fot. unsplasch.com
Odważne stwierdzenie w roku, który jeszcze nie jest oficjalnie nazwany nawet rokiem mobile? Oczywiście, zgadzamy się, to mocne słowa jak na tę chwilę. Dwuznaczne? Prawdopodobnie tak, ponieważ mobile to przecież, wg encyklopedii i wiedzy każdego specjalisty od social media, jeden z elementów digitalu. Ale żeby nie igrać z możliwym gniewem, wszystkim naszym znajomym digitalowcom (których, co ciekawe, niezależnie od wieku, przybywa codziennie w ilościach hurtowych), napiszemy może tak: mobile zabija desktop, który od zawsze był synonimem cyfrowego odbioru treści, szczególnie internetowych. Pamiętacie 0-20-21-22-bzzz-bzzz-bzzz?
Zobacz również
Platformy przekazywania ważnych i mniej ważnych informacji
To jeszcze chwila rozważań filozoficznych. Internet, nazywany przez wszystkich chcących być na czasie jako digital (digital taki cyfrowy i omni, Internet taki z lat 90.), to sposób przekazywania informacji, wielka tuba przesyłu danych. A mobile, który także niejedno ma imię, to jedna z wielu platform odbioru i nadawania tychże. Podobnie jak na przykład telewizor. Swoją drogą, pamiętacie, co to jest telewizor? To taki sprzęt, który stoi w ponad 90% gospodarstw domowych w Polsce, na którym ogląda się Ligę Mistrzów, talent shows i polskie seriale. Średnio ponad 4 godziny. Dziennie.
Telewizor, laptop, komputer stacjonarny, smartfon – to nic innego jak narzędzia konsumowania informacji. Czyli, jak to się z amerykańska mówi – “diwajs” lub z polska „device”.
Widzieliście już zapewne nie raz tę popularną tabelę? Tak? Jeszcze raz nie zaszkodzi.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Spójrzcie na nią przede wszystkim Wy, którzy zawsze i wszędzie powtarzacie „ja nie oglądam telewizji lub ja nie mam telewizora, a na obiad zjadam tylko i wyłącznie wegański Ramen z przepisów Gazety Wyborczej”. Przeszło półtora roku temu popularny portal eMarketer.com przedstawił prognozy rynku amerykańskiego, z których jasno wynika, że telewizja ma się tam całkiem dobrze, a wydatki reklamowe na nią przeznaczane wcale nie spadają, a wręcz przeciwnie zamierzają ciągle rosnąć. Oczywiście nie aż tak szybko i spektakularnie jak wydatki reklamowe w kategorii digital, który już za chwilę zacznie zdecydowanie przeganiać starą dobrą TV. To oczywista oczywistość, jak mówił klasyk. Ciekawej robi się, patrząc na te prognozy pod kątem wydatków „by devices”, desktop vs. mobile.
Mobile nie konkuruje z TV?
O ile w 2014 roku wydatki na desktop wynosiły 31 mld dolarów, a mobile 19 mld, to w 2020 roku współzależność będzie odwrócona: reklamy w mobile będzie o 174% więcej. Całkiem sporo, prawda? Video reklama w rubryczce desktop wzrośnie o 2 razy, zaś w mobile – o 5 razy. 85 mld wydanych na reklamę w mobile, a desktop 37 mld. To jasne, że mobile zabija desktop, ale nie ma najmniejszej chęci zrobić tego z telewizją. Dlaczego? Spójrzmy może na chwilę w kulturowe i historyczne oblicze naszych platform odbioru komunikacji.
Telewizja – odbiornik pasywny, stadny, łączący domowników, często też wymuszający kompromisy, powodujący kłótnie o pilota i o to, co akurat będzie „grać” w odbiorniku podczas kolacji.
Desktop – odbiornik interaktywny, osobisty, stacjonarny, substytucyjny do TV, a komplementarny do mobile.
Mobile – odbiornik interaktywny, podstawowy pod względem swoich funkcji natywnych (komunikacja), stosunkowo nowy w stadzie, osobisty, bardzo mobilny, szybki i intuicyjny. Zdecydowanie komplementarny do wszelkich innych platform, w tym TV.
I spójrzmy przez chwilę na poniższą tabelkę.
Te same treści video, zupełnie inne platformy
Jeśli jeszcze do połowy tej dekady ludzie spędzali czas konsumując treści video przy telewizorze, bądź urządzeniach typu desktop, to w najbliższej przyszłości kluczową platformą konsumpcji tegoż będzie mobile. Dlaczego tak się dzieje? Jest ku temu co najmniej kilka kluczowych globalnych powodów:
- Taniejący lawinowo dostęp do szybkiego Internetu.
