Pozostałe części cyklu przeczytasz TUTAJ >>
Kiedy i co było impulsem do powstania agencji?
To był 2008 rok – zupełnie inna epoka! Facebook dopiero zaczynał zdobywać świat, e-commerce stawał się nową obietnicą biznesu, a marki w Polsce uczyły się myśleć cyfrowo. Miałem wtedy 23 lata i kierowałem największym akademickim inkubatorem przedsiębiorczości w kraju. Pomyślałem: „skoro skutecznie pomagam rosnąć studenckim startupom, to czemu nie większemu biznesowi?”. Tak narodziła się nasza misja – pomagać markom rosnąć świadomie. To była iskra.
Zobacz również
Ale prawdziwym fundamentem byli ludzie. Miałem wokół siebie niezwykle utalentowane osoby i wspierające środowisko. Wśród nich Krzysztof Wronka (ś.p.) – mój rówieśnik i pierwszy wspólnik, genialny umysł i człowiek, który z pasją chłonął nowe języki programowania. To właśnie z tej mieszanki pasji, przyjaźni i odwagi powstało BERRY.
Jaka jest geneza nazwy agencji?
No cóż – ja po prostu kocham borówki! Mają piękny kształt, głęboki kolor, cudowny smak, a do tego niemal magiczne działanie – poprawiają koncentrację, wspierają pamięć, regenerują. Pomyślałem, że to idealna metafora dla agencji, która ma rozwijać marki w sposób zdrowy i długofalowy. Chyba ani przez chwilę nie rozważaliśmy innej nazwy.
Dopisek Kolektyw Kreatywny pojawił się później – w 2018 roku. Zależało mi, żeby podkreślić coś, co naprawdę nas wyróżnia: nie jesteśmy agencją z szuflady, tylko kolektywem ludzi, których łączą wartości i różnorodne talenty. Do każdego projektu dobieramy zespół, który najlepiej odpowiada na potrzeby danego klienta.
Apps in ChatGPT: nowy krok OpenAI [OPINIE]
Dziś na rynku jest sporo „kolektywów” i kilka „berry” – ale traktujemy to raczej jako powód do dumy. Dobrze jest inspirować innych.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Ile czasu zajęło założenie agencji od momentu zakiełkowania tego pomysłu?
Agencja powstała błyskawicznie – dosłownie w kilka tygodni. Ta sprawczość towarzyszy nam od pierwszego dnia. Czują ją nasi ludzie i doceniają nasi klienci. Gdy pojawia się mocny pomysł i naprawdę w niego wierzymy, potrafimy zrobić coś z niczego – w locie, z pasją i pełnym zaangażowaniem. Tak właśnie narodziło się BERRY.
Jaki był budżet/kapitał na start? Jakie koszty wiązały się ze startem działalności?
Budżet na start wynosił dokładnie 225 zł… tyle dokładnie kosztowały opłaty za rejestrację firmy. Nie mieliśmy biura, sprzętu ani inwestora. Mieliśmy za to z Krzyśkiem bardzo duży kapitał społeczny – mnóstwo wypracowanych w pierwszych latach studiów kontaktów i dobre relacje z młodymi firmami z Inkubatorów Przedsiębiorczości. To pozwoliło nam od razu myśleć z rozmachem.
Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?
Pamiętam ten dzień doskonale – 15 września 2008 roku. Wystawiliśmy naszą pierwszą fakturę. Tego samego dnia upadł Lehman Brothers, a świat pogrążył się w największym kryzysie finansowym XXI wieku.
Wymarzony moment na start? Cóż… raczej nie. To był czas, w którym przetrwali ci, którzy potrafili zachować elastyczność i wiarę w sens działania. W Polsce dopiero debiutował Facebook, a my m.in. tam
zbudowaliśmy pierwsze sukcesy dla raczkujących marek. Przetrwaliśmy dzięki ich rozwojowi. W słuchawce często słyszałem: „Marcin, a podjęlibyście się jeszcze jednego tematu?” – i nasza odpowiedź prawie zawsze brzmiała: „Tak.”
