Cierpienia młodego namera, czyli pięć chorób namingu. Jak je skutecznie leczyć?

Cierpienia młodego namera, czyli pięć chorób namingu. Jak je skutecznie leczyć?
Stworzenie odpowiedniej nazwy dla firmy czy produktu to niewątpliwe wyzwanie. Nazwa powinna zawierać w sobie historię opisującą daną firmę, musi jasno komunikować to, co dla firmy (i jej klientów) najważniejsze.
O autorze
3 min czytania 2015-10-14

Zdjęcie royalty free z Fotolia

Z jednej strony powinna odnosić się do charakteru prowadzonej działalności, a jednocześnie dobrze, gdyby miała bardziej uniwersalne znaczenie, wybiegała w przyszłość. Przy tym musi być oczywiście prosta, przejrzysta, miła w odbiorze i zrozumiała. 

Biorąc pod uwagę ilość elementów do „zamknięcia” w jednej nazwie, naming to dosyć eksploatujące zadanie – nic dziwnego, że w takich warunkach pracy rośnie ryzyko złapania najrozmaitszych infekcji i choróbsk. Rzecz dotyczy zarówno klientów, oczekujących nazwy doskonałej, jak i marketerów, przed którymi stoi wyzwanie stworzenia takiego projektu.

Choroby namingowe nie biorą się, rzecz jasna, ze złej woli tej czy innej strony. Przy tego typu kreatywnej pracy po prostu mają prawo się rozwinąć. A my możemy z nimi efektywnie walczyć – i to całkiem naturalnymi sposobami. 

LinkedIn logo
Na LinkedInie obserwuje nas ponad 100 tys. osób. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Apploza

„Chcę takiej nazwy, jak Apple. Krótka, mocna, która mówi sama za siebie.”

Często występująca przypadłość u klientów, którym, co absolutnie zrozumiałe, trudno oddzielić samą nazwę od marki, jaka kryje się za danym słowem. Apple to dla wielu nie owoc, Jabłko, tylko Steve Jobs, dynamiczne innowacje, bycie krok przed innymi itp. Choć to trudne – spróbuj oddzielić obie rzeczy od siebie. Chociażby z pomocą jakiegoś innego, mniej „mistycznego” owocu. np. śliwki. Czy Twój klient byłby w stanie zaakceptować nazwę Plum? 

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Kreafobia

„Nie, nie, nie. Pojechaliście po bandzie! Wracamy do pierwotnych koncepcji.”

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

Olbrzymia ilość informacji, jaka codziennie dociera do naszego mózgu, dotyczy także nazw, które w nadmiarze zlewają się ze sobą, wtapiają w szary tłum. Kreafobia to klasyczny strach przed wyjściem przed szereg z bardziej oryginalną, kreatywną nazwą. Obawa przed odrzuceniem, niezaakceptowaniem odmienności pcha nas w stronę bardziej klasycznych, zachowawczych, ale powszechnie akceptowalnych koncepcji. „Bułkę przez Bibułkę” kontra „Kawiarnia Jolka”. Oczywiście, nie każda branża może sobie pozwolić na przesadną oryginalność. Ale tam, gdzie to możliwe (czy chociaż jest na to cień szansy), pozwólmy sobie na odrobinę szaleństwa! 

Krótkowidztwo

„A gdzie w tej nazwie jest [tu wstaw dowolny produkt], który produkujemy?!”

Nazwa z założenia powinna służyć długie lata, wręcz całe życie (firmy). Dziś firma Twojego klienta produkuje tylko drzwi, a jutro może poszerzyć swoją ofertę o okna lub zupełnie zmienić profil działalności. Kiedyś pewna amerykańska firma związana z branżą wydobywczą została nazwana Minnesota Mining and Manufacturing. Dziś ta sama firma siedzi w nowoczesnych technologiach i produkuje dla najróżniejszych branż – nadal nazywa się 3M i raczej unika rozwijania swojego skrótu. Dlatego warto skierować nazwę w stronę przyszłości, stworzyć bardziej uniwersalny przekaz dla marki, która będzie żyła dłużej niż oferowany przez nią produkt.

Szczękościsk

„Nazwa musi mieć to COŚ. No, tu jeszcze tego nie widzę. Pozdrawiam.”

Wiadomo, klient płaci i wymaga. To Ty gimnastykujesz się na scenie, a on siedzi w jury i przepuści albo nie Twoją nazwę do finału. Ale mimo wszystko – bez jego wsparcia w postaci wiedzy o firmie i produkcie może to być ciężkie do osiągnięcia. Dlatego gdy czasem klient nie jest zbyt wylewny w swoich opiniach i komentarzach, warto zadawać mu dużo pytań, także o rzeczy zupełnie z innej bajki, pozornie niezwiązane z samą nazwą. Czasem nawet ulubiony film czy hobby właściciela firmy może pchnąć myślenie o nazwie w tym dobrym kierunku.

Karłowatość

„Musi być maksymalnie krótka i z wolną domeną.”

Kiedyś chińskim dziewczynkom krępowano stopy bandażami, aby zahamować ich rozwój. Małe, drobne stópki były symbolem elegancji, zapewniały kobietom dobre zamążpójście. Maksymalnie krótka nazwa (z wolną domeną PL, bez żadnych dopisków) czasem może przypominać taką zdeformowaną stopę. Owszem, jest krótka, ale upchnięta w niej na siłę minimalna ilość znaków nie prezentuje się zbyt ciekawie. Oczywiście, dobre, krótkie nazwy (z wolną domeną) nadal można stworzyć, ale co innego jest ważne: nie długość nazwy – tylko to, co kryje się w jej głębi. Na to zwróćmy uwagę klienta. Bo przecież nigdy nie chodzi o długość.

A Ty, pracując nad nazwą, jak zwalczałeś objawy którejś z tych chorób?


 Konrad Buraczewski

Copywriter służący dobrym słowem w agencji buraczewski-copywriting.pl. Właściciel kreatywnego grilla, na którym marynuje zlecenia w odpowiednim pomyśle, przyprawia przyjemną dla zmysłów kreacją, dodaje szczyptę inspirującej perswazji i wrzuca na rozgrzany słowem ruszt.