- Taniejący dostęp do produkcji video, szczególnie tych generowanych przez użytkowników za pomocą kamer w smartfonach.
- Rosnąca popularność i dostępność narzędzi do produkcji, publikacji i promocji treści video.
- Trendy społeczne kierujące się w kierunku autentyczności, raw contentu, przy jednoczesnym wzroście dostępności narzędzi.
- Trendy demograficzne powodujące wchodzenie na rynek coraz większej liczby digital natives, czyli ludzi wychowanych ze smarfonami w ręku.
- I na koniec oczywiście wszelkie działania platform społecznościowych takich jak Facebook, Instagram czy Snapchat, które promują treści video, widząc w nich jasną i oczywistą przyszłość.
Spójrzmy jeszcze na niekoniecznie tak ładny jak Wasze oczy, ale bardzo interesujący wykres od KPCB wyjaśniający, dlaczego mobile dalej będzie rozwijał się tak szybko, jak jeździł kiedyś Robert Kubica w wyścigach F1. Z tym wyjątkiem, że mobile z 99,9% pewnością nie dozna tragicznego wypadku poza torem F1, tak jak to było z naszym mistrzem.
Mobile wzrósł tak szybko, że nawet reklamodawcy, czyli ci, którzy zawsze trzymają rękę na winie… tfu… tzn. na pulsie, nie zdążyli za nim nadążyć:
Nie wszystko video co się rusza, ale wszystko, co jest video to przyszłość
Wracając do treści video i social media. Absolutny lider na tym rynku, czyli Facebook, żeby obronić własne pierwsze miejsce, dobrze wie, w co inwestować. Facebook Live, stories, reklamowe treści video, promowanie treści video w edge ranku, treści telewizyjne… Tak telewizyjne! Chodzą słuchy, że już za bardzo niedługo wielkie wydarzenia sportowe przestaną być domeną telewizji. Mistrzostwa Świata w piłce nożnej i Liga Mistrzów też. Bo wszystko, co związane z nimi już dawno przeniosło się, także pod kątem treści video, do kanałów mobile.
Walka o video jest zatem zaciekła i szyba jak wszystkie pojedynki o mistrzostwo świata Andrzeja Gołoty. Każdy chce mieć kawałek tego tortu tylko i wyłącznie dla siebie. I dotyczy to absolutnie wszystkich. Od Netflix po Showmax. Od Narcos po Ucho Prezesa. To ostatnie jest najciekawszym przykładem, jak praktycznie wszystko, co się rusza i ma trochę więcej niż milionowe zasięgi, może być już podstawowym wabikiem do złapania Klienta. Tym bardziej, że akurat my, wychowani w kraju ziemniaka i cebuli, w swojej statystycznej masie wolimy swojski humor parapolityczny niż jakieś wymysły o kokainach czy innych domach z kart rodem zza oceanu (na naszym rynku Showmax ma zdecydowanie więcej abonentów niż wzmiankowany Netflix).
Smartfon nowym telewizorem?
A za granicami naszego pięknego kraju? Historycznie już Disney postanowił anulować negocjacje z Netflixem, zabierając swoje treści i stawiając własną platformę streamingową. Ale Netflix nie należy do miękkich w tej grze i sam znalazł 6 mld. dolarów na produkcję własnych treści TV w 2017 roku. Za kilka lat to szaleństwo może skończyć się tym, że każdy producent treści video będzie miał swój własny serwis streamingowy. Może nawet Wy i my? A to stworzy nowy i ciekawy problem: podobny to tego, który mają kibice piłki nożnej chcący oglądać ligi europejskie i Ligę Mistrzów. Już za chwilę potrzebować będą do tego minimum trzech płatnych telewizji.
A jeśli ktoś będzie chciał oglądać 14 sezon Game Of Thrones od HBO, kreskówki Disneya i siódmy prequel do Narcos od Netflix, to będzie zmuszony kupić osobne pakiety. O Botoksie 2 Patryka Vegi nie wspominając.
No i na koniec warto jest wspomnieć jeden interesujący fakt. Ostatnio dużo się mówi o ludziach, którzy rezygnują z kablówki (cord-cutters), ale często zapomina się o nowym pokoleniu, które nigdy tej kablówki nie podłączyło (cord-nevers). A przecież oni od razu przeszli na digitalową konsumpcję contentu, w pierwszej kolejności – mobile-konsumpcję. Mobile first nabiera nowego znaczenia prawda? Czyli co? Nie oglądamy telewizji?
*Ważna informacja techniczna, tekst został zainspirowany wywiadem z Konstantym Striukowym, CEO VIZEUM UKRAINE, umieszczonym na reklamaster.com
Pozostałe artykuły autorów przeczytasz tu >