W 2005 procent światowej populacji używającej Internetu wynosił tylko 16%, obecnie szacuje się go na 39%. Liczba użytkowników w krajach rozwiniętych zwiększyła się o połowę, w krajach rozwijających się jest ich aż 3 razy więcej!
Biznes przenosi się do Internetu – większość klientów już tam jest.
Każde przedsiębiorstwo, bez względu na to, czy jest międzynarodową korporacją, czy niewielką firmą, stoi przed koniecznością stworzenia strony w Internecie i wypełnieniem jej treściami atrakcyjnymi dla przemierzających cyberprzestrzeń potencjalnych klientów. Porównanie strony WWW do szyldu umieszczonego na globalnej agorze przestało być pretensjonalne, a stało się zwykłym stwierdzeniem faktu. Jak wykazują najnowsze badania statystyczne, ponad 90% użytkowników Internetu wyszukuje w nim informacje o lokalnych usługach i produktach, co więcej, 56% nie ufa firmom, które nie mają strony w Sieci. Liczbę firmowych stron szacuje się na około 25 milionów. Te przedsiębiorstwa, które ich nie mają, w zasadzie „nie istnieją”. Obecnie średnia globalna to 82% – tyle firm posiada własną stronę.
Zobacz również
Biznes edukuje, informuje i inspiruje, czyli „sprzedaż mimochodem”
Przeszło trzy czwarte Europejczyków i dwie trzecie Amerykanów używa Internetu na co dzień, szukając w nim rozrywki i treści edukacyjnych, odnajdując lokalnych i globalnych dostawców towarów i usług. Tak zwany „marketing treści”, używany coraz powszechniej przez przedsiębiorców, stara się odpowiedzieć na wszystkie potrzeby użytkowników, edukując i dostarczając atrakcyjnych informacji zachęca do zapoznania się z ofertą niejako „przy okazji”.
Zamiast zamieszczać nudną i prozaiczną reklamę, łatwą do zablokowania i zignorowania przez znudzonego użytkownika, o wiele częściej publikuje się ciekawe i pożyteczne artykuły związane z obiektem działalności przedsiębiorstwa. Piekarnia proponująca wirtualną wizytę po „muzeum chleba”, czy producent kosmetyków prowadzący blog makijażowy to dobre przykłady współczesnego sposobu na przyciągnięcie nowych klientów. Krótka seria pouczających i zabawnych filmów na Youtube ma większą moc oddziaływania na odbiorcę i łatwiej buduje więź z klientem, niż warte miliony prasowe kampanie reklamowe.
Polski biznes goni euro-trendy
Konieczność tworzenia tego typu treści stawia nas przed nowymi kwestiami do rozwiązania, z których jedna zdecydowanie wybija się na pierwszy plan – w jakim języku lub językach tworzyć strony WWW i jak dostosować je do grupy docelowej w XXI wieku?
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Tworzenie komercyjnych stron WWW w jednym, języku polskim zdaje się być przeżytkiem – twierdzi Grzegorz Patyk z biura tłumaczeń 123tłumacz.pl – Obserwujemy znaczny wzrost zainteresowania usługami tłumaczeń tekstów na wiele języków. Najpopularniejszy jest angielski, stanowiący około 55% wszystkich tłumaczeń. Inne najczęściej wybierane to niemiecki 20%, rosyjski 15%, hiszpański 10%.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Czy angielski język jest rzeczywiście „językiem Internetu”? Statystyki zdają się potwierdzać tę tezę. Prawie 30% użytkowników Internetu włada angielskim jako jednym z podstawowych języków, ponad połowa wszystkich stron w Sieci jest anglojęzyczna. Czy w takim razie wystarczy po prostu przetłumaczyć własną stronę na angielski, by z powodzeniem wejść na globalny rynek? Zdaniem ekspertów – nie. Tłumaczenie nie jest tym samym, co tworzenie treści w danym języku.
Marketingowiec + ekspert = copywriter XXI wieku.
Copywriting to sztuka reklamy i zachęcania do kupna towarów i usług. Jego zadaniem jest stworzyć zapotrzebowanie, wpłynąć na przekonania odbiorców, zbudować więź pomiędzy nimi a firmą. Lokalizacja językowa w copywritingu to już nie proste przetłumaczenie reklam i sloganów, z którymi poradzi sobie student pierwszego roku filologii, ale tworzenie od zera ogromnych ilości atrakcyjnych treści marketingowych.
– Najlepszy jest copywriting tworzony bezpośrednio w języku grupy docelowej – mówi przedstawiciel biura 123tłumacz.pl – idealna sytuacja to taka, w której treści marketingowe pisze „native speaker” czyli osoba znająca doskonale zarówno język, rynek, kulturę jak i zwyczaje panujące w ramach danej grupy odbiorców.
Poszukując klienta za granicą, musimy pamiętać o utrzymaniu określonego standardu. Błędy ortograficzne, gramatyczne, leksykalne są nie mniej groźne od merytorycznych. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Psychologowie mówią o efekcie „halo”, który polega na tym, że przypisujemy danej osobie, czy instytucji, negatywne i pozytywne cechy zależnie od pierwszego wrażenia. Nawet najlepsze i najbardziej atrakcyjne treści można zepsuć przez niechlujność lub nieudolność copywriterską i na odwrót – znakomity marketing to za mało, jeśli brak czegokolwiek wartego uwagi do powiedzenia potencjalnym klientom.
Odpowiedni status na globalnym rynku można osiągnąć wyłącznie dzięki połączeniu dobrego marketingu treści z dbałością o wielojęzykową i multikulturową naturę oferty – takie są właśnie przymioty globalnej wioski i jeśli chcemy prowadzić z nią interesy, musimy się dostosować.