Więcej za mniej
Czy wiedziałeś, że można wyczarować wodę z powietrza? W Limie, stolicy Peru, niezbyt często pada deszcz. Dlatego University of Engineering and Technology of Peru (UTEC) zaprojektował dużych rozmiarów billboard, który wchłania wilgoć z powietrza i przekształca ją w czystą wodę, uzyskując w ten sposób ponad 90 litrów wody dziennie1. W Indiach, Chinach, Afryce czy Ameryce Południowej jest wielu przedsiębiorców, którzy nie projektują swoich wynalazków w centrach badawczo-rozwojowych. Dostęp do energii elektrycznej, kapitału i przeróżnych urządzeń elektronicznych jest ograniczony, a usługi takie jak służba zdrowia czy edukacja nie są dostępne we wszystkich regionach. Ale to nie sprawia, że przedsiębiorcy nie mogą sobie poradzić. Stawiają na oszczędną innowację (frugal innovation), tworząc autorskie rozwiązania przy ograniczonych zasobach.
Jest coraz więcej seniorów2. W Chinach do 2050 r. będzie pół miliarda seniorów. Starsi ludzie chorują częściej niż młodsi, a Chiny nie mogą pochwalić się sektorem medycznym znakomitej jakości. Neusoft, dostawca usług informatycznych, stworzył więc system zdalnej służby zdrowia, dzięki któremu lekarze mogli pomagać starszym i często ubogim pacjentom w chińskich wioskach. Mniej wykwalifikowani pracownicy medyczni korzystają więc z urządzeń w wioskach, a lekarze z miast świadczą usługi przez internet — oto telemedycyna w praktyce. Zamiast budować drogie szpitale, lepiej skorzystać z telemedycyny i oszczędnie leczyć miliony pacjentów. To przykład, jak można robić więcej za mniej. To też przykład tego, jak problemy można rozpatrywać jako szanse biznesowe. Według raportu Health at a Glance, przygotowanego przez międzynarodową Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, liczba lekarzy w Polsce na 1000 mieszkańców wynosi 2,2, co jest najniższym wynikiem w całej Unii Europejskiej (średnia to 3,4 lekarza)3. Oto szansa biznesowa dla ambitnych i zaradnych przedsiębiorców.
Zobacz również
Wróćmy jednak do podejścia „więcej za mniej”. W krajach rozwiniętych często stosuje się podejście „więcej za więcej”. Firmy wydają miliardy dolarów na badania rozwojowe, wykorzystując przy tym dużo naturalnych zasobów, tylko po to, aby tworzyć „cieńszy telefon” czy zegarek na rękę, który będzie odbierał SMS-y i informował o nowych powiadomieniach z Facebooka, zupełnie jakby ten „cieńszy telefon” nie robił tego samego od lat. Firmy wydają setki miliardów dolarów, żeby tylko odróżnić markę od konkurencji i oczekiwać od klientów więcej pieniędzy za nowe rozwiązania. Wydajemy więcej na produkcję, oczekujemy więcej za produkt. Przedsiębiorcy, widząc ten stosowany przez wielkie korporacje model, często dochodzą do wniosku, że to jedyna droga do osiągnięcia sukcesu. Tymczasem można być innowatorem, ale innowatorem oszczędnym, który może tworzyć więcej za mniej, a nie więcej za więcej.
Weźmy na przykład kalifornijską firmę gThrive z siedzibą w Santa Clara. Firma ta oferuje bezprzewodowe czujniki dla rolników4. Wyglądem przypominają one plastikowe linijki, a rolnicy mają rozmieszczać je na polach, żeby zbierać szczegółowe informacje o stanie gleby. Dzięki temu mogą optymalizować wykorzystanie wody, a także poprawiać jakość plonów pochodzących z pól. W Kalifornii, gdzie ludzie zmagają się z niedostatkiem wody5, czujniki gThrive sprawdzają się doskonale. Z kolei koszt, jaki muszą wziąć na siebie rolnicy, zwraca się po roku. Oszczędny innowator wie, jak tworzyć więcej za mniej, i potrafi wykorzystać istniejące zasoby i źródła bez usiłowania wynajdywania koła na nowo.