Właśnie tak rozwijaliśmy nasze kompetencje – krok po kroku, projekt po projekcie. Zaczynaliśmy od IT, szybko staliśmy się agencją digitalową, a z czasem rozwinęliśmy wachlarz usług do pełnego 360° – od strategii i kreacji po produkcję, PR i video.
Dziś, patrząc wstecz, widzę, że największym wyzwaniem nie był brak pieniędzy, tylko konieczność ciągłego uczenia się świata, który zmieniał się na naszych oczach.
Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?
Jeszcze przed oficjalnym startem. Pierwszym klientem był startup z branży inwestycji giełdowych. Nie mieliśmy żadnego doświadczenia, ale zobaczyli w nas determinację, talent i zapał. Zaufali nam – i współpracowaliśmy przez kolejne dziesięć lat. Zmieniały się u nich zarządy, właściciele, modele biznesowe, a my wciąż rozwijaliśmy ich projekt.
Z perspektywy czasu widzę, że to był początek pewnego wzorca: w BERRY relacje z klientami często trwają latami. Obecnie klientem z najdłuższym stażem jest Media Expert, z którym działamy od 2014 r.
Jakie były kamienie milowe w rozwoju firmy?
Przez te wszystkie lata było ich wiele. Skupię się na dwóch, które chyba najmocniej wpłynęły na to kim dziś jesteśmy. Pierwszym było zatrudnienie pierwszego pracownika – Piotrka Książka, dziś jednego z asów rynku PR. To nam pokazało, że jeśli chcemy pomagać firmom w mądrym wzroście, to tylko z pomocą sprawnego zespołu. Dziś z perspektywy niemal 50-osobowego zespołu to się wydaje oczywiste. Wtedy było przełomem.
Drugim kamieniem był moment, w którym zostałem tatą w 2015 r. To dało mi kolosalnego kopa – dojrzałem jako lider zespołów, strateg, ale przede wszystkim człowiek. Zrozumiałem bardzo wyraźnie, jak chce kształtować agencję.
Biznesowo natomiast największym game changerem był wybuch pandemii. Paradoksalnie, kolejny raz, to kryzys był katalizatorem wzrostu. W tym czasie kilku naszych klientów mocno postawiło na rozwój e-commerce zasilanego reklamą video. W ciągu kwartału zbudowaliśmy własny dom produkcyjny i rozpoczęliśmy nowy etap rozwoju.
Jakich porad udzielisz osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?
Bez dwóch zdań – od pierwszego dnia pracuj na swoje nazwisko, nie tylko markę agencji. Wydaje się, że to obecnie najważniejsze sprawa. Pozwoli ci zachować zwrotność i przyciągać do swojej agencji najbardziej wartościowe projekty.
Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły się w czasie prowadzenia agencji?
Było ich bardzo wiele, są jak flashbacki z szalonych wakacji. Najczęściej wiążą się jednak z zespołem, bo to właśnie ludzie tworzą najciekawsze historie. Na gorąco przypomina mi się jedna – z pewnej rekrutacji. Na spotkanie w sprawie aplikacji na stanowisko account managera przyszła Ania, która… była przekonana, że przyszła na rozmowę do kompletnie innej firmy. Rozmowa jednak dała nam przestrzeń do złapania świetnego kontaktu… i tak się zaczęło. Ania planowała pracować w branży finansowej. Dziś jest z nami już dziesiąty rok, choć po drodze całkowicie się przebranżowiła i została najlepszą, znaną mi, frontend developerką. Czasem z pomyłek wychodzą piękne rzeczy, jak w tym przypadku – wieloletnia przyjaźń i znakomita współpraca!
Co, Twoim zdaniem, decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnej agencji?
Wierność swojej misji. Mark Twain powiedział kiedyś, że w życiu liczą się dwa dni – ten, w którym się urodziłeś, i ten, w którym zrozumiałeś, po co. Dla mnie to zdanie świetnie oddaje sens prowadzenia agencji. Jeśli wiesz, po co działasz, to nawet w najtrudniejszych momentach potrafisz zachować kierunek i esencję.
