Chyba już w każdym mieście jest taki most, na którym zakochani wieszają swoje kłódki z różnymi wyznaniami. W Poznaniu również taki mamy – most Jordana na poznańskiej Śródce. Wiszące kłódki już chyba nikogo nie dziwią i poza tym, że stanowią niezbyt estetyczny – w moim odczuciu – obraz, to z czasem przestają być zauważane.
Szedłem kiedyś wieczorem przez taki właśnie most i trafiła mnie reklama pod postacią przywieszonej łańcuchem na moście tabliczki z hasłem „Uwalniamy!” oraz adresem strony internetowej ślusarza (pozdrawiam autora!). Była to mocna inspiracja do napisania tego artykułu.
Zobacz również
źródło: archiwum prywatne
Wilczy apetyt, czyli z czym to się je
Z dostępnych definicji wynika, że guerilla marketing (lub marketing partyzancki albo, w skrócie, partyzant) to forma promowania za pomocą niekonwencjonalnych metod (np. mural, wlepki, streetvertising, instalacje czy napisy umieszczane w przestrzeni publicznej). Zgadzam się w pełni z takimi opisami jednego z elementów ambientu, ale czy to wszystko? Czym charakteryzuje się dobry/trafiony partyzant?
Wataha
Większość z nas doskonale wie, czym jest i jak objawia się przypadłość nazywana przez wielu motylkami w brzuchu. Ta mieszanka uczuć zaskakuje i otumania każdego, bez wyjątku. Dla mnie właśnie taki powinien być dobry guerilla marketing – zaskakujący i rozbrajający. Natychmiast. Musi sprawiać, że chcesz to komuś pokazać, zrobić zdjęcie i udostępnić na Facebooku czy Instagramie.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Według mnie skuteczna kampania guerilla marketingu to działania (zarówno pod postacią klasycznego outdooru, jak i wszelkich opcji digitalowych), które wywołują interakcję z odbiorcą, zaskakując go i powodują, że chce to puścić dalej, w świat.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
źródło: jacquespense.com
Niósł wilk razy kilka…
W czasie lockdownu czytałem książkę Charliego Leduffa „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki’’, bardzo polecam. Podczas lektury zacząłem sobie zadawać sporo pytań (zresztą pewnie jak każdy w tym okresie) odnośnie tego, jak to będzie, kiedy wreszcie wyjdziemy z domów? Co stanie się z branżą marketingową, w której pracuję na co dzień? Jak będzie wyglądać przestrzeń miejska i interakcje międzyludzkie? Kiedy nikt z nas do końca nie wiedział ile potrwa praca zdalna, jak to się skończy i czy w ogóle będzie do czego wracać…
3_Detroit_zrodlo-Google_Street_View
Zauważyłem, że moje przemyślenia przełożyły się również na podejście do pracy i pozwoliły mi sformułować 2 pytania, na które staram się odpowiedzieć przed rozpoczęciem każdego projektu w okresie marketingu postpandemicznego (zmyślone określenie autora, wynikające z subiektywnych spostrzeżeń). Jaki rodzaj kampanii czy pojedynczej reklamy może zadziałać w obecnych warunkach? Jak dotrzeć do targetu w momencie, kiedy spora część społeczeństwa ma dosyć przebywania w domu, social mediów i Internetu, ale jednocześnie nie potrafią wyjść z digitalu?
Odbiorca syty i kampania cała
Może właśnie guerilla marketing jest odpowiedzią na te wszystkie pytania? Może właśnie teraz jest idealny moment na to, żeby wyjść do ludzi (zachowując odpowiedni dystans, oczywiście) i spróbować ich zaskoczyć. Może czas postawić na outdoor wspierany przez narzędzia digitalowe – tak, jak robi to np. Netflix przy okazji promocji nowych seriali (specjalnie obrandowane bilety, niestandardowe instalacje w centrach miast – ja to kupuję!). A może to dobra pora na interaktywne citylighty albo nawet odrobinę outdoorowej klasyki – np. malowane szablony (i przejście dla pieszych w formie paczki frytek McDonald’s).
Chciałbym powiedzieć, że na pewno trzeba wyjść do ludzi, tworzyć interakcję, łączyć narzędzia i przede wszystkim zaskakiwać… ale czy w obecnych czasach można być czegokolwiek pewnym? Warto jednak pamiętać, że – jak pokazuje historia – charakterystycznego, oryginalnego partyzanta będziemy pamiętać, wracać i nosić na koszulkach 😉