To zadziwiające, że obecnie mamy pod ręką smartfony i laptopy z dostępem do globalnego internetu, a jednocześnie tracimy czas na zastanawianie się, czy do zrobionego przed chwilą zdjęcia deseru warto zastosować filtr podnoszący kontrast, by wywołać wrażenie, że truskawki będą bardziej apetyczne. Laptop i telefon to tak naprawdę jedyna infrastruktura, której potrzebujemy, i mając te narzędzia pod ręką, wykorzystujemy je do rzeczy o niewielkiej wartości. Czy wiesz, że obecne sprzęty, które znajdziesz w hipermarkecie, pozwalają edytować filmy w jakości 4K, co 15 lat temu było niemożliwe nawet na najdroższych komputerach? Nie musisz też wynajmować biura, aby zacząć tworzyć swój startup — możesz to robić z domu, wraz z pomocą ludzi pracujących zdalnie. A jeśli zechcesz sprzedawać jakieś fizyczne produkty, to często nie musisz mieć żadnego magazynu — możesz polegać na dropshippingu, czyli modelu sprzedaży przez internet, który polega na przeniesieniu procesu wysyłki towaru na dostawcę. Rola sklepu internetowego sprowadza się wtedy do zbierania zamówień i przesyłania ich do dostawcy, który realizuje wysyłkę towaru do klienta6. Jeśli chcesz robić biznes, potrzebny ci laptop, telefon i dostęp do internetu.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Jak tworzyć biznes — nastawienie zaradnego przedsiębiorcy
Pomysł i wizja to za mało. Równie ważne są upór, pracowitość, zaradność i elastyczność. Aby stworzyć startup, potrzebujesz wszystkich tych cech, nierzadko używanych jednocześnie.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
1. Bootstrapping i walidacja
Jeśli chcesz stworzyć dobrze prosperującą firmę, powinieneś zacząć od stworzenia czegoś z własnych środków i własnymi rękami. Proces ten, polegający na tworzeniu startupu z własnych środków, nazywany jest bootstrappingiem. — Tworzyłem startup przez pierwszy rok z własnych środków, po godzinach, pracując w londyńskim banku inwestycyjnym — mówi Borys Musielak, założyciel Filmastera i dyrektor operacyjny na Europę w Samba TV. — W ten sposób możemy zbadać rynek i stworzyć prototyp — dodaje. Tłumaczy jednak, że chcąc stworzyć dopracowany produkt, nie powinieneś pracować nad nim na pół gwizdka i niezbędne jest już całkowite poświęcenie. Tworząc startup, tak naprawdę tworzysz tymczasową organizację — eksperyment testujący pewną hipotezę. Szukasz swojego product/market fit, opracowując produkty i usługi, które wykonują dane zadanie, ale nie są jeszcze w pełni dopracowane i gotowe na debiut dla wczesnej i późnej większości, czyli odbiorcy masowego. Na początku nie powinieneś iść po pomoc do inwestora ani też rezygnować z pracy na etacie. Minimalizuj ryzyko i nie stawiaj na pomysł, który na razie odniósł sukces tylko w twojej wyobraźni.
Jeśli decydujesz się na bootstrapping, proces ten wymusza na tobie pozytywne zachowania, które kojarzą się z najlepszymi przedsiębiorcami. — Bootstrapping od początku istnienia firmy zmusza do skupienia się na dochodzie — mówi Igor Zacharjasz, cloud ecosystem development leader w IBM. — Pierwszy klient musi pojawić się jak najszybciej. W przeciwnym razie nasza firma nie utrzyma się długo — dodaje. Zamiast przeznaczać czas na szukanie funduszy, poświęcasz go na poszukiwanie klienta, a więc na najbardziej produktywną czynność. — Brak inwestora może także oznaczać brak współudziałowca w przedsiębiorstwie, a więc brak jakiegokolwiek nadzoru i zachowanie pełnej decyzyjności — dodaje Zacharjasz.
