Debatę „Internet po DSA – między wolnością słowa a odpowiedzialnością” zorganizował Human Answer Institute w ramach cyklu Strefa Dialogu Jutro. Jej uczestnicy – przedstawicie rządu, eksperci rynku mediów, nauczyciele, uczniowie, dziennikarze, influencerzy – zgodzili się, że dziś obywatele są bezbronni w walce z patologią, jak choćby hejtem, fake newsami, przemocą słowną, podszywaniem się pod znane osoby.
Wskazali oni, że do utrzymania równowagi między platformami internetowymi i ich użytkownikami niezbędna jest implementacja Aktu o usługach cyfrowych (Digital Services Act – DSA). Jego celem jest uporządkowanie zasad funkcjonowania platform internetowych i zwiększenie bezpieczeństwa użytkowników w sieci. Nowe przepisy mają zapewnić większą ochronę przed nielegalnymi treściami i nadużyciami big techów, a także zagwarantować większą przejrzystość działania algorytmów i moderacji treści.
Zobacz również
Dla użytkowników oznacza to m.in. możliwość odwołania się od decyzji o usunięciu treści, łatwiejsze zgłaszanie nielegalnych materiałów, m.in. o charakterze hejtu, dezinformacji czy cyberprzemocy oraz większą kontrolę nad własnymi danymi i reklamami, które widzą online.
Wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski, otwierając dyskusję, podkreślił, że rzeczywistość sprzed piętnastu lat i ta obecna są zupełnie różne – zmienił się bowiem sposób prowadzenia dyskusji: kiedyś toczyła się ona równolegle w internecie i realu, natomiast dziś jest prowadzona wyłącznie w sieci.
– Nie zostały wprowadzone żadne mechanizmy, które przeciwdziałałyby treściom nielegalnym. Jeśli dzisiaj na ulicy wywiesimy jakąś treść, która jest nielegalna, to zostanie ona po prostu zdjęta. Nie ma takiego mechanizmu w internecie. Nie ma również takiego mechanizmu, który spowodowałby, że platformy miałyby jakąkolwiek demokratyczną kontrolę nad swoimi decyzjami – argumentował Dariusz Standerski.
Jak zatrzymać pseudowiedzę? [OPINIE]
Wiceminister podkreślił, że ani Akt o usługach cyfrowych, ani inne przepisy UE nie definiują, co to jest treść nielegalna i że definicja treści nielegalnych jest pozostawiona państwom członkowskim.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
– Wdrożenie Aktu o usługach cyfrowych w ani jednym miejscu nie wprowadza nowej definicji treści nielegalnej. To, co było dotychczas nielegalne, to, co jest nielegalne w świecie rzeczywistym, tak samo powinno być nielegalne w świecie wirtualnym. Wypisaliśmy ponad 20 konkretnych przestępstw z Kodeksu Karnego oraz innych przepisów karnych. I te przestępstwa, które są w naszym prawie już od lat, przepisujemy teraz do treści w internecie – mówił wiceminister.
Małgorzata Rozenek-Majdan, aktywistka, prezeska Fundacji MRM, podkreśliła, że zarówno ona, jak i jej środowisko liczą na wprowadzenie dobrego prawa dotyczącego rozpowszechniania treści w internecie. Odniosła się do zjawiska scamu – podszywania się pod znane osoby w celu wyłudzenia pieniędzy.
– My jako osoby rozpoznawalne jesteśmy wykorzystywani i nasze wizerunki są wykorzystywane do tego, żeby wprowadzać ludzi w błąd. Dla nas jest to podwójnie groźne. Z jednej strony nikt nie chce, żeby jego wizerunek był wykorzystywany wbrew jego woli, a po drugie mamy poczucie, że bierzemy udział w oszustwie i czujemy się współwinni, mimo że oczywiście to nie była nasza intencja – mówiła Małgorzata Rozenek-Majdan.
Wymieniała kilka haseł, na które oszuści łapali ofiary w internecie: „Rozenek zainwestowała w złoto”, „Pokażemy ci, jak Rozenek zyskała 100 tys. w 10 sekund”, „Oto sekret szczupłej sylwetki Rozenek”. Podkreśliła, że opieszała reakcja platform na zgłaszane oszustwa jest „zadziwiająca” – zazwyczaj potrzebują one na to 2-3 dni.
Zdaniem Małgorzaty Rozenek-Majdan platformom nie opłaca się walka z tego typu oszustwami, ponieważ – jak pokazują przytoczone podczas debaty wyniki badań – scam generuje 10 proc. przychodów tych portali.
Na problem scamu – ale z perspektywy konsumenta – zwróciła uwagę Iwona Prószyńska z CSIRT NASK.
– Mamy tutaj wizerunek osób publicznych, który jest wykorzystywany w sposób bezczelny, powodujący szkody, ale ostatecznie mamy tego poszkodowanego Kowalskiego, który wierzy w to, że osoba znana, którą szanuje, podziwia, namówiła go do udziału w czymś, na czym on stracił oszczędności życia – wskazała ekspertka.
Podkreśliła, że nie chodzi o jedną osobę, tylko tysiące, które przez ten proceder straciły pieniądze.
