To głównie do nich skierowany jest ten tekst. Kilka rad, które być może pomogą, a z pewnością nie zaszkodzą relacjom z fanami marek.
Po pierwsze i najważniejsze – wszystko co robimy musi mieć cel. Banał w przypadku największych i najsilniejszych, ale niech każdy sobie zada pytanie, ile razy widział komunikację prowadzoną bez ładu, składu i nie wiadomo w sumie po co? Ile januszowych postów i zwykłych gaf było wynikiem tego, że ktoś nie zadał sobie pytania, po co ja to właściwie robię? I z drugiej strony, ile fantastycznych akcji, RTMów udało się zrobić tylko dlatego, że było wiadomo, jaki marka ma cel i co chce przez prowadzenie fanpejdża osiągnąć?
Zobacz również
Cel jest najważniejszy. Najlepiej jeszcze jakby był możliwy do zrealizowania. Od tego celu zależy później wszystko. Wszystko. Strategia, filary komunikacji, język, wszelkie niestandardowe akcje, grafiki i posty. Kiedy znamy cel możemy sobie pozwolić na improwizację i wykorzystywanie okazji. A jak nie mamy celu, to najlepiej nie róbmy nic, bo i tak jest to bez sensu.
Trzeba jednak pamiętać, że jak już mamy cel, to nie zawsze będzie miło i przyjemnie. Osoby używające Facebooka do kontaktów z markami są różne i mają różne motywy. Potrafią być niesamowicie uciążliwe, ale też dają niesamowite możliwości! Trzeba jedynie fanów i trolli potraktować z równym szacunkiem i empatią. Niektórzy chcą pożartować, inni są zamotani, a następnym podoba się absolutnie wszystko. Nie możemy ich wyśmiewać, obrażać i seryjnie banować. Nade wszystko jednak nie możemy ich ignorować, bo to się może przerodzić w gigantyczną awanturę i z reguły dobrze nie kończy. Żeby wspomnieć głośny przypadek z ostatnich dni na fanpejdżu jednej z większych sieci odzieżowych.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Szacunek naprawdę pomaga. Ułatwia administrowanie fanpejdżem i zmniejsza ryzyko, że w któryś weekend wybuchnie kryzys. Pozwala też na coś, z czego nadal mało kto korzysta. Fani to olbrzymi zasób wiedzy o produktach i marce. Potraktowani z szacunkiem mogą się zrewanżować tysiącami informacji zwrotnych, których nie da się uzyskać w żadnym badaniu. Dopieszczeni fani aż garną się, żeby coś dla marki zrobić. Nic więc prostszego jak stworzyć klimat i dać im tę możliwość.
Możliwość, a nie wydusić z ukręcaniem głowy. Fanpejdż to też takie miejsce, w którym nie należy robić nic na siłę. Czyli nie wolno wyżebrywać lajków, zmuszać do komentarzy, robić dziwnych konkursów na udostępnienia i być na siłę śmiesznym. Generalnie na siłę to można gwoździa ze ściany wyrwać, a nie robić dobre social media. Fanpejdż powinien być lekki w odbiorze i przyjemny dla oka. Wymaga to znacznie więcej pracy i jest trudniejsze niż systematyczne posty o piąteczku i poniedziałeczku, ale przynosi o wiele lepsze efekty. Chyba że chcemy wywołać żenadę, wtedy jest jak najbardziej ok.
I na koniec, ale nie mniej istotne – trzeba zachować konsekwencję! Jeżeli określiliśmy już cel i plan, jesteśmy pełni empatii i sympatyczni, finezyjni i pełni wdzięku, to nie zmieniajmy tego co pięć minut pod byle jakim pozorem.
Consuetudo altera natura est. Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Jeżeli cokolwiek się fanom u nas podoba – zostawmy to i dajmy im się cieszyć. Rzeczy usprawnienia warte poprawiajmy ostrożnie i z wyczuciem. Co wcale nie znaczy, że trzeba wszelkich zmian unikać. Wręcz przeciwnie – świeży content, zwłaszcza ten z etykietą premium jest zawsze mile widziany. Chodzi po prostu o to, żeby nie mieszać ludziom w głowach tylko systematycznie przekonywać ich do naszej marki lub podtrzymywać łączącą nas więź.
Kilka powyższych akapitów to oczywiście jedynie dobre rady, a nie genialny przepis na dobre social media. Można się do nich zastosować w całości, można w części, a można wcale. Ostatecznie to Wasze marki i na ich fanpejdżu możecie zrobić niemal wszystko. Pytanie, czy wszystko warto?