Paweł Jarmołkowicz, CEO w Harimata.co, firmie opracowującej innowacyjne metody diagnozy i śledzenia postępów w terapii zaburzeń rozwoju i zachowania u dzieci, też rozpoczynał od bootstrappingu. — W momencie startu firmy utrzymywałem się z pracy jako konsultant IT, doradzając przy projektach czy też organizując warsztaty — mówi Jarmołkowicz. — Celowo wybrałem wtedy taki charakter pracy, ponieważ pozostawiał sporo czasu na realizację mojego głównego planu, czyli stworzenie podwalin pod to, czym obecnie jest Harimata — dodaje. Wspomina, że wymagało to od niego dużej dyscypliny oraz realizowania zleconych projektów w jak najkrótszym czasie, aby zostawało go jak najwięcej na rozwój startupu. — Z zerowym budżetem wyzwaniem było na pewno sprowadzenie do zespołu pierwszych osób, prawdziwych inżynierów oprogramowania, analityków danych, psychologów — tłumaczy Jarmołkowicz. — Opowiadałem im o pomyśle, musiałem ich przekonać o dużym potencjale projektu, aby zechciały się zaangażować i poświęcić swój czas. Miałem dużo szczęścia, bo trafiłem na wspaniałych ludzi — dodaje.
Harimata, z racji naukowego podłoża rozwiązania, musiała współpracować z naukowcami na uczelniach. Ale i to udało się osiągnąć. — Dobrym trafem okazał się malutki grant na kilkanaście tysięcy złotych, na wsparcie współpracy biznes – nauka. Przyjaciel pomógł mi w przygotowaniu wniosku, który został zaakceptowany, i kilka miesięcy później program oficjalnie ruszył. Pozwoliło to zapoczątkować owocną, trwającą do dzisiaj współpracę z Politechniką Gdańską — wspomina Jarmołkowicz. — Pierwsza inwestycja przyszła po 8 miesiącach ciężkiej pracy. Był to moment, kiedy mogłem w końcu całkowicie skupić się na rozwoju firmy oraz rozbudować zespół.
Jeśli Paweł Jarmołkowicz miałby dziś założyć firmę od zera, zacząłby od dokładnej weryfikacji pomysłu z klientami, prosząc o zapłatę na końcu. — Dopiero mając takie potwierdzenie, przeszedłbym do stworzenia zespołu i produktu. Pierwsze miesiące tworzenia Harimaty spędziłem na rozmowach z potencjalnymi klientami, inwestorami, innymi przedsiębiorcami. Przeprowadzone rozmowy pozwoliły mi ukształtować pomysł. Po drodze wykonałem kilka drastycznych zmian kierunku, czyli tzw. pivotów (zwrotów i zmian, aby dostosować produkt lub usługę do realnych potrzeb — przyp. aut.) — mówi.
Podobnie postąpiłby Borys Musielak. — Zacząłbym od zdefiniowania usługi, klienta i rynku, czyli od rozpisania tzw. lean canvas. Następnie zabrałbym się za rozmowy ze zdefiniowanymi grupami klientów i sprawdziłbym ich zainteresowanie potencjalnym produktem, najlepiej pozyskując listy intencyjne od kilkudziesięciu z nich — mówi. Musielak i Jarmołkowicz są już przedsiębiorcami z wieloletnim doświadczeniem i zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo w rozwoju firmy mogą pomóc pieniądze inwestorów. Dlatego Musielak sugeruje listy intencyjne, a potem od razu udanie się do inwestora zalążkowego (tzw. seed capital) i zebranie 250 – 300 tys. zł na stworzenie pierwszej wersji produktu, czyli MVP. — Jeśli produkt chwyci i pierwsi klienci będą zadowoleni na tyle, żeby płacić mi co miesiąc, pozyskałbym drugą rundę finansowania — od miliona do kilku milionów złotych — i skupiłbym się na zwiększeniu sprzedaży — mówi Musielak. — Najgorsze, co można zrobić, to zacząć od stworzenia produktu, bez wcześniejszej rozmowy z klientami — przestrzega.