Nasze „dlaczego” jest proste i niezmienne od początku: pomagamy rosnąć firmom, ideom i organizacjom. Właśnie z tego „why” wynika nasze „how”: pod jednym dachem oferujemy pełną obsługę 360° – od strategii i kreacji, przez produkcję contentu ATL i BTL, po działania digitalowe, PR i eventy.
Co zrobiłbyś inaczej, patrząc z perspektywy czasu?
Na pewno zdecydowanie więcej uwagi poświęciłbym na budowanie rozpoznawalności BERRY, zarówno jako marki agencyjnej, jak i mojej osobistej. Mając tak wiele pracy i dopływ świeżych projektów, głównie z poleceń, nigdy nie walczyliśmy o nagrody, nie mówiliśmy głośno o tym, jak fantastyczne rzeczy robimy, jakie ambitne cele wspólnie z naszymi klientami osiągamy.
Dziś, jako dojrzała agencja z długim stażem, dostrzegamy, że szersza rozpoznawalność ma ogromne znaczenie, szczególnie w procesie rekrutacji. Chcemy bowiem przyciągać talenty, stale podnosić kompetencje zespołu, otwierać się na świeże spojrzenie i szukać optymalnych dróg dla projektów, które realizujemy dziś i będziemy realizować w przyszłości.
Dlatego właśnie, w ostatnich miesiącach jesteśmy aktywni na tym polu. Chętnie i aktywnie dzielimy się wiedzą i doświadczeniami, edukujemy rynek i klientów, regularnie wydajemy agencyjny newsletter. Powstał również raport „KONSUMER 2025” – nasze autorskie narzędzie dla branży, które pomaga markom zrozumieć, jak zmieniają się ludzie, potrzeby i języki pokoleń. Chcemy kotwiczyć w świadomości naszego otoczenia biznesowego, że w BERRY rodzą się idee, że jest to świetne miejsce do pracy, realizacji pomysłów i zawodowych ambicji, ale również i współpracy, bo przecież chcemy się wciąż otwierać na nowe projekty i nowe wyzwania, nowe branże i środowiska.
Z czego jesteś najbardziej dumny?
Z naszego niesamowitego zespołu oczywiście! Praca z tymi ludźmi, zdolnymi, odważnymi, świadomymi, poszukującymi, wciąż głodnymi nowych wyzwań jest i powodem do dumy, i źródłem nieustającej inspiracji dla mnie.
Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób prowadzących własną agencję?
Pierwszy filar to insighty konsumenckie. Wierzę, że w najbliższych latach to właśnie głębokie zrozumienie człowieka będzie najważniejszym źródłem przewagi w komunikacji marek. Dlatego rozwijamy nasze kompetencje badawcze i strategiczne, m.in. poprzez rozwój raportu „KONSUMER 2025”, który analizuje postawy pięciu polskich pokoleń. To narzędzie pozwala nam wydobywać prawdziwe, nieoczywiste insighty i tworzyć komunikację opartą na realnych potrzebach, a nie schematach.
Drugi filar to rozwój naszego startupu consultingowego – Mind and Machine. Wspólnie z Mariuszem Hojdą, innowatorem i ekspertem AI, pomagamy firmom i organizacjom wdrażać strategie biznesowe skalowane dzięki mocy sztucznej inteligencji. To naturalne rozszerzenie naszych działań agencyjnych.
Trzeci filar to produkcja i video – nasz dom produkcyjny, STUDIO KOLEKTYW. Łączymy w nim kreację, reżyserię, produkcję i postprodukcję – od idei po gotowy spot. Tylko w tym roku zrealizowaliśmy cztery kampanie telewizyjne i tysiące digitalowych kampanii contentowych. Chcemy dalej rozwijać ten obszar,
wykorzystując AI, automatyzację i współpracę z topowymi content creatorami. W skrócie – łączymy strategię, technologię i produkcję.