Artykuły e-PR – nowa zmora w królestwie SEO?

Artykuły e-PR – nowa zmora w królestwie SEO?
Październik 2013 roku był miesiącem wyjątkowym dla wielu pozycjonerów amatorów i zawodowców. Wtedy to bowiem na świecie pojawił się nowy, ulepszony zwierzak Google z rodziny Pingwinów, ochrzczony mianem nowego króla wyszukiwarek – Pingwin 2.1.
O autorze
3 min czytania 2014-04-11

Zdjęcie royalty free z Fotolia 

Kiedy już się pojawił, wybuchła panika, wręcz SEOwy Armageddon, porównywalna chyba tylko z paniką na Wall Street zaraz po upadku banku Lehman Brothers. Wtedy też, niemal z dnia na dzień, upadło sporo firm zajmujących się SEO. Wielu pozycjonerów zamknęło bądź sprzedało swoje zaplecza i przerzuciło się na inne branże. Co więcej, wielu zaczęło wieszczyć nowy porządek w branży i hasło: „SEO tylko dla bogatych”. Pojawili się również specjaliści od content marketingu, rozgłaszając wszem i wobec, że jak ktoś chce mieć SEO, musi zainwestować w artykuły sponsorowane e-PR. Tylko w ten sposób można teraz bowiem pozyskiwać wysokiej jakości linki, mówiono, ponieważ era SWL-i, katalogów i precli już minęła.

Zresztą, mówi się tak do dnia dzisiejszego.

Nie masz przynajmniej 5 tys. złotych? Zapomnij o SEO

Panika na rynku (która nie objęła wielu wytrawnych, branżowych wyjadaczy, którym Pingwin 2.1 był niestraszny) zrodziła nowy pomysł na biznes. W końcu content marketing jest drogi (nawet bardzo drogi), a tam, gdzie są duże pieniądze, można sporo zarobić. Dlatego też na licznych konferencjach i szkoleniach coraz częściej słychać przykłady case’ów z content marketingu i świadectwa, jaki to niesamowity wpływ ma on na pozycję w wynikach Google.

LinkedIn logo
Na LinkedInie obserwuje nas ponad 100 tys. osób. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Oczywiście obecnie w świecie SEO nie mówi się więc już o niczym innym, jak o advertorialach (artykułach reklamowych z zakotwiczonym linkiem pozycjonującym). Każdy, kto tylko wspomni o SWL-ach czy katalogach, uważany jest zaraz za amatora ryzykującego objęcie filtrem. Ale czy artykuły e-PR to rzeczywiście rewolucja i panaceum na wysokie pozycje? Czy to może jedynie chwyt marketingowy firm, które na tym pojęciu chcą dobrze zarobić?

Kwestia nie jest jednoznaczna. Należy bowiem pamiętać o jednej podstawowej zasadzie link buildingu: każdy dodany przez nas link (nieważne czy będzie to link ze strony SWL, katalogu, precla, bloga czy artykułu e-PR) jest w oczach Google linkiem spamującym. Bo czym tak naprawdę rożni się link z artykułu w znanym serwisie, od linku z automatycznego zapleczowego SWL? Jedynie tym, że serwis, z którego pochodzi charakteryzuje się często wysokim Trust Rankiem (w przeciwieństwie do linku SWL). Mechanizm w obu przypadkach jest jednak taki sam – staramy się w sposób siłowy i niezgodny z wytycznymi Google przekazać anchor pozycjonujący do naszej witryny. Tak więc linki pozycjonujące z advertoriali według Google, to niemal takie samo zło, jak linki z tanich zaplecz czy katalogów.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Wystarczy spojrzeć na zalecenia Google:

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

W skrócie: Nie pozwól, aby jakikolwiek płatny link rankował do twojej strony. Możesz usunąć wszystkie płatne linki bądź strony reklamowe albo upewnić się, że linki płatne są objęte atrybutem nofollow.

Umarł król, niech żyje król!

Jak to często w bajkach bywa, stary porządek umiera, rodzi się nowy, ponoć lepszy. Jednak miłościwie nam panujący Pingwin 2.1 (2013 – ?) wcale nie jest taki uroczy, jakby się początkowo white SEOwcom wydawało. Równie bezwzględnie i brutalnie jak jego poprzednik nakłada filtry, każe za złe linki i nadmiar anchorów. Nie jest to dobry władca, a kto się o tym jeszcze nie przekonał i sądzi, że drogą kampanią artykułów e-PR rozwiąże swoje problemy z SEO, ten mocno się zdziwi.

Ostatni przykład z życia: Klient rok czasu próbował wyjść z automatycznego filtra. Bezskutecznie. Usunęliśmy linki katalogowe, preclowe, a dodawane z automatu przez X-rummera zgłosiliśmy do pliku disavow. I co? I nic. Nowy król nie odpuścił. W zamian przysłał oświadczenie, że linki z advertoriali są złe i trzeba je usunąć. Cóż, że zostały tylko one – usunęliśmy. A filtr w końcu odpuścił.

Matt Cutts, prawa ręka nowego władcy i bezwzględna postać w świecie SEO, niczym średniowieczna inkwizycja, już zapowiedział, że Google krwawo rozprawi się z wszelkimi próbami pozycjonowania poprzez advertoriale. Ale w tym miejscu dochodzimy do tej niejednoznaczności, o której już pisałem: o ile z SWLami czy preclami, Google poradził sobie w miarę nieźle, to z artykułami e-PR tak łatwo miał nie będzie.

Czuję, że szykuje się nowa wojna w naszym królestwie. Tym razem „biali wojownicy SEO” będą musieli rozprawić się z automatycznymi filtrami Pingwina 2.1, a wszystko na polu zmagań drogich artykułów e-PR. Kto wygra tę wojnę? Teraz nie wiem. Dowiem się tego, gdy na tronie Google zasiądzie nowy władca.