Kamil Górski, współzałożyciel Bliq.pl, również opierał działalność na własnych środkach, zaoszczędzonych we wcześniejszych latach. — W pierwszych miesiącach działalność wymagała łączenia pracy na etat razem z jej prowadzeniem. W momencie gdy generowała ona już pewne przychody, możliwe było zrezygnowanie z etatu i poświęcenie się firmie, co wcale nie oznacza, że było łatwo — wspomina Górski. — Bywały gorsze miesiące, bywały problemy z płatnościami od klientów i wiele różnych perypetii z dostawcami — dodaje. A jak teraz zabrałby się za robienie biznesu od zera? Oczywiście, od rozmów z klientami. — Zacząłbym od przeanalizowania rynku i sprawdzenia obecnie funkcjonujących na nim firm o modelu biznesowym maksymalnie zbliżonym do planowanego — danych finansowych, raportów o rynku czy wypowiedzi zarządzających — zaczyna Górski. — Jeżeli takich firm na rynku brakuje, to zastanowiłbym się, na jakie potrzeby odpowiada mój produkt i kto może chcieć z niego skorzystać, a następnie przeprowadziłbym ankiety z takimi osobami, by dowiedzieć się, czy byłyby zainteresowane danym produktem, ile byłyby w stanie za niego zapłacić i czego by od niego oczekiwały — radzi. Kolejnym krokiem byłoby stworzenie prototypu, czyli MVP, i dalsza walidacja, aby dowiedzieć się, czy produkt rzeczywiście trafia w potrzeby klientów. — Bardzo rzadko zdarza się, by pierwotny zamysł trafił bezpośrednio w potrzeby klientów — tłumaczy Kamil Górski.
To samo można wywnioskować z wypowiedzi Piotra Pawlaka, CEO w Kinetise, startupie pozwalającym tworzyć aplikacje mobilne w przeglądarce internetowej. — Zdecydowanie zacząłbym biznes od zbudowania MVP i zdobycia pierwszych klientów, zwalidowania pomysłu i wprowadzenia ewentualnych zmian. Jeżeli zaczynamy od zera, to jest to jedyne skuteczne podejście — radzi.
Jako przedsiębiorca powinieneś możliwie szybko próbować przejść od planu A, który tak naprawdę jest tylko twoim pomysłem i niezweryfikowaną hipotezą, do planu, który przyniesie rezultaty — nawet jeśli będziesz musiał po drodze przeprowadzić wiele zmian w początkowym produkcie.
Zgodnie z tym, co radzi Eric Ries w książce Metoda Lean Startup — waliduj wszystko, waliduj, co tylko się da. I bądź kreatywny — czasami, aby ocenić przydatność danego produktu lub usługi, nie musisz ich nawet tworzyć. — Ciekawym przykładem jest IBM, który w latach 80. ubiegłego wieku chciał przetestować pomysł urządzenia z oprogramowaniem, które zamienia wymówione słowa na tekst na ekranie — mówi Paweł Jarmołkowicz. — Przed imitacją urządzenia posadzili więc potencjalnych klientów, którzy mówili do komputera, a siedząca w pokoju obok pani zapisywała to w postaci tekstu. Bez wydania dolara na stworzenie technologii bardzo szybko sprawdzili swoje założenia — tłumaczy.
Innym skutecznym sposobem na zwalidowanie danego produktu, zwłaszcza w przypadku produktów i usług cyfrowych, jest prowadzenie przedsprzedaży. — Jednym z bardziej popularnych sposobów jest przeprowadzenie prostych testów A/B za pomocą reklam targetowanych Google Adwords. Wprowadzamy jako hasło jedną z ofert, np. „Biblia na Kindle tylko za 2 dychy”, i sprawdzamy, ile osób klika oraz jak te kliknięcia konwertują np. na wypełnienie formularza przedsprzedaży na testowej stronie docelowej — mówi Borys Musielak. Ten sposób sprawdzi się zwłaszcza w przypadku usług i produktów dla klientów indywidualnych.
Powyżej opisałem kilka przykładów pracowitości i elastyczności w praktyce. Ale będziesz potrzebować jeszcze innych cech.
2. Codziennie w innym kapeluszu
Założyciel lub współzałożyciele startupu powinni mieć szerokie kompetencje i wiedzę. Zakładając biznes, jednego dnia będziesz wcielał się w rolę programisty, drugiego w lidera z wizją rozwiązania ważnego problemu, a trzeciego w specjalistę od marketingu lub handlowca. Korzystając z zasobów wiedzy, jakie dają internet oraz znajomość języka angielskiego, powinieneś umieć zakładać stosowny „kapelusz”, w zależności od aktualnych potrzeb i zadań do wykonania.
