Popularność Internetu ma wiele dobrych stron, jednak warto pamiętać również o istnieniu tych niekorzystnych. Do tej drugiej kategorii można zaliczyć częstotliwość i powszechność naruszania praw autorskich w sieci. Dotychczas inicjowano wiele działań, które miały zwalczyć ten problem, ale większość z nich przynosiła mizerne efekty. Jednym z najnowszych pomysłów w tym zakresie jest Dyrektywa w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym. Jaki będzie jej wpływ na prawa autorskie w sieci?
Czym jest dyrektywa w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym?
Wraz z rozwojem Internetu zaczęły pojawiać się nowe modele biznesowe. Nic dziwnego – w końcu zmianie uległ sposób, w jaki korzystamy z kultury, zmieniały się również aktualne trendy rynkowe. Za tymi nowościami nie nadążały jednak przepisy prawa, zwłaszcza w zakresie ochrony treści objętych prawem autorskim. Autorzy, twórcy i wydawcy napotykali więc spore trudności w uzyskaniu wynagrodzenia za rozpowszechnianie ich utworów w sieci.
Zobacz również
Z tego powodu już w 2015 roku Komisja Europejska zainicjowała strategię Jednolitego Rynku Cyfrowego. Stwierdzono w niej, że trzeba zmniejszyć różnice między krajowymi systemami prawa autorskiego oraz umożliwić użytkownikom w całej UE szerszy dostęp do utworów. Uznano, że koniecznością jest interwencja na poziomie UE, gdyż działania tylko w obrębie państw członkowskich mogą prowadzić do rozdrobnienia rynku wewnętrznego. Z tego względu przyjęto dyrektywę w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym w 2019 roku. Została wsparta przez 19 państw, między innymi Niemcy i Francję. Polska, Finlandia, Włochy, Holandia, Luksemburg i Szwecja opowiedziały się przeciw dyrektywie, za to Estonia, Belgia i Słowenia wstrzymały się od głosu.
Co ma zmienić dyrektywa? Najważniejsze kwestie
Celem dyrektywy w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym jest zmiana przepisów w zakresie praw autorskich w taki sposób, aby zostały dostosowane do aktualnego poziomu rozwoju technologicznego mediów – zwłaszcza w Internecie, a także w ramach mediów należących do światowych korporacji takich jak Facebook, Amazon, czy Twitter. Wiele z nich bezprawnie korzystało z treści objętych prawem autorskim, np. Google w aplikacji Google News oferował klientom generowane automatycznie skróty wiadomości, co zniechęcało do czytania całego artykuły. W efekcie artykuły miały mniej wejść, a ich autorzy otrzymywali niższe wynagrodzenie. Oczywiście to jedynie przykład – podobnych działań było znacznie więcej.
Dyrektywa w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym wzbudziła kontrowersje. Poza pomniejszymi zmianami, najwięcej uwagi zwracają dwa przepisy:
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
- Art. 15 (dawny 11) – który zapewnia wydawcom prawa pokrewne do praw autorskich w zakresie cyfrowego korzystania z ich publikacji prasowych.
- Art. 17 (dawny 13) – który dotyczy platform udostępniających w celach zarobkowych dużą liczbę utworów chronionych prawem autorskim (wykluczyło to GitHub, Wikipedią, Allegro i inne platformy, które obawiały się, że przepisy skomplikują im funkcjonowanie).
W ramach artykułu 15 wydawcy prasowi będą mieć możliwość zawierania umów licencyjnych z agregatorami wiadomości korzystających z ich artykułów. Te ostatnie będą do tego przymuszone. Mimo to, wciąż będą mogły wyświetlać fragmenty artykułów bez zgody wydawców, jednak mają być one bardzo krótkie. Wśród wyjątków wymienia się takie sytuacje, jak:
Słuchaj podcastu NowyMarketing
- prywatne i niekomercyjne korzystanie z publikacji prasowych przez użytkowników indywidualnych (art. 15 ust. 1),
- czynności linkowania (art. 15 ust. 1),
- zamieszczanie pojedynczych słów lub bardzo krótkich fragmentów publikacji prasowej (art. 15 ust. 1),
- zwykłe relacjonowanie faktów w publikacjach prasowych (motyw 57).
