Zdjęcie royalty free z Fotolia
Polacy w większości nadal nie przekonali się do tej społecznościówki, a najsilniejszą grupę tworzą w niej: marketerzy, dziennikarze i politycy. Dlaczego?
Zobacz również
Mów do mnie… krótko
Kondensowanie wypowiedzi do 140 znaków najlepiej wychodzi młodym – większość użytkowników Twittera ma mniej niż 35 lat. Nie ma się przy tym co ekscytować statystykami na temat liczby kont – szacuje się, że tylko mniej więcej co czwarty posiadacz profilu jest aktywny w serwisie. Reszta po prostu zarejestrowała się, być może zaobserwowała kilku polityków, celebrytów lub serwisy informacyjne (których w tym medium jest w nadmiarze), ale nie połknęła bakcyla. A przecież Twitter oferuje całkiem zgrabną aplikację na urządzenia mobilne i w pełni funkcjonalną wyszukiwarkę hashtagów. Mamy też do dyspozycji opcję: trendy (i to z zastosowaniem lokalizacji), dzięki której można się dowiedzieć, co w trawie piszczy u nas lub też za Oceanem. Wszystko to sprzyja sprawnemu obiegowi informacji, a mimo to Polacy póki co nie korzystają z dobrodziejstwa portalu na szerszą skalę.
Kiedy wrze na Twitterze?
Gdy świat ekscytuje się jakimś tematem, zapewne dowiemy się o tym na Twitterze. Według badań udostępnionych w portalu Newsweek, jest to najszybsze źródło informacji – wzmianki na temat wydarzeń pojawiają się na nim już w ciągu 20 minut (przykładowo, na Facebooku dopiero po około 4 godzinach). Stąd medium upodobali sobie politycy i dziennikarze. Po pierwsze, mają szansę dzięki niemu zaistnieć również poza społecznościówką (istotne lub kontrowersyjne tweety cytowane są też w innych mediach). Po drugie, serwisy informacyjne zachęcają, by dzielić się przemyśleniami w tym kanale, podsuwając nawet proponowany hashtag. I tak, z okazji z wyborów użytkownicy masowo tweetowali ze znacznikiem #wybory2015 i #czasdecyzji. Przy okazji Eurowizji, wpisy ze skrótem danego kraju (np. #pol) dostawały obrazkową flagę „w prezencie”. To Twitter jest też pierwszym miejscem, w którym Internauci piszą o tym, że Facebook ma kolejną awarię (#Facebookdown).
Dlaczego nie?
Braku Twitterowego szału w Polsce można upatrywać w… naszej mentalności. Anonimowość większa niż na familiarnym Facebooku (czy odchodzącej do lamusa, choć wciąż liczącej się na rynku, Nk.pl), może być dla Polaków barierą. Na Twitterze nie musimy mieć znajomych – liczy się to, co mamy do powiedzenia (i to w dodatku w kilku słowach), a nie zaplecze w postaci oddanych znajomych i rodziny, doceniających każdą aktywność w serwisie. Dla wielu Polaków poczucie przynależności liczy się bardziej niż funkcjonalność i szybki przepływ informacji, stąd nieufność do Twittera. Nieco ogranicza nas też język – wolimy tworzyć kwieciste wypowiedzi, a ten serwis zmusza do ich kondensowania. I na koniec: „życie” jednej wypowiedzi to około 5 minut… Cały wysiłek zebrania myśli w krótkiej formie może więc spełznąć na niczym, gdy tweet się „nie przebije”. To przesłanki, które przynajmniej w teorii, pozostawiają Facebooka bezpiecznym hegemonem w rankingu społecznościówek w Polsce.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Słuchaj podcastu NowyMarketing