Taka żonglerka kapeluszami, czyli wcielanie się w różne role, pozytywnie wpłynie na twój sposób myślenia. Nauczysz się, że tak naprawdę wszystko jest w twoim zasięgu — wystarczy chcieć i po to sięgnąć. Oprócz tego zachowasz kontrolę nad firmą, wiedząc, jak działa dany proces czy funkcja usługi, jak również będzie ci łatwiej dostosowywać się do zmieniającego się otoczenia, gdy zauważysz, że pora na zwrot (pivot) i obranie innego kierunku. Co więcej, kiedy przyjdzie czas na zatrudnianie pierwszych pracowników, łatwiej będzie ci ocenić kompetencję i wiedzę kandydatów. Docenisz też znaczenie wszystkich zadań i działań, które przekładają się na sukces startupu, i w przyszłości zostaniesz lepszym liderem, potrafiącym nawiązywać trwalsze relacje z pracownikami, oparte na wzajemnym szacunku do tego, co robicie.
Dlatego na początku spróbuj wszystko zrobić sam (jeśli zależy ci na jednoosobowej działalności) albo podziel pracę po równo między współzałożycieli. Osobiście namawiam na tworzenie startupu we dwójkę lub maksymalnie we czwórkę, jednak nie chcę przekonywać, że tworzenie firmy w pojedynkę jest niemożliwe. Jest po prostu o wiele trudniejsze. — Tworzenie ambitnego projektu samodzielnie nie jest niemożliwe, ale wsparcie innych przydaje się częściej, niż na początku mogłoby się wydawać, nawet jeśli z natury jesteś osobą, która z wszystkim daje sobie radę sama — mówi Anna Ryś, CEO w TurboTłumaczenia.pl. — Najważniejsze jest znalezienie odpowiednich ludzi, którzy pomogą stworzyć i rozwinąć projekt. Powinni być przede wszystkim równie zaangażowani i zmotywowani, co my, a nasze kompetencje powinny się uzupełniać. Na pewno będzie potrzebna osoba od strony technicznej i od strony biznesowej przedsięwzięcia — radzi.
W miarę możliwości zdobywaj więc kompetencje, przeprowadzaj eksperymenty i wyciągaj wnioski. Wykazuj się pracowitością, wyrabiając przy tym nawyk samodyscypliny. I zachęcam cię też do znalezienia współzałożyciela.
3. Zaradność może cię zaskoczyć
Dobrym przykładem bootstrappingu w praktyce jest aplikacja mobilna DEFQT, która została stworzona przez dwie osoby i bez budżetu7. DEFQT służy do edycji zdjęć, pozwalając na dodawanie do nich przeróżnych efektów. Dwóch pasjonatów fotografii pracowało w firmach na etacie, ale chciało stworzyć coś samodzielnie. Dostrzegli duży potencjał w aparacie foto iPhone’a, z którego zresztą codziennie korzystali. Stwierdzili, że chcą się skupić właśnie na tym, i zdecydowali, że stworzą aplikację, z której sami chcieliby korzystać. Nie byli jednak deweloperami aplikacji mobilnych, więc potrafili tylko rozrysować koncepcję i stworzyć plan, co aplikacja miałaby robić i jak. Umieli zrobić atrakcyjne ilustracje, a nie działający produkt.
Po stworzeniu projektów koncepcyjnych przystąpili więc do szukania dewelopera. Ponieważ nie mieli budżetu, chcieli znaleźć kogoś, komu po prostu spodoba się pomysł i kto zechce się zaangażować, traktując to jako „projekt na boku”. Zamieścili zrzuty ekranowe w takich serwisach jak Dribbble i Twitter, a także wysłali e-maile do deweloperów w nadziei, że ktoś się zainteresuje. Pomysł na aplikację spotkał się z dużym zainteresowaniem, ale tylko ze strony internautów i użytkowników — nie udało się zainteresować nim żadnego dewelopera. DEFQT miała więc trafić na półkę o nazwie „może kiedyś do tego wrócimy” i pomysłodawcy chcieli zrezygnować. W porę odezwał się do nich jednak programista z San Francisco, który specjalizował się w tworzeniu aplikacji mobilnych. Podobały mu się projekt koncepcyjny i sama idea. Zaproponował, że użyczy im swoich kompetencji, jeśli oni pomogą mu w realizacji jego projektów. Zgodzili się.
