Ile razy poznaliście kogoś na Twitterze i wyobrażaliście go sobie jako avatar + wykreowany image?
Facebook a Twitter
Podobno na Facebooku są Twoi znajomi, a na Twitterze są Twoi nowi znajomi. Często nie znasz ich na żywo i – jeśli nie bywacie na TweetUpach – pewnie ich nie poznasz. A mimo to masz wrażenie, że rozumieją Cię lepiej niż ktokolwiek inny. Jak to się dzieje, że na Twitterze, który jest przecież publiczny (chyba, że założysz sobie kłódkę, ale niewiele osób z tego korzysta), potrafisz napisać bardziej osobiste treści, niż na Facebooku, gdzie ustawiasz opcję „widoczne tylko dla przyjaciół”?
Zobacz również
W serwisie Marka Zuckerberga zapewne masz dodane takie osoby ze swojego życia, których nie lubisz, które Cię nie interesują, albo które „musisz” zaakceptować (pozdrowienia dla wszystkich szefów).
Głupio jest kogoś wyrzucić ze znajomych, jeśli się z tym kimś musisz spotkać w codziennym życiu. Owszem, możesz moderować ustawienia prywatności w ten sposób, że przemyślenia z imprezy trafią tylko do wybranych przyjaciół. Na Twitterze ludzie się za bardzo z tym nie ukrywają – wręcz z dumą dodają tag #AlkoTwitter i komunikują z innymi za pomocą flirtu.
Zauważmy, że jest to nie tylko grupa studentów, ale też ludzie zawodowo zajmujący się marketingiem, pracownicy korporacji itp. Jak wytłumaczyć ten fenomen swobodnego zachowania? Może tym, że Facebook jest jak małe miasteczko, gdzie każdy zna każdego, a Twitter jest jak Nowy Jork – za pięć minut już żyje czymś innym? A może tym, że nieznajomym z pociągu łatwiej opowiedzieć historię swojego życia?
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Spotkania rozszerzone
Od dłuższego czasu przerabiamy w socjologii zagadnienie „rodzin patchworkowych”, czyli takich, gdzie występuje były mąż, była żona i zbieranina dzieci ze wszystkich małżeństw. A nowym zjawiskiem są spotkania rozszerzone, czyli takie, że wychodzimy z grupą kolegów do pubu, albo nawet na konferencję branżową, każde z nas bierze swojego smartfona, łapie wifi (bez dobrze działającego wifi włącza się w człowieku zespół abstynencyjny) i komunikuje na bieżąco ze swoimi znajomymi z internetu.
Leci fota na Instagramie: „To ja i X. Świetnie się bawimy”. A potem do końca wieczoru sprawdzasz, ile już masz serduszek. X komentuje zdjęcie. Odpisujesz jej pod zdjęciem, chociaż siedzi obok Ciebie.
Jedna z amerykańskich restauracji zmartwiła się liczbą napływających skarg na szybkość obsługi. Ponieważ liczba kelnerów nie zmieniła się w porównaniu z latami ubiegłymi, szefowie postanowili na podstawie monitoringu przeanalizować, dlaczego ludzie później otrzymują zamówione potrawy i dłużej zajmują swoje stoliki. Okazało się, że obecnie klienci proszą o hasło do wifi, logują się, proszą kelnerów o zrobienie zdjęć ich smartfonami, fotografują jedzenie i dzielą się z nim chyba w każdym możliwym serwisie społecznościowym, a następnie czytają newsy z sieci podczas spożywania posiłku. To wszystko sprawiało, że obsługa nie mogła działać szybciej, a na wolny stolik trzeba było zaczekać.
FOMO
Fear of Missing Out to psychiczne schorzenie oznaczające konieczność stałego monitorowania internetu. Szczególnie łatwo o uzależnienie w dobie szybko działających smartfonów i aplikacji. Kiedy podczas mojego kilkutygodniowego pobytu w Londynie już pierwszego dnia skradziono mi telefon i musiałam funkcjonować bez niego, znajomi nie wierzyli, że było to w ogóle wykonalne. FOMO jest chyba bardziej rozpowszechnione, niż chcemy się do tego przed sobą przyznać.
Młodzi ludzie ogólnie jednak zdają sobie z tego sprawę, gdyż hitem ostatnich miesięcy są „wyjazdy ze znajomymi w Bieszczady bez telefonu i komputera”. Oczywiście jakimś cudem już w drodze powrotnej zaczyna się trwająca przez kolejny tydzień fotorelacja, bo trzeba się wszystkim w internecie pochwalić, jak to było fajnie przez dwa dni w prawdziwym życiu.
