W cyklu #OdKulis pokazujemy, jak wyglądają najciekawsze kampanie i działania od wewnątrz: jak w praktyce wygląda realizacja, z jakimi najtrudniejszymi wyzwaniami muszą się zmierzyć twórcy oraz jakie nieplanowane i zaskakujące zdarzenia miały miejsce. Teraz przedstawiamy kulisy akcji „Lodowa góra nad morzem”, zrealizowanej przez agencję DDB Warszawa dla marki McDonald’s.
Zobacz również
O kulisach realizacji akcji opowiada Jan Mirosław, creative client partner dla McDonald’s w DDB Warszawa i współautor koncepcji wydarzenia.
Autorzy i pomysłodawcy
Wymyśliliśmy tę akcję w DDB Warszawa, a wyprodukowaliśmy ją razem z Papaya Films. Media zaplanowało OMD, a PR – 24/7.
Światowy Dzień Książki 2025. Marketerzy polecają swoje ulubione lektury
Pomysł
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Pomysł na przeniesienie gór nad morze jest rozwinięciem tego, co już wcześniej robiliśmy dla McDonald’s. Zeszłej zimy postawiliśmy w Lublinie wielką Śnieżną Kulę – przeskalowaną instalację-zabawkę z zimowym krajobrazem, w środku której zmieściliśmy małą restaurację i do której można było wejść. Tamten projekt ośmielił nas do kolejnych, dużych działań: okazało się, że można robić wydarzenia skierowane do masowej publiczności, które jednocześnie potrafią zdobywać nagrody takie jak Golden Drum i Epica. Dostrzegł to również klient, który sformułował niewiele oczekiwań poza jednym: przebijmy tamto, róbmy rzeczy nieoczywiste i nieoczekiwane. To dla kreacji bardzo komfortowe warunki.
Prace nad konceptem zaczęliśmy dużo wcześniej. Odbył się nawet międzynarodowy warsztat z udziałem kreatywnych i strategów z sieci DDB. Ostatecznie jednak pomysł wyszedł od nas, lokalnie. Postanowiliśmy odnieść się do jedynej w swoim rodzaju przyjemności, jaką potrafi dać prawdziwa, mroźna zima. Zima, jakiej dzisiaj w Polsce właściwie już nie ma. Chcieliśmy tę radość z zimy odzyskać, choćby na moment – w najmniej oczekiwanym miejscu. Stąd pomysł, by postawić nad morzem lodową górę i pozwolić ludziom zjechać z niej prosto do McDonald’s. Połączyć nieoczekiwane przeżycie z marką.
Osoby zaangażowane w realizację
W projekt zaangażowanych było blisko 300 osób. W tym gronie byli konstruktorzy, projektanci, ekipa budowlana, ekipa realizująca światło, ekipa realizująca mapping, ekipa nadzorująca, realizatorzy eventu i obsługa, nie wspominając o pionach technicznych czy samej ochronie.
Przygotowania
Budowa trwała blisko 3 tygodnie. Wcześniej miały miejsce długie procesy planowania i projektowania samej konstrukcji. Odbyły się w tym czasie poszukiwania lokacji, proces uzyskania zgody, doboru środków, przygotowania projektów wykonawczych, testy nośności, odbiory itd. W najbardziej gorącym okresie ekipy pracowały na 2, a czasami 3 zmiany.
Kolejne kroki
Emocje i przeżycia gości, którzy skorzystali z atrakcji w Gdańsku, to doskonały przykład tego, co nowoczesna marka może dać swoim klientom. Filmowa relacja z naszego wydarzenia – w formie spotu reklamowego emitowanego w kinach i telewizji oraz krótkich klipów i dłuższej formy w kanałach digital – buduje więź z tymi, którzy fizycznie nie mogli zjawić się na naszej Lodowej Górze.
Wyzwania
Skala takiego przedsięwzięcia rodzi odpowiednio wiele komplikacji. Najpierw musieliśmy znaleźć lokację o dość wyśrubowanych parametrach: wystarczająco dużą, położoną w malowniczym miejscu na Wybrzeżu, i co najtrudniejsze – z naprawdę działającą restauracją McDonald’s u podnóża planowanej góry. Tym miejscem okazało się Forum Gdańsk, z pięknym widokiem na Stare Miasto. Następnie musieliśmy przekonać lokalnych partnerów, że wjechanie w tę przestrzeń z ponad 60-metrową ślizgawką, obudowaną masywną Górą Lodową, w trakcie przedświątecznej gorączki, nie spowoduje komunikacyjnej katastrofy. Gdy już mieliśmy wszystkie zgody w kieszeni, pozostało jedynie zaprojektować naszą Górę i upewnić się, że zjeżdżalnia będzie bezpieczna dla tysięcy użytkowników. Łatwizna… 😉
Największe niespodzianki i nieplanowane zdarzenia
Zawsze fajnie jest mieć jakąś pikantną anegdotę – ale produkując takie wydarzenie, priorytetem jest wyeliminowanie niespodzianek. Chcieliśmy, by tysiące ludzi, które zjawiły się na miejscu, mogły beztrosko oddać się zabawie. I to się udało. Dlatego jedynym śmiesznym wydarzeniem był moment, kiedy podczas wejścia na żywo w „Dzień Dobry TVN” chłopiec, na którego skierowana była kamera, najpierw trochę się wahał, a potem jeszcze potknął, zanim wsiadł do pontonu i zjechał. Dla nas to było dość rozczulające, ale ekipa telewizyjna miała inne zdanie.