Oznacza to, że ważniejsza dla twórców dyrektywy była ochrona artykułów zawierających opinię autora lub jego przemyślenia na dany temat, a nie tekstów relacjonujących jakieś wydarzenia. Mimo to nie wiadomo, jak zostaną uregulowane artykuły mieszane, czyli te, które zawierają dwa wspomniane elementy: relację z wydarzeń oraz (do pewnego stopnia) komentarz relacjonującego.
Kolejny zarzut wobec dyrektywy to argument, że w artykule 11 przewidziano wprowadzenie praw pokrewnych, ale nie reguluje on wysokości przyszłych opłat licencyjnych – zwłaszcza ich maksymalnego poziomu. Krytycy dyrektywy wskazują, że kwoty te mogą być bardzo wysokie i wręcz „zabójcze” dla wielu serwisów, co sprawi, iż zostaną one przerzucone na kieszenie zwykłych internautów. Spowoduje to zwiększenie roli sektora subskrypcji, a także przysporzy utrudnień w dostępie do wiadomości.
Jednak dyrektywa przewiduje taką okoliczność. Wskazuje w swoich postanowieniach, że kwestia wysokości wynagrodzeń zostanie uregulowana w poszczególnych krajach członkowskich. Zobowiązani zyskają też możliwość zaskarżenia tabel wynagrodzeń do sądu. Stawki będą więc uzgodnione w ramach negocjacji i obciążą serwisy, a nie użytkowników. Poza tym reprezentacji serwisów będą mogli przystąpić do tego typu postępowania przed Komisją Praw Autorskich oraz przedstawić swoje racje. W efekcie będą mieć wpływ na kształt tabeli – przynajmniej w założeniu.
W przypadku artykułu 17 dyrektywy, dostawcy usług udostępniania treści online, np. TVN24 czy Onet, będą zobowiązani od teraz za każdym razem i z każdym przedmiotem praw autorskich spisywać umowy licencyjne. Ten element budzi spore kontrowersje, gdyż dyrektywa nakłada na tych dostawców obowiązek podjęcia stosownych środków, aby zapewnić funkcjonowanie zawartych umów oraz zapobiec publikowaniu w serwisach nielegalnych treści. To oni od teraz ponoszą odpowiedzialność prawną jako dostawcy, gdy opublikują treści udostępnione przez użytkowników, za które nie zapłacili twórcom. Wyjątkiem będzie sytuacja, w której uda się im wykazać, że dołożyli wszelkich starań, aby takowe zezwolenie uzyskać albo usunąć nielegalnie opublikowany utwór. Oprócz tego muszą udowodnić, że działali bezzwłocznie po otrzymaniu zgłoszenia.
Niestety oznacza to konieczność zaimplementowania na takich portalach technologii rozpoznawania treści. Są to specjalne algorytmy filtrujące treści o zapisane kryteria. Ten fragment dyrektywy wzbudził obawę dotyczącą cenzury. Tego typu algorytmy nie są pozbawione wad, dlatego może się zdarzyć, że zablokują legalnie opublikowany film. Inne zagrożenie jest takie, że informacje trafiające do odbiorców będą poddawane manipulacji – niektóre z nich zostaną dostarczone odbiorcom, a inne wyciszone. Główny zarzut jest taki, że dyrektywa nie przewiduje przymusu transparentności takich algorytmów filtrujących. Jednocześnie artykuł 17 zawiera kilka wyjątków, w tym:
- Łagodniejsze przepisy dotyczące odpowiedzialności dla startupów, czyli nowych dostawców, których usługi są dostępne w UE krócej niż 3 lata, których roczny obrót nie przekracza 10 mln euro, a liczba odwiedzin nie przekracza średnio 5 mln miesięcznie.
- Użytkownicy mogą udostępniać treści online w celach cytowania, krytyki, recenzji, karykatury, parodii i pastiszu.
Mimo to wiele osób wciąż sprzeciwia się temu zapisowi, traktując go jako próbę ograniczenia wolności w Internecie.
Kolejny cel dyrektywy w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym to poprawa praktyk licencyjnych oraz zapewnienie szerszego dostępu do treści. Aby go zrealizować, w dyrektywie umieszczono następujące zapisy:
- Zobowiązanie państw członkowskich do wprowadzenia prawnych mechanizmów ułatwiających zawieranie umów licencyjnych dotyczących utworów niedostępnych w obrocie handlowym między organizacjami zbiorowego zarządzania a instytucjami dziedzictwa kulturowego.