Biorąc pod uwagę, że wszyscy mieli inne zobowiązania, a praca nad projektem nie wiązała się z żadnym honorarium, pierwsza wersja aplikacji była gotowa po trzech miesiącach. Później postawili na promocję. Stworzyli atrakcyjną stronę docelową i zamieścili ją w serwisie One Page Love, który promuje nowoczesne i dobrze wykonane strony, które nie zawierają żadnych dodatkowych podstron — wszystkie informacje mieszczą się na jednej stronie (stąd „one page” w nazwie serwisu). Projekt się spodobał, bo One Page Love zamieściło go na swojej stronie głównej. Twórcy aplikacji DEFQT odnotowali pokaźny ruch i zdobyli pierwszych użytkowników. Przygotowali też case study z tworzenia aplikacji i zamieścili je w serwisie Behance8, co również przełożyło się na kolejny zastrzyk w postaci ruchu na ich stronie. Do tego stworzyli konto na Instagramie, gdzie zamieszczali zdjęcia edytowane przy użyciu aplikacji DEFQT. Prowadzili również cotygodniowy cykl Weekly Roundup, w którym zamieszczali najlepsze zdjęcia od użytkowników, podpisywane tagiem #defqtapp lub #defqt. Instagram stał się dla nich najlepszym narzędziem do komunikacji z użytkownikami.
W czasie gdy powstawała książka, twórcy DEFQT pracowali już nad nową wersją aplikacji, dodając do niej funkcje zgłaszane przez użytkowników. Oferowali aplikacje w wersji bezpłatnej oraz premium (0,99 dol.), która zawierała więcej efektów. Mogli też pochwalić się pierwszymi przychodami — łącznie ok. 115 dol. na miesiąc. To oczywiście niewielka kwota, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że zrobili aplikację za darmo, poświęcając jedynie swój czas, jest to wynik godny pochwały. Tym bardziej, że mogą dalej promować aplikację i próbować zwiększać przychody.
Tworzenie startupu przy korzystaniu wyłącznie z własnych umiejętności jest rozwiązaniem optymalnym, ale nie zawsze możliwym. Czasami będziesz musiał założyć inny kapelusz — kapelusz menedżera ds. zarządzania projektami. Będziesz musiał znaleźć osobę, która pomoże ci w realizacji projektu i której być może nie będziesz w stanie zapłacić, mogąc odwdzięczyć się jedynie umową barterową i oferowaniem własnych kompetencji w zamian. To właśnie zaradność w praktyce.
Według mnie każdy zaradny przedsiębiorca i twórca startupu powinien znać też serwis ProductHunt.com. Znajdziesz w nim mnóstwo świetnych narzędzi i usług, często bezpłatnych, a także społeczność ludzi przedsiębiorczych. Wielu założycieli startupów wybiera już ProductHunt.com jako miejsce premiery swojego nowego przedsięwzięcia — wolą ProductHunt od mediów, np. popularnego wśród przedsiębiorców serwisu TechCrunch.com. Wejdź czym prędzej na ProductHunt i zobacz, jak dużo narzędzi możesz tam znaleźć i jak dobrej są one jakości. Przykład: to właśnie w tym miejscu po raz pierwszy natrafiłem na Webflow.com do tworzenia profesjonalnych i responsywnych stron bez konieczności kodowania albo na Pexels 2.0, czyli źródło z bezpłatnymi zdjęciami do wykorzystania m.in. w zastosowaniach komercyjnych. To na ProductHunt znajdziesz narzędzia do bezpłatnego tworzenia logotypów i mock-upów czy też szereg inspiracji pozwalających tworzyć własne projekty. Jeśli zaradny przedsiębiorca miałby korzystać tylko z jednego źródła, według mnie powinien to być serwis ProductHunt.com.
Weź pod uwagę, że bycie innowacyjnym nie zawsze sprowadza się do tworzenia czegoś całkowicie nowego. Często jest to po prostu oryginalna umiejętność połączenia ze sobą rzeczy już istniejących, co prowadzi do stworzenia czegoś, co wcześniej nie było dostępne. Biorąc pod uwagę zasoby, jakie znajdziesz w internecie, obecnie możesz stworzyć o wiele, wiele więcej produktów i usług niż kiedyś.
Fragment pochodzi z książki Stwórz jednorożca. Od idei po startup wart miliony Grzegorza Kubery wydawnictwa Onepress.
Stwórz jednorożca. Od idei po startup wart miliony można kupić tutaj.