Mniejsza powierzchnia do interakcji, dodatkowo uszczuplona przez interface dotykowy, wymaga dokładności i myślenia w kategoriach wartości dostarczanej klientowi. To ostateczny triumf minimalizmu i idei „less is more”. Mój ulubiony praktyk tego podejścia, Luke Wroblewski, pokazuje to dobitnie w „Mobile First” na przykładzie Flickra – gdzie z desktopowych 60+ opcji nawigacyjnych na stronie w wersji mobilnej pozostawiono tylko 6 najważniejszych. Skoro tak się da, to może w wersji pierwotnej także ograniczyć wszystko do 6?
Kategoryczne trzymanie w ryzach ilości contentu, CTA per ekran, palety kolorystycznej, ostateczne zmiecienie z ziemi Flasha (wreszcie!) pozornie daje mniejsze pole do popisu dla designerów – ale tylko dla tych, którzy projektują tak, aby zadowolić siebie, a nie klienta końcowego.
Zobacz również
Każdy dobry projektant jest w głębi swojej duszy minimalistą dążącym do czystej formy. Dzięki mobile’owi może (musi!) odrzucić fajerwerki i skupić się na projektowaniu tego, co istotne, stawiając wszystkie eye-candies na drugim miejscu. Musi być user-focused a nie design-focused.
Powoli takie myślenie, zainspirowane pierwszym iPhonem, później Androidem (który jednak dopiero od wersji 4.0 okazuje jakiekolwiek przywiązanie do stylu) i Windows Phone 7, przenika także do desktopowych systemów, czego najjaśniejszą emanacją będzie Windows 8 z GUI znanym wcześniej jako Metro. Już niedługo wszyscy, którzy korzystają z komputerów, będą obcować ze środowiskiem, które stawia użytkownika na pierwszym miejscu.
W tej ciągłej walce cyfrowej formy z cyfrową treścią okazało się, że forma (mobilna) wygrała i oskalpowała treść ze zbędnego bullshitu, a konwergencja systemów desktopowych z mobilnymi uratowała nas przed złym designem i ślepą uliczką przerośniętych projektanckich ambicji.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Słuchaj podcastu NowyMarketing