Uspokajające rytmy inteligentnego budzika po paru minutach już ostatecznie wyrywają mnie ze snu i po przesunięciu palcem po ekranie smartfonu podnoszę się z łóżka.
Jeszcze zaspany udaję się pod prysznic. Jest to jedna z niewielu chwil w trakcie dnia, kiedy nie mam pod ręką telefonu. Przemywam twarz wodą i wchodzę pod prysznic, jednocześnie odtwarzając sobie w głowie plan dnia, który przed snem ułożyłem na task-liście. Moje myśli na chwilę zatrzymują się na konieczności zapłacenia ubezpieczenia za auto – ze szczoteczką do zębów wychodzę z łazienki, żeby ustawić powiadomienie. Smartfonu nie wypuszczam już z ręki – i tak zaraz idę na śniadanie. Kończąc myć zęby zerkam jeszcze na chwilę na dzisiejszy jadłospis (aplikacja sama układa menu pod moje cele treningowe!) i jestem gotów do przeglądu prasy wraz z Feedly.
Zobacz również
Już od dawna rozmawiamy o tym – my, jako społeczeństwo – że świat powoli, lecz konsekwentnie kurczy się do rozmiaru 4 – 5”, bo tyle zazwyczaj mają ekrany smartfonów. Na tę kwestię zwracają uwagę również badacze – w Norwegii zasugerowano na przykład, że dobrym zwyczajem jest zaprzestanie korzystania z urządzeń elektronicznych na godzinę przed snem. W efekcie ma to pomóc w regeneracji organizmu, poprzez wydłużenie czasu poświęcanego na odpoczynek. Problemem nie jest nawet rezygnowanie z godziny snu na rzecz użytkowania smartfonu (czy też innych urządzeń elektronicznych – w badaniu pytano w wszystkie ekrany). Znaleziono bowiem zależność między łatwością w zaśnięciu, a korzystaniem z urządzenia bezpośrednio przed snem.
U nastolatków, które korzystały z urządzeń elektrycznych przed zaśnięciem, czas potrzebny na zapadnięcie w sen wydłużał się średnio o 60 minut. Biorąc pod uwagę obecne tempo życia oraz konieczność odpowiedniej regeneracji organizmu, godzina zmarnowana na próbę zaśnięcia brzmi bardzo nierozsądnie. Między innymi stąd nasz pociąg do aplikacji – nakreślenie problemu powoduje, że automatycznie szukamy jego rozwiązania, nawet jeśli nie jesteśmy do końca przekonani, że dotyka on również nas samych. Z natury jednak jesteśmy leniwi, zatem nasze poszukiwania często ograniczają się do wpisania odpowiedniej frazy w sklepie Play lub AppStore. Ciekaw jestem również, ile aplikacji nie zostało nigdy użytych, a zainstalowanych jedynie przez potrzebę usprawiedliwienia się przed samym sobą, że zdaję sobie sprawę z problemu oraz z nim walczę (lub się staram).
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
Wokół mnie zaczyna się poranna krzątanina. Słychać powiadomienia z Messengera, Snapchata i Instagramu, słychać również dźwięki kolejnej bitwy rozgrywanej na małym ekranie – do szkoły zbierają się dzieciaki. Tak jak kiedyś rodzice zabraniali nam dzwonienia na różnego rodzaju numery „premium”, gdzie minuta połączenia kosztowała co najmniej wielokrotność standardowej ceny, tak dzisiaj tłumaczę swoim dzieciom dlaczego nie mogą kupować kolejnych ubrań i broni dla bohaterów ulubionych gier mobilnych. Z kolei w smartfonie mojej żony do życia budzi się aplikacja przypominająca o nawodnieniu – w te upały jest niezastąpiona. Chwilę potrzebną na zejście z mieszkania do auta poświęcam na wyszukanie playlisty – na szczęście Spotify co tydzień szykuje co najmniej dwie godziny dobrego grania. Są to w komplecie utwory jeszcze mi nieznane, ale wybrane na podstawie historii odsłuchań – i w większości trafiają w sedno, przez co zdecydowanie wygrywają z radiem.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Rynek mobilny regularnie rośnie, dzięki coraz większej przystępności. Pakiet danych u operatorów krajowych to od dawna standard, dlatego już ponad połowa ludności na świecie ma dostęp do internetu za pośrednictwem smartfonu (dane zebrane przez serwis We Are Social). W Polsce jednak wciąż korzystamy z mobilnego internetu rzadziej niż na świecie – z tego samego badania wynika, że przeciętny Polak na mobilne surfowanie poświęca około 1,8 godziny dziennie (na świecie to 2,7 godziny). Lubimy jednak urządzenia desktopowe – na nich średnia to już 4,9 godzin (na świecie – 4,4). Polska jest również mocno mobilna jeśli chodzi o uśrednione dane dotyczące przeglądania stron na urządzeniach przenośnych – w naszym kraju aż 46 proc. wszystkich odsłon pochodzi z mobili. Średnia światowa to 33 proc. – wygląda zatem na to, że od mobilnego internetu nie chcemy uciekać, a wręcz przeciwnie.