- Zapewnienie transgranicznego skutku zawartych umów licencyjnych, a także zobowiązanie państw członkowskich do ustanowienia dialogu zainteresowanych stron.
- Kolejne zapisy dotyczą udzielania licencji zbiorowych z rozszerzonym skutkiem oraz utworów i sztuk wizualnych obecnych w domenie publicznej.
Dyrektywa zawiera także pewne wyjątki i ograniczenia, które mają służyć do osiągnięcia celów polityki publicznej takich jak badania naukowe czy edukacja. Aby uzyskać równowagę w tym temacie, KE wskazała główne obszary interwencji:
- Cyfrowa i transgraniczna edukacja – korzystanie z części lub fragmentów utworów, aby wspierać lub uzupełniać nauczanie.
- Badania naukowe (eksploracja tekstów i danych) – umożliwienie automatycznej analizy informacji w formie cyfrowej, która pozwala badaczom zdobywać nową wiedzę czy odkrywać nowe tendencje.
- Zachowanie dziedzictwa kulturowego – umożliwienie instytucjom zwielokrotniania utworów i innych przedmiotów objętych ochroną, w celu zachowania zbiorów dla kolejnych pokoleń.
Jednak według stanowiska Komisji Europejskiej podstawowym celem dyrektywy w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym jest zobowiązanie największych platform internetowych oraz agregatorów wiadomości do wypłacania twórcom należnego wynagrodzenia.
Przyczyny wprowadzenia tych zmian
Zgodnie z oficjalnymi komunikatami, dyrektywa w sprawie praw autorskich na rynku cyfrowym ma zapewnić, iż „prawa i obowiązki wynikające z przepisów o prawie autorskim będą miały również zastosowanie do Internetu”. Parlament Europejski zaznacza również, że unijni ustawodawcy chcą także, aby Internet był przestrzenią wolności słowa, dlatego wciąż będzie można udostępniać fragmenty artykułów, tak samo jak memy czy GIF-y. W ramach nowych regulacji największe firmy, tzw. giganci technologiczni, mają dzielić się dochodami z wydawcami i artystami.
Celem porozumienia jest zwiększenie ochrony oraz szans właścicieli praw autorskich – zwłaszcza muzyków, wykonawców, autorów scenariuszy, wydawców wiadomości – na możliwość wynegocjowania lepszych wynagrodzeń za korzystanie z ich utworów na platformach internetowych.
Implementacja w Polsce
W Polsce, tak samo jak w innych państwach członkowskich, dyrektywa stała się przyczyną zainteresowania oraz głębokiego podziału. Mamy więc jej zwolenników, np. Stowarzyszenie Kreatywna Polska, które wskazuje, że dyrektywa może poprawić sytuację finansową polskiej kultury, która od lat jest skrajnie niedofinansowana. Są też przeciwnicy, wskazujący na zapis obowiązku prewencyjnego filtrowania treści.
Według dyrektywy, państwa członkowskie miały czas do 7 czerwca 2021 roku na implementację zapisów do własnych porządków prawnych.
W naszym kraju do tego nie doszło, głównie z powodu złożenia przez Polskę skargi do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie przede wszystkim art. 17, dawniej 13 (miało to miejsce 24 maja 2021 roku). Artykuł 17 ma związek z filtrowaniem treści – strona skarżąca uznaje, że może on zagrażać wolności słowa w sieci, co stoi w sprzeczności z wartościami UE. W rezultacie implementacja została opóźniona – prawdopodobnie w oczekiwaniu na wyrok. Wskazuje się, że interpretacja poszczególnych zapisów i artykułów może wpływać na to, jak ostatecznie ukształtuje się legislacja w państwach członkowskich UE.
Wnioski
Nie ma wątpliwości, że istnieje duża potrzeba regulacji praw autorskich w Internecie. Tym bardziej, że wystarczająco długo zaniedbywano ten temat. Odpowiednio sporządzona regulacja może dać szansę na otrzymanie wynagrodzenia przez twórców i zmniejszenie częstotliwości naruszania praw autorskich.
Jednocześnie próby regulacji, takie jak omawiana w tekście dyrektywa, wskazują na rozwiązania pod postacią prewencyjnych algorytmów, co wzbudza kontrowersje związane z transparentnością i koniecznością ich stosowania. W tej chwili trzeba więc czekać na ostateczną decyzję w sprawie dyrektywy, którą podejmie TSUE.