– Chciałabym, żebyśmy mieli sposób na to, żeby temu Kowalskiemu móc oznaczyć reklamę w taki sposób, żeby on wiedział, z czym ma do czynienia, żeby móc mu podpowiedzieć, że być może to nie jest treść wygenerowana przez tę osobę, którą on podziwia – mówiła Iwona Prószyńska.
Maja Herman, psychiatrka, medinfluencerka, prezeska Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych (PTMM), wskazała treści, które jej zdaniem można „podciągnąć” pod odpowiedni paragraf – by ich autorzy mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Ekspertka podała przykład osoby rozsiewającej nieprawdziwe informacje na temat leków przeciwdepresyjnych.
– Twierdziła ona, że leki przeciwdepresyjne zabijają i tak naprawdę robią z człowieka zombie, a nie leczą niczego. To, co ta osoba zrobiła, jest tak naprawdę „sprowadzeniem powszechnego niebezpieczeństwa na dużą grupę ludzi”. Myślę więc, że paragrafy i narzędzia prawne istnieją, brakuje nam tylko mocy wykonawczej, sprawczej – mówiła Maja Herman.
Witold Ziomek, dziennikarz portalu Wprost.pl, zauważył, że dzisiaj o tym, jaki zasięg będzie miał artykuł, decydują duże platformy społecznościowe.
– Przeważnie Google albo Meta. Wyjątkiem są niektóre portale, które do tej pory prowadzą jeszcze usługi pocztowe, bazujące na pewnym ruchu ze stron głównych. Natomiast portal taki jak ten, w którym ja pracuję, jest absolutnie skazany wyłącznie na decyzję arbitralną portalu – podkreślił Witold Ziomek. I wyraził nadzieję, że DSA rozwiąże ten problem.
O tym, jakie narzędzie dostają do ręki instytucje państwowe wskutek wprowadzenia DSA, mówił Tomasz Bukowski, ekspert ds. regulacji rynku, Kancelaria Prawna Media, Polska Izba Komunikacji Elektronicznej.
– Jeżeli platforma internetowa nie będzie reagowała na zamieszczone na niej treści, np. groźby karalne – które w DSA będą wskazane do usuwania – wtedy prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej będzie miał możliwość zwrócenia się zarówno do hostingodawcy, czyli podmiotu, który fizycznie będzie przechowywał te treści na swoich serwerach, bądź do przedsiębiorców telekomunikacyjnych o ich usunięcie lub zablokowanie. Przy czym zarówno hostingodawcy, jak i przedsiębiorcy telekomunikacyjni będą już stosowali blokady całych domen internetowych, a nie konkretnych treści z przyczyn technicznych – podkreślił Tomasz Bukowski.
Jego zdaniem będzie to dla platform internetowych wystarczające zagrożenie, żeby zadbały o czystość przekazu i usuwały niezgodne z prawem treści.
Paweł Mrozek, założyciel Akcji Uczniowskiej, wskazał na konieczność edukowania – żeby użytkownicy internetu byli wyczuleni na linki typu „zaprasza Cię książę Dubaju”.
– Musimy postawić na edukację w szkołach. Żeby uczniowie, ale też nauczyciele, wspólnie cała społeczność szkolna, dyskutowała, ale też miała świadomość, że może to być kolejne zagrożenie – wskazał Paweł Mrozek.
Nawiązał też do omawianego przez uczestników dyskusji tematu anonimowości w sieci.
– Jeśli ktoś decyduje się na publikowanie w sieci hejterskiego komentarza, bezpośredniego namawiania do popełnienia samobójstwa, to niech pisze pod imieniem i nazwiskiem, żeby można było taką osobę ścigać. To jest bardzo trudne do zrealizowania i zapewne w najbliższych latach będzie ciężko to wprowadzić, ale musimy od czegoś zacząć. Musimy zrobić pierwszy duży krok do tego, żeby osoba, która komentuje w sieci, musiała być zweryfikowana – argumentował Paweł Mrozek.
Również Filip Cembala, aktor, wokalista, twórca, stwierdził, że jawność to coś „absolutnie elementarnego”.
– Jeżeli ktoś chce mieć dostęp, choćby do portali, gdzie można komentować, to ja naprawdę chcę wiedzieć, kto mi serwuje ten tekst i wtedy ja się mogę zastanowić, czy chcę podjąć kroki prawne w związku z tym zdarzeniem, czy nie – mówił Filip Cembala.
Ewa Ziejewska, nauczycielka, podkreśliła, że dzieci rzadko przyznają się do tego, że ktoś je skrzywdził w internecie.
– Albo ktoś sobie z tym radzi i idzie dalej albo dzieją się tragedie, które w szkołach często są zamiatane pod dywan. Niestety, mówię właśnie o wszelkich okaleczeniach, które się dzieją na szkolnych przerwach, a także w czasie lekcji, o próbach samobójczych – mówiła nauczycielka.
Jej zdaniem szkoła powinna uczyć odpowiedzialności za słowo.
– Uczę rozumieć, co to jest słowo. I to jest dla moich uczniów bardzo trudne – podsumowała Ewa Ziejewska.
Źródło informacji: PAP MediaRoom
Fot. PAP/S. Leszczyński (1)