, CEO agencji subko&co.