Za czasów naszych rodziców po pracy przychodziło się do domu i rozwalało się na kanapie przed telewizorem. Teraz telewizji jest mniej, ale za to prowadzi się po pracy aktywne życie online, ewentualnie sprawdza się 9gag. Można też jednocześnie oglądać film lub mecz i komentować to online (wreszcie jakieś praktyczne zastosowanie reklam w telewizji).
Firma Durex niedawno przeprowadziła kampanię mającą na celu uzmysłowienie parom, że wyłączenie telefonu to tak naprawdę droga do drugiego człowieka:
Czy korzystanie z technologii w sypialni zawsze jest złe? Nie, bo śledzenie bieżących wydarzeń zawsze daje tematy do rozmów już „po wylogowaniu”. Chodzi o ilość czasu, jaki na to poświęcamy.
Tinder i serwisy randkowe
Duńska tenisistka Caroline Woźniacki została porzucona przez telefon przez narzeczonego tuż przed ślubem. Żyły tym swego czasu wszystkie media, nie tylko sportowe. Jakiś dziennikarz ujęty łzami pięknej blondynki zapytał, czy może rozważa skorzystanie z serwisu randkowego online. „Nie jestem jeszcze taka żałosna” – odpowiedziała gwiazda.
Czy znalezienie swojej drugiej połówki przez internet jest naprawdę żałosne? Wreszcie nie musimy godzinami wysiadywać w barach ani przebierać oczami po biurze lub wśród znajomych znajomych. Choćbyś nie wiadomo jak durne zainteresowania posiadał, w internecie zawsze znajdzie się ktoś, kto je podziela. Niedawno dzięki Twitterowi dowiedziałam się, że ktoś jeszcze w tym kraju poza mną słucha Alice Coltrane czy Mulatu Astatke. Myślałam, że wszyscy tylko Pink Floyd, Pink Floyd i ewentualnie Gang Albanii.
Czasem może zaiskrzyć bez konieczności wykupowania pakietów w serwisach randkowych. Na forach czy na Twitterze ludzie z reguły niczego nie udają, bo nie rejestrują się tam w celu seksualno-matrymonialnym, tylko dla przyjaźni i wymiany poglądów. A kiedy zaiskrzy, można się wspólnie przenieść na Snapchata ;).
Jeśli jednak zakochujesz się w kimś przez internet, musisz pamiętać, że zawsze zakochujesz się w swoim wyobrażeniu tej osoby. Zachowaj czujność. Jeśli z kolei angażujesz się w związek z osobą poznaną w serwisie randkowym lub na Tinderze – miej się na baczności, bo Twój wybranek jest w stanie jeszcze długo sprawdzać wiadomości i „matche” otrzymane od innych! Dzieje się to albo na zasadzie autentycznego zainteresowania „bo może trafi się coś lepszego”, albo podbudowania ego („Przecież i tak nie odpowiadam na te wiadomości.” – „To po co je w ogóle sprawdzasz?”) czy wręcz odruchu bezwarunkowego. Ale jeśli oczekujesz poważnego zaangażowania, możesz te gesty odebrać jako zdradę. To zdecydowanie negatywny przykład wdzierania się aplikacji internetowych w realne życie.
Wciąż wiele osób uważa, że prawdziwe życie toczy się jedynie twarzą w twarz z „realnymi” ludźmi, a cała reszta to albo zjadające czas uzależnienie, albo w najlepszym razie jakiś dodatek. Moim zdaniem social media, podobnie jak cały internet, stają się tak naprawdę częścią naszego życia. W naturalny sposób je wzbogacają i uzupełniają. A ile czasu dziennie Ty spędzasz na komunikowaniu ze znajomymi online?
Natalia Gawrońska
Social media manager w Agencji Marketingowej Qantum. Prowadzi profile o tematyce sportowej, kulinarnej oraz technologicznej. Przez blisko 10 lat dziennikarka sportowa specjalizująca się w tenisie, pracująca w biurach prasowych polskich turniejów, współpracująca m.in. z „Rzeczpospolitą”, cytowana przez dziennikarzy „New York Times” i „L’Equipe”. Prywatnie – fanka muzyki nu-jazz, krautrock i psychedelic, oraz kina koreańskiego.