fot. depositphotos.com
Wchodzące w życie 25 maja RODO miało zapewnić lepszą ochronę naszych danych, między innymi dzięki zakazowi ich przetwarzania bez naszej wiedzy i zgody. Facebook rozwiązał ten problem, stawiając swoim użytkownikom ultimatum.
Zobacz również
Zaproponowana przez Facebooka formuła informowania użytkowników o przetwarzaniu ich danych i zbieranie zgód na poszczególne cele tego przetwarzania, zapowiadała się bardzo rzetelnie. Biorąc pod uwagę skandal z udziałem Facebooka i Cambridge Analytica oraz fakt, że Mark Zuckerberg spędził sporo czasu, będąc przesłuchiwanym przez Kongres Stanów Zjednoczonych, można by sądzić, że amerykański gigant dostał nauczkę, nabrał pokory i postanowił naprawić swój błąd.
Można by, gdyby nie fakt, że w przypadku Facebooka zgodę na przetwarzanie danych pozostaje nam jedynie zaakceptować.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Pkt. 4, art. 1
W ostatnich dniach użytkownicy portalu społecznościowego Facebook otrzymali maile z prośbą o zaakceptowanie nowego regulaminu. Aktualizacja, jak sugeruje sam portal, wynika ze zmiany unijnych przepisów. Czy to sprytny ruch ze strony prawników Facebooka, który wykorzystuje zawarty w RODO kruczek prawny?
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Nie, to jawne pogwałcenie regulacji. Twórcy RODO bardzo wyraźnie definiują zgodę (np. na wykorzystanie danych w celach reklamowych) jako akt dobrowolnej, niewymuszonej akceptacji zaproponowanych warunków. Nie może być ona warunkiem korzystania z serwisu, elementem szantażu ani domniemaniem popełnionym przez administratorów strony.
Czy użytkownicy, którzy nie zgodzą się na zbieranie i przetwarzanie swoich danych faktycznie, stracą dostęp do swoich kont 25 maja?
Tego nie wiemy i bardzo prawdopodobne, że nie wie tego jeszcze nawet sam Facebook. Biorąc pod uwagę, że aktualizacja ma miejsce na miesiąc przed wejściem w życie nowego prawa, bardzo możliwe, że portal szacuje ryzyko. Nawet jeżeli wszyscy użytkownicy zaakceptują proponowany regulamin, sprawa i tak może trafić do sądu, ale wieloletni, skomplikowany, międzynarodowy proces raczej nie zniechęci, ani tym bardziej nie powstrzyma Facebooka przed przetwarzaniem naszych danych. Co innego, gdyby np. 30% użytkowników zdecydowało się z tego powodu usunąć swoje konta.
O jakich danych właściwie mówimy i jak mogą być przetwarzane?
Tutaj akurat Facebook rzetelnie wywiązuje się z nałożonego przez regulację obowiązku poinformowania o rodzajach przetwarzanych danych. Przyznaje, że będzie przetwarzał wszelkie informacje, jakie sami mu o sobie dostarczymy, wypełniając profil, publikując zdjęcia, posty, pisząc wiadomości, komentarze, poprzez wyszukiwanie i reagowanie na treści udostępniane przez innych.
Przetwarzane będą też informacje dostarczone przez „reklamodawców i innych partnerów”, których Facebook już nie precyzuje (choć zgodnie z RODO powinien).
Po zaakceptowaniu regulaminu możemy wyłączyć:
- wykorzystanie do profilowania reklam informacji o naszym związku, wykształceniu, miejscu zatrudnienia czy stanowisku,
- targetowanie reklam na podstawie danych od partnerów Facebooka,
- targetowanie na podstawie aktywności w produktach Facebooka (Instagramie lub Messengerze) i wyświetlanie reklam na innych stronach,
- łączenie naszej aktywności w serwisie z reklamami proponowanymi innym użytkownikom (np. “Użytkownicy X i Y lubią tę restaurację”).
To, czego nie jesteśmy w stanie wyłączyć, to targetowanie reklam ze względu na nasz wiek, płeć oraz lokalizację.
Facebook zastrzega sobie prawo do przetwarzania informacji o tym, gdzie jesteśmy, gdzie mieszkamy, pracujemy, gdzie bywamy oraz koło kogo bywamy (na podstawie wykrywania znajdujących się wokół nas urządzeń). Twórcy portalu i regulaminu nie przewidzieli w tym przypadku miejsca na brak naszej zgody.
Co ważne, cały czas mamy możliwość wglądu w to, jakie „Zainteresowania” Facebook przypisał nam na podstawie naszej aktywności w serwisie. Nie mamy jednak możliwości wypisania się z tego permanentnego tagowania zainteresowań. Możemy jedynie codziennie odwiedzać zakładkę „Ustawienia reklam” i kasować przypisane nam przez portal upodobania.
Czy powinno nas to niepokoić? Co może wynikać z takiego przetwarzania naszych danych?
Oczywiście doskonałe dopasowanie reklam! Tak przynajmniej twierdzi Facebook, ale musimy mieć świadomość, że ilość wrażliwych danych, jaką zarządza ten nietypowy administrator, jest bardzo niepokojąca.
Znając poglądy polityczne amerykanów, ich upodobania i obawy, Cambridge Analityka było w stanie stworzyć kampanię wyborczą, w której Donald Trump powiedział każdemu użytkownikowi Facebooka dokładnie to, co ten chciał usłyszeć. Nie miało to wiele wspólnego z realnym programem wyborczym kandydata.
Podobnie może działać każdy inny reklamodawca. Jeżeli trafimy np. do kategorii osób ceniących sobie wolność i niezależność, możemy otrzymywać więcej treści związanych z negatywnymi skutkami przymusowych szczepień. Te treści nie muszą być prawdziwe, ale reklamodawca i tak do nas dotrze.
Z permanentnego śledzenia i dopasowywania reklam na podstawie polubionych stron, postów i zdjęć może wynikać tyle samo dobrego, co złego. Rzecz w tym, że nie musimy się na to godzić. Taki przynajmniej był zamysł twórców RODO. Obywatele Unii Europejskiej mają otrzymać dzięki tej regulacji całkiem nowe, niezwykłe prawo — prawo do własności informacji na temat tego, kim są i co robią w sieci. Nikt nie powinien tych danych pobierać, wykorzystywać ani przekazywać dalej bez ich zgody. Biorąc pod uwagę model biznesowy Facebooka, który sam Zuckerberg wprost określił jako sprzedaż reklam i to takich, które możliwie najcelniej trafiają w potrzeby użytkowników, wdrożenie wymogów wynikających z RODO wydaje się karkołomnym wyzwaniem, którego podjęcie leży daleko poza interesem portalu.