W pracy uwielbiam korzystać z aplikacji wspomagających produktywność. Pamiętam, że kiedyś nie wierzyłem w te dodatki – ale od kiedy na wszystkich moich urządzeniach (stacjonarnych i mobilnych, prywatnych i służbowych) pojawiły się apki, które zliczają czas spędzony na przeglądaniu mediów społecznościowych i innych „wypełniaczy czasu”, to bardzo mocno zacząłem się z nimi pilnować. I cieszy mnie, kiedy mogę pomóc innym – po rozpuszczeniu wici już prawie połowa moich współpracowników pomaga sobie w ten sposób. Z jednym okiem na liście zadań rozglądam się po pomieszczeniu, w którym się znajduję. Co chwilę ktoś łapie za telefon na dźwięk wibracji lub powiadomienia – reakcje są różne. Albo ktoś odpisuje natychmiast, albo zostawia to sobie na później, widząc że na pasku powiadomień pojawiła się charakterystyczna ikona Tindera. Inni z kolei po zerknięciu w ekran smartfonu łapią za przekąskę, uświadamiając sobie, że to już czas na posiłek. Potem już skupiam się na pracy.
Jeszcze trochę ciekawych liczb – smartfony stanowią obecnie 38 proc. wszystkich aktywnych komórek na świecie. Mniej więcej od roku 2005 słyszy się, że nadchodzi rok mobile. Prawda jest jednak taka, że żyjemy w dekadzie mobile – a okres ten będzie się stale wydłużać, ponieważ próżno szukać tendencji zniżkowych. Tym bardziej, że już niemal 40 proc. połączeń z internetem mobilnym odbywa się przez sieć 3G lub 4G, co rusz maleje zatem liczba ograniczeń, które wiążą ręce osobom związanym z biznesem mobilnym (dane wciąż z We Are Social).
Dzień pracy wieńczy przypomnienie o odebraniu córki i jej przyjaciółki z treningu – co prawda nigdy nie udało mi się o niej zapomnieć, ale traktuję to jako dodatkowe zabezpieczenie. Po uzupełnieniu ostatnich danych w kalendarzu wsiadam do auta. Telefon znowu ląduje na stacji dokującej, a ja za pomocą aplikacji wybieram drogę na drugi koniec miasta, dzięki której ominę największe korki. W tle znowu włącza się Spotify. Po podjechaniu pod halę sportową z daleka widzę, że dziewczyny poza ekranem telefonu nie widzą świata. Trąbię delikatnie i macham przez szybę – przy wsiadaniu do auta kątem oka zerkam na ekrany ich telefonów, na których rządzi logo Zalando. Zawsze interesowały mnie aplikacje, które pozwalają łączyć świat rzeczywisty z wirtualnym, a ta na przykład pozwala na lokalizowanie ubrań w sklepach na podstawie zdjęć, zrobionych nawet na ulicy. Ciekawe. Tymczasem moją uwagę odwraca głos nawigacji informujący, że na stałej trasie ustawił się korek i proponuje trasę alternatywną. Do domu docieramy bez opóźnień – dziewczyny, wciąż wpatrzone w zdjęcia wymarzonych ubrań, żegnają się i wchodzimy do domu.
Wszystkie te statystyki mają uświadomić jedną rzecz: aplikacje, czy szerzej – internet mobilny – po cichu zdominowały nasze życie. 5 lat temu w magazynie Wired został opublikowany artykuł, który głosił bardzo odważną jak na tamte czasy tezę: niedługo tradycyjny kształt www zastąpią nam aplikacje. Dzisiaj widzimy, że przepowiednia sprawdziła się co do joty – internet jest nam wciąż niezbędny, ale tylko jako środek do osiągnięcia celu, którym jest korzystanie z aplikacji mobilnej.
Rytm popołudnia wyznaczają aplikacje sportowe – Endomondo przypomina o dzisiejszym treningu, w pasku powiadomień widzę też informacje o dzisiejszych premierach filmowych. Wybierając kolejną playlistę (tym razem z kategorii trening) rozpoczynam rozgrzewkę i wsłuchuję się w polecenia oraz informacje podawane przez głos aplikacji. Później jeszcze lekka kolacja i chwila na przygotowanie się do jutra – szybki rzut oka na task-listę i można ustawiać budzik.