Pozostałe części cyklu przeczytasz tu >
Zobacz również
Kiedy i co było impulsem do rozpoczęcia własnej działalności?
Trudno mówić o impulsie, a na pewno nie o jednym. Decyzja o założeniu własnej firmy kiełkowała we mnie latami, a powodów jej realizacji było wiele.
Oczywiście zawsze marzyło mi się bycie sobie sterem, żaglarzem i okrętem, dlatego porzucenie korporacji i założenie własnej firmy było tylko kwestią czasu. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że w tych wszystkich korporacjach pracują ze mną ludzie maksymalnie 10 lat starsi, którzy regularnie są zastępowani swoimi młodszymi odpowiednikami.
Jak każdemu przyszłemu przedsiębiorcy wydawało mi się, że prowadzenie firmy to ciekawa przygoda, droga usłana różami. Wynikało to bezpośrednio z obserwacji rozwijających się firm, z którymi każdego dnia współpracowałem. Dziś wiem, że to faktycznie wspaniała przygoda. Co do drugiego też miałem rację – wydawało mi się.
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
Wszystkie te elementy, plus znużenie powtarzalnością pracy na etacie spowodowały, że wreszcie podjąłem decyzję. Oczywiście nie mogę pominąć faktu, że nieocenioną rolę w procesie decyzyjnym odegrała moja ówczesna partnerka, a dziś żona, Basia.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Na tamtym etapie nie wiedziałem jeszcze, czym miałaby się zajmować moja agencja, ani do jakiego klienta miałbym trafiać z ofertą. Jedno czego byłem pewny to to, że stawiam na jakościowy client service.
Przez lata pracy z innymi agencjami do szału doprowadzało mnie nieodbieranie telefonów, nieodpisywanie na maile czy nieterminowe dostarczanie projektów. Wtedy właśnie postanowiłem, że stworzę agencję taką, z jaką ja sam chciałbym pracować. Udało się. Przez wszystkie lata w mojej firmie jedna rzecz pozostała niezmienna, każdy klient musi otrzymać feedback w godzinę, choćby informację o tym, że otrzymaliśmy brief i kiedy odeślemy wycenę.
Ile czasu zajęło Ci założenie agencji od momentu zakiełkowania tego pomysłu?
Pomysł kiełkował latami, ale od podjęcia decyzji był to już paradoksalnie krótki czas. Miałem trochę odłożonych pieniędzy, kawalerkę, która posłużyła za pierwszą siedzibę firmy, sporą wiedzę, a co najważniejsze kontakty w świecie marketingu, które okazały się nieocenione.
W pracy zawodowej od zawsze hołduję wyniesionemu z domu przekonaniu, że szacunek należy się każdemu. Dzięki dobrym relacjom z wieloma wspaniałymi ludźmi ze świata marketingu mogłem liczyć na pomoc w pozyskaniu zleceń. W ten sposób już trzeciego dnia mojej nowej aktywności zawodowej pozyskałem pierwszego klienta, dużą firmę ubezpieczeniową. Oczywiście zlecenia, jakie otrzymywałem, były bardzo małe, ale na początek to wystarczało, aby uwierzyć w szanse powodzenia mojego planu.
Tu jednak napotkałem pierwszy problem. Musiałem spełnić oczekiwania zamawiającego dotyczące terminów realizacji, co było bardzo trudne, gdyż sam grafikiem ani koderem nie jestem, musiałem więc zatrudniać freelancerów, dla których byłem jednym z wielu pracodawców. Nie mogłem sobie pozwolić, aby od pierwszych dni mieć kogokolwiek na payrollu. Musiałem też pogodzić rolę handlowca, project managera, office managera i zmieścić to w 24-godzinnym dniu pracy.
Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?
Najtrudniej było wygrać z samym sobą. Bardzo często brakowało mi sił i rozważałem powrót na etat. Pracowałem po 18 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu. Wielokrotnie, gdy zawalałem kolejną noc pisząc briefy dla grafików, a pomimo tego przychody z danego miesiąca nie pokrywały kosztów, nachodziła mnie myśl, aby rzucić to wszystko i wrócić do strefy komfortu. Na marketingu się znałem, ale musiałem nadrobić ogromne zaległości z obszaru finansów, podatków, sprzedaży oraz nauczyć się używania programów do projektowania graficznego, na wypadek gdyby klient potrzebował np. szybkiej poprawki.
Jakie są koszty związane z rozpoczęciem własnego biznesu?
To wszystko zależy od wielu czynników jak choćby branża, format biznesu, kategoria klienta oraz to, czy posiadane przez nas kompetencje pozwalają nam działać niezależnie, bez pomocy współpracowników.
Jedno, czego się boleśnie nauczyłem to fakt, że decydując się na własny biznes, trzeba bardzo dokładnie policzyć wszystkie koszty, a następnie pomnożyć je przez dwa. Podobnie jak z remontem mieszkania najbardziej zaskakujące są te najmniejsze wydatki, które w niespotykany sposób magicznie się mnożą. Na tej płaszczyźnie popełniłem bardzo wiele błędów. Wielokrotnie zaskakiwały mnie dodatkowe koszty lub nieprzewidziane zakupy. Największym jednak problemem była terminowość płatności niektórych klientów. Dla dużej firmy kilkudniowy poślizg w płatności nie jest niczym strasznym, podczas gdy dla raczkującego przedsiębiorcy to być albo nie być.
Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?
Jak już wspomniałem nastąpiło to niezwykle szybko. Właśnie wtedy podjąłem decyzję, że się nie poddam, ponieważ wkładanie całej swojej energii w rozkręcanie firmy nabrało sensu.
Jakich porad udzieliłbyś osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?
Po pierwsze i najważniejsze to radzę dobrze przemyśleć tę decyzję, a jeśli już taką podejmiemy, to należy być bardzo dobrze przygotowanym. Absolutnie nikomu nie odradzam tej drogi, polecam ją, ale z rozsądkiem.
Po drugie, każdy przyszły szef agencji musi odpowiedzieć sobie na kilka pytań, takich jak: jaki produkt chce sprzedawać? kto miałby go kupić i dlaczego? jak chce dotrzeć do potencjalnego klienta.
Udzielenie odpowiedzi na tak postawione pytania wymaga przygotowania solidnej analizy. Musimy być pewni, jaka jest nasza konkurencja i jakie są nasze przewagi konkurencyjne.
Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły Ci się podczas realizacji własnego biznesu?
To temat rzeka. Z uśmiechem wspominam początki prowadzenia firmy, choć wtedy nie było mi do śmiechu, kiedy to musiałem zrezygnować z popularnej niemieckiej marki samochodu na rzecz 12-letniego smarta, aby środki ze sprzedaży przeznaczyć na wypłaty dla współpracowników. Mój pomarańczowo-czarny smart w teorii mieścił dwie osoby, ale bywało, że na spotkania z klientem jeździliśmy we trójkę. Mój ówczesny wspólnik, wystrojony w dopasowany garnitur jeździł w bagażniku.
Miałem też inne pomysły na minimalizowanie kosztów. Przez pierwsze dwa lata co sobotę jeździłem do biura, aby gruntownie je posprzątać. Nie byłoby w tym nic zabawnego, gdyby nie strategia, jaką obrałem, aby zachować wizerunek szefa. Co jakiś czas w poniedziałek pozwalałem sobie na rzucenie mimochodem komentarza nt. staranności naszego serwisu sprzątającego, który jak utrzymywałem, zatrudniamy.
Nie wiem, czy to było śmieszne, czy dziwne, ale któregoś dnia postanowiliśmy się rozstać z jednym ze współpracowników. Po trudnej rozmowie nasz żegnany kolega wsiadł na rower i pojechał do domu. To był mój rower.
Co Twoim zdaniem decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnego biznesu?
Determinacja i ludzie, z którymi chcemy budować biznes. Oczywiście doświadczenie, strategia czy pomysłowy produkt też się przydają, ale jak ich nie ma to trudno, przyjdą z czasem.
Co zrobiłbyś inaczej, patrząc z perspektywy czasu?
Trudno odpowiedzieć na tak zadane pytanie, ponieważ to popełnione błędy ukształtowały nas i nasze firmy takimi, jakimi jesteśmy dzisiaj. Jeśli nie popełniłbym pewnych błędów, to byłbym w innym miejscu, a mi tutaj dobrze.
Jak każdy z nas żałuję, że zaufałem niektórym ludziom. Nie straciłem wiary w ludzi, ale nauczyłem się przewidywać różne sytuacje i staram się przed nimi zabezpieczyć.
Na przestrzeni lat sporo funduszy zostało przeznaczonych na nieudane inwestycje. Tamtych błędów już nie popełnię, ale czy czegoś mnie to nauczyło? Chyba nie, bo jak świat światem ludzie inwestują w coś w co wierzą, a inwestycje mają to do siebie, że raz się udają, raz nie.
Dziś mam dużo większą wiedzę i więcej doświadczeń, które ułatwiają prowadzenie firmy. Nie trzymam też roweru w pracy.
Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób zakładających swoją agencję?
Wytrwałość i niesłabnący zapał to absolutne minimum. Z całą resztą jak w codziennym życiu, przydaje się doświadczenie, łatwość nawiązywania relacji z ludźmi, odporność na stres czy kreatywność. Im więcej mamy umiejętności, tym będzie łatwiej.
Jakie masz dalsze plany na rozwój agencji?
Chwilowo łapiemy oddech, bo jesteśmy świeżo po rebrandingu i zawiązaniu grupy, za nami również przeprowadzka do nowego biura.
Nie spoczywamy jednak na laurach. Plan na 2020 zakłada wdrożenie dwóch naszych autorskich produktów, nad którymi aktualnie pracujemy, uruchomienie nowej spółki z obszaru marketingu, ale skoncentrowanej na innym segmencie klienta. Cały czas realizujemy też plan wychodzenia do klientów z innych branż niż finansowa, w której się specjalizujemy.
O rozmówcy:
Łukasz Świrgał – CEO AdWise Group. Z marketingiem związany od ponad 15 lat. W 2014 założył Brandwise (aktualnie należący do AdWise Group). Wcześniej, od 2011 związany z firmą Tax Care SA, gdzie pełnił funkcję dyrektora departamentu marketingu.