Sprzęt, który kochałem

Ruszyła niekonwencjonalna kampania marki Makita zachęcająca do recyklingu.
O autorze
2 min czytania 2014-02-18

Recenzja

Przyjaźń męsko-męska niejedno nosi imię. Przyzwyczajeni do wielokrotnie ogrywanych obrazów męskich relacji, jakie serwuje nam rodzime kino, możemy być zupełnie nieprzygotowani na imię przyjaźni, które już niebawem wywróci polską kinematografię do góry nogami. Jeśli wypatrywaliśmy nadejścia świeżego, elektryzującego i silnie łamiącego tabu kina – oczekiwanie właśnie dobiegło końca za sprawą najnowszej produkcji wytwórni ToolStory. „Sprzęt, który kochałem” już stał się najgłośniejszym tytułem sezonu.

W czym tkwi jego rewolucyjność? Na początku trudno jej szukać w sytuacji dwójki młodych bohaterów, którzy wiodą wyjątkowo spokojne życie na przedmieściach dużego miasta. Miłość, ślub, dziecko, wspólne obiady, szczęśliwe chwile… Kasia i Filip, modelowe młode małżeństwo, zdają się nie mieć zmartwień, dopóki ktoś nie dostrzega rysy na ich idealnym życiu. Teściowa, bo o niej mowa, zwraca uwagę na niezdrowe przywiązanie Filipa do pewnego osobnika, co momentalnie wywołuje lawinę podejrzeń i pytań. Żona zaczyna zastanawiać się, czy jej mężczyzna prowadzi drugie życie. A może chodzi o coś znacznie poważniejszego? Wraz z zatroskaną Kasią odkrywamy kolejne części tajemniczej układanki, która prowadzi nas do źródła fascynacji Filipa. Niepokojąca intryga do końca trzyma w napięciu, a jej rozwiązanie wytrąca z równowagi, burzy dotychczasowy porządek, prowokuje do podjęcia zdecydowanych kroków. Jakich? Odpowiedź na to pytanie będzie miał absolutnie każdy, kto zobaczy „Sprzęt, który kochałem.”

Poza genialnie rozegraną intrygą, twórcy filmu serwują nam prawdziwą gatunkową ucztę. Nagłe zwroty akcji i puszczanie oczek do starych, filmowych wyjadaczy co rusz zaskakuje. Autorzy niczym operatorzy rollercoastera – najpierw usypiają naszą czujność obrazkami wyjętymi z komedii romantycznej, by nagle zawiesić nas do góry nogami thrillerowym akcentem, wycisnąć łzę dramatycznym wątkiem i skończyć tyleż brawurowym, co nieoczekiwanym, ekologicznym saltem. Znakomite zdjęcia, pomysłowe efekty specjalne oraz przekonujące aktorstwo. Wszystkie te świetnie dopasowane elementy składają się na wyjątkowo porywającą całość, która z całą pewnością na stałe zagości w świadomości widzów.

Idea

Naszym celem było zwrócenie uwagi Polaków na kwestię recyklingu zużytego sprzętu elektrotechnicznego. Staraliśmy się prześledzić pobudki jakimi kierują się Polacy, nie oddając tego typu sprzętu do recyklingu. Doszliśmy do wniosku, że stoi za tym świetnie nam wszystkim znany refren: „bo jeszcze może się przydać”. Bawimy się motywem tajemniczej więzi, jaka może pojawić się między mężczyzną a jego elektro-narzędziem, więzi, która w oczach osób trzecich, może przypominać niezdrową fascynację. Opowiadamy krótką historię, która w przerysowany i zabawny sposób uświadamia nam, że właściwym przeznaczeniem zużytych narzędzi jest recykling. Po długich naradach zdecydowaliśmy się ubrać nasze przesłanie w formę krótkiego filmu. Wierzymy w magię kina jako medium, w którym wciąż opowiada się najciekawsze historie, zachęcające do dzielenia się nimi wśród znajomych.

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

W związku z tym stworzyliśmy trailer, którego ostatnia scena całkowicie zaskakuje widza, zwracając jego uwagę na interesujący nas problem. Oczywiście nie zapomnieliśmy o prawdziwym filmowym plakacie. Cały ruch kampanii będzie przekierowywany na stronę internetową www.toolstory.pl, na której każdy dowie się nieco więcej o recyklingu i zaczerpnie informacji o miejscach, gdzie może oddać swój zużyty sprzęt.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się