Czy można zamiast tytułu utworu zobaczyć na wyświetlaczu odtwarzacza mp3 informację: „gorączka” chwilę po włożeniu słuchawek do uszu? Jeszcze nie. Ale za chwilę tak będzie wyglądało nasze życie, bo „jeszcze” jest tu słowem kluczem. Długo oczekiwany romans medycyny i technologii w końcu nabiera tempa.
Rynek medyczny jest rynkiem trudnym. Dodatkowo, przez ostatnie dziesięciolecia wyjątkowo mało skorzystał na technologicznej rewolucji ogarniającej świat. Pokolenie obecnych dwudziesto- i trzydziestolatków doskonale pamięta z dzieciństwa rolkę filmu fotograficznego i kasety magnetofonowe. I chociaż teraz wszyscy z powodzeniem korzystamy z aparatów cyfrowych, muzyki słuchając głównie z plików mp3, to zarówno my, jak i nasi rodzice i dziadkowie, do dziś leki wykupujemy na podstawie papierowych recept, kolekcjonując swoją dokumentację medyczną w postaci wielkoformatowych zdjęć rtg i kart informacyjnych tworzonych ręcznie przez lekarzy w edytorach tekstów. Tu chyba największą innowacją była zmiana ptasiego pióra na długopis.
Zobacz również
Całkiem niedawno (ale lepiej późno niż wcale) największe firmy, takie jak Apple czy Microsoft, zainteresowały się tworzeniem rozwiązań, które mają szanse w przyszłości zrewolucjonizować leczenie i monitorowanie chorych. Niebezpodstawnie, jak sądzę. Badania wskazują, że dla większości ludzi zdrowie jest najistotniejszym dobrem, a leczenie i ochrona zdrowia staje się najbardziej pożądaną „usługą”. Zintegrowana inicjatywa przedstawicieli środowiska medycznego, świata nauki i biznesu ma na celu stworzenie technologii, która umożliwi nam sprawdzanie swojego stanu zdrowia tak często, jak sprawdzamy pocztę e-mail. Przykładem takiego projektu jest SCANADU, który ma skutecznie kierować naszym postępowaniem w momencie wystąpienia objawów choroby. SCANADU podpowie, jaką etiologię mają zmiany na skórze naszego dziecka, przypomni o zbliżającym się terminie szczepienia i poinformuje o wzroście zachorowań w obszarze zamieszkania. Oddawanie w ręce pacjenta coraz to nowych prostych badań diagnostycznych nie jest niczym nowym. Gdy pod koniec 1981 roku firmy Bayer i Roche wprowadzały na rynek pierwsze urządzenia do domowego pomiaru glikemii, sceptyków nie brakowało. Dziś samodzielne sprawdzanie stężenia glukozy we krwi to standard. Wszystko wskazuje więc na to, że diagnostyka zaburzeń rytmu serca czy wysypki to niedaleka przyszłość.
Firma Apple czuje pismo nosem. Świadoma tych trendów, wyposaża swoje iPhone’y i iPady w coraz to nowsze nakładki, które umożliwiają pacjentom zbieranie danych na temat swojego stanu zdrowia – przykładem tego może Alvicore na IPhona, która pozwala w łatwy i prosty sposób na wygenerowanie jednoodprowadzeniowego zapisu EKG. System VitaDock dla urządzeń takich jak iPad, który jest do kupienia już m.in. w Niemczech, pozwala na kolekcjonowanie i segregowanie danych dotyczących podstawowych funkcji życiowych takich jak temperatura, ciśnienie, częstość pracy serca, czy poziom cukru i na przesyłanie ich za pomocą poczty elektronicznej do lekarza rodzinnego. Coraz popularniejsze stają się również aplikacje na iPhone’a pozwalające na ocenę np. znamion skórnych. Co więcej, gdy tylko wykryte zostanie niebezpieczeństwo, program wskaże też adres najbliższego gabinetu dermatologa. Smartphone, który oprócz bycia telefonem, odtwarzaczem mp3 i GPS-em stał się również dla lekarzy indywidualnym „oknem” do każdego pacjenta, pozwalając im monitorować nasz stan zdrowia w sposób ciągły, a nie tylko podczas okresowych wizyt w gabinecie lekarskim. To rewolucja.
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
Jest też nadzieja dla pacjentów po operacjach serca czy tętniakach, cierpiących na zaburzenia rytmu serca. Wystarczy nakleić na klatkę piersiową małą, pojedynczą elektrodę, która cały czas rejestruje informacje dotyczące aktywności elektrycznej serca, informuje o ewentualnych anomaliach i przesyła dane bezpośrednio na iPada do kardiologa opiekującego się chorym. E-health staje się więc faktem. Tworzenie i wykorzystywanie nowych dróg komunikacji pomiędzy pacjentem, lekarzem, producentem technologii przy udziale specjalistów od marketingu to projekt zupełnie innowacyjny i niosący ogromne korzyści.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Ten trend inspiruje nie tylko producentów elektroniki. Coraz więcej właścicieli firm wytwarzających przedmioty codziennego użytku wprowadza w swoich produktach ulepszenia prozdrowotne. Przykładem tego jest wbudowanie przez Toyotę sensorów w kierownicę Priusa pozwalających na prowadzenie zapisu EKG kierowcy. Obraz można zobaczyć na ekranie systemu nawigacji w samochodzie. Jeszcze dalej posunęła się firma Ford, prezentując ostatnio bezkontaktowy system badający EKG umieszczony w siedzeniu samochodu. Dane z 6 elektrod opracowanych przez naukowców z Uniwersytetu w Aachen, które są zamontowane w fotelu kierowcy dają dokładny zapis elektrycznej aktywności serca u ponad 95% prowadzących auto i to nawet przez ubranie grubości 2,5 mm.
Ale założenia E-health są dużo szersze – marzeniem jest, aby telemedycyna pozwalała lekarzom z Los Angeles przeprowadzać operację w New Dehli wyłącznie przy udziale Internetu i robotów i aby było to codziennością. Zunifikowany system danych pochodzących od wszystkich lekarzy ma umożliwiać natychmiastową analizę milionów przypadków z całego świata i ułatwiać komunikację między specjalistami, którzy w swojej praktyce natknęli się na podobny case. Wszystko to jest tylko kwestią czasu – przedstawiciele zarówno świata medycznego jak i producentów nowych technologii już widzą, że taka współpraca wiąże się z obopólnymi korzyściami, a jej efektem jest niespotykana dotąd poprawa jakości życia i zdrowia wszystkich użytkowników zdobyczy techniki na świecie. A to sprawa, o którą warto walczyć.