Pozostałe części cyklu przeczytasz tu >
Zobacz również
Kiedy i co było impulsem do rozpoczęcia własnej działalności?
Nie było żadnego konkretnego impulsu. O założeniu własnej agencji reklamowej myślałem od momentu, kiedy zainteresowałem się reklamą. Mój tata prowadził własną działalność odkąd pamiętam, stąd naturalnym było dla mnie założenie czegoś swojego. Nazwę agencji wymyśliłem w okolicach 2012 roku, czyli 4 lat przed faktycznym założeniem przedsiębiorstwa. Już wtedy wiedziałem, że nazwa ma symbolizować pasję do historii reklamy i mocne podejście strategiczne do „rozgryzania twardych orzechów”.
Ile czasu zajęło Ci założenie agencji od momentu zakiełkowania tego pomysłu?
Decyzję o tym, że faktycznie startujemy podjąłem w Londynie, pracując w adam&eveDDB. Dziadek do orzechów miał swój NIP około miesiąc po powrocie do Polski.
Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?
Brak dużego klienta, z którym moglibyśmy wystartować. Na początku działalność polegała na mniejszych lub większych pracach freelancerskich dla innych, głównie warszawskich agencji. Drugim problemem był brak doświadczenia w zarządzaniu – tego po prostu trzeba się uczyć. Co cały czas czynię 😉
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Jakie są koszty związane z rozpoczęciem własnego biznesu?
W naszym przypadku był to koszt codziennej kawy w kawiarni w Kinie Kijów. Tam spotykaliśmy się z Tomkiem i Konradem (moimi partnerami), by pracować, gdy nie mieliśmy jeszcze biura. Własne miejsce wynajęliśmy dopiero za pierwsze zarobione pieniądze.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?
Pierwszy klient, który podpisał z nami długoterminową umowę na stałą obsługę, zjawił się po około dwóch miesiącach. Jestem szczególnie dumny z tego, że jest z nami do dzisiaj, a ostatnie 3 lata wielokrotnie zwiększyły jego zyski. Współpraca układa się świetnie.
Jakich porad udzieliłbyś osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?
Moim zdaniem nie warto skupiać się na szukaniu inwestora na start. To branża, w której liczą się pomysły. Jeśli ich nie masz, inwestor nie pomoże. Jeśli je masz, inwestor będzie tylko kimś, z kim dzielisz zyski.
Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły Ci się podczas realizacji własnego biznesu?
Bez wątpienia była to wizyta w biurze jednej z marek z branży FMCG. Przywitano nas i zaproszono do sali konferencyjnej, w której wisiały dziesiątki portretów prezesa z rodziną. Były to obrazy wykonane na szereg różnych sposobów – można było znaleźć wszystko od oleju na płótnie aż po wyszywankę krzyżykową. Brand manager wyjaśnił nam, że są to wyrazy podziękowań od lokalnej społeczności. Finalnie nie nawiązaliśmy współpracy.
Co Twoim zdaniem decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnego biznesu?
Wiara w siebie, wiara w powodzenie i bezgraniczne zaangażowanie.
Co zrobiłbyś inaczej patrząc z perspektywy czasu?
Jeśli miałbym wymienić jedną rzecz, to byłoby to dokładniejsze selekcjonowanie briefów, które wpadały do agencji. Niestety wielu klientów wykorzystało nasze zaangażowanie do tego, by po prostu posłuchać pomysłów, a następnie nie realizować kampanii. Kilka takich nieodpowiedzialnych zachowań ze strony brand managerów sprawiło, że spałem zdecydowanie gorzej.
Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób zakładających swoją agencję?
Stawiam na zuchwałość, zaangażowanie i wytrwałość. W tej kolejności.
Jakie masz dalsze plany na rozwój agencji?
Dużą pokusą jest szybki wzrost zatrudnienia, jednak stawiając na jakość, odżegnujemy się od tego pomysłu. Priorytetem jest dla nas tylko i wyłącznie poziom projektów, które tworzymy. Gdy produkujemy dobre kampanie, wszystko układa się samo. 🙂 Pracowałem w wielu agencjach, obserwowałem wiele podejść i stylów zarządzania w tej branży. My chcemy być mniejszym podmiotem, w którym znajdują się sami specjaliści. Nie kolosem, który raz na jakiś czas robi coś świetnego.
O rozmówcy:
Albert Stęclik, planning director / founding partner, Dziadek do orzechów