150 krajów, Myaku Myaku i Grand Ring
Hasło tegorocznej edycji Expo to „Designing Future Society for Our Lives”, co brzmi pięknie i trochę enigmatycznie. Japonia jako gospodarz potrafi jednak takie enigmatyczne hasła przekuć w rzeczywistość – i to bardzo kreatywną. To, co tu się dzieje, to prawdziwy globalny tygiel – ponad 150 krajów, regionów i organizacji międzynarodowych. Od Chin po Watykan, od ONZ po Forum Wysp Pacyfiku. Nie dojechali wszyscy – brakowało Rosji, Meksyku czy Grecji. Rosji pewnie nie zabrakło bez powodu, bo jeszcze niedawno Moskwa była konkurentem Osaki w walce o Expo. Całe szczęście, że wygrała Japonia, bo szczerze mówiąc, w Moskwie pewnie by mnie nie było.
Od początku czułem, że ta wystawa nie będzie nudna. Już oficjalna maskotka, Myaku-Myaku, sugerowała, że Japonia lubi się wyróżniać – czerwono-niebieski, pięciooki stworek ma symbolizować komórki, przepływ energii i wody, a ja szczerze mówiąc, wciąż zastanawiam się, co właściwie widzę. Maskotki to w ogóle trudny temat – kto pamięta tę z Olimpiady w Paryżu, wie, że projektowanie brand hero to ryzykowne zajęcie.
Zobacz również


Zdj. 1: Myaku Mayaku w najmniej spodziewanym miejscu.
Zdj. 2: Autor artykułu na Expo 2025.
Expo nie może się obyć bez spektakularnej budowli, która potem stanie się symbolem wystawy. W 1889 r. była to wieża Eiffla, w Osace zaś padło na Grand Ring. To gigantyczna drewniana konstrukcja, największa tego typu na świecie, potwierdzona przez Księgę Rekordów Guinnessa. Stojąc na jej tarasie z widokiem na Zatokę Osacką, czuję, że ten rekord naprawdę robi wrażenie – i to nie tylko na mnie, bo chętnych do spacerów jest cała masa.
Wyścig na pawilony
Expo jest jednak przede wszystkim pojedynkiem pawilonów narodowych. Każdy kraj walczy o uwagę gości. Już sam bilet na Expo to ledwie połowa sukcesu – żeby dostać się do najpopularniejszych pawilonów, trzeba wygrać rezerwację w oficjalnej loterii na stronie internetowej Expo. Kto nie zrobił tego przed przyjazdem, niektóre pawilony mógł oglądać jedynie z zewnątrz.
#NMInsights: Polskie podcasty o marketingu i e-commerce warte słuchania
Z mojej perspektywy, pawilony można podzielić na trzy typy: konceptualne, edukacyjne i etnograficzne. Te pierwsze – jak Korea Południowa, Kanada czy Austria – to instalacje głównie sensoryczne i estetyczne, czasem z dodatkiem technologii AR (augmented reality), wciągające w wir emocji, ale dość abstrakcyjne. Nie chodzi o wystawianie eksponatów, tylko o wywołanie przeżyć i emocji.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Z kolei pawilony edukacyjne pokazują, że nauka nie musi być nudna. Doskonały przykład: pawilon Japonii, który był jednocześnie fabryką przetwarzającą odpady z całego Expo w energię. Albo Niemcy, których pawilon nie dość, że był angażujący i mądry, to jeszcze każdy z gości dostawał uroczą maskotkę w japońskim stylu „kawaii” jako osobistego przewodnika audio. Sprytne i zabawne.
Szczególne wrażenie zrobił na mnie „Future of Life Pavilion”, choć to nie pawilon narodowy, a tematyczny. Koncept zaprojektowany przez Hiroshi Ishiguro – naukowca znanego z budowy robotów do złudzenia przypominających ludzi. Pokaz w tym pawilonie kończył się baletem androidów – humanoidalnych robotów. Przyznam szczerze, że oglądanie maszyn tańczących jak ludzie było jednocześnie piękne i przerażające. Ishiguro stawia pytania o tożsamość i nasze przyszłe relacje z maszynami, a ja wychodząc, zastanawiałem się, jak szybko ta przyszłość stanie się codziennością.
Gwiazdą azjatyckiego Expo był także pawilon Chin – ich propozycja to edutainment (połączenie edukacji i rozrywki) na bardzo wysokim poziomie. Smaczku dodawał fakt, że jednym z eksponatów w chińskim pawilonie był kamień księżycowy. Podobny eksponat (tylko większy) można było zobaczyć także w pawilonie USA. Przypadek? Nie sądzę.
Trzeci rodzaj pawilonów narodowych – etnograficzny – pokazał, że lokalna kultura wcale nie musi być pokazywana sztampowo. Pawilon Filipin wyglądał jak wielki rattanowy kosz, wewnątrz czekały na mnie opowieści o tkaninach i przyrodzie, lekkie, bezpretensjonalne, aż chciało się tam naprawdę pojechać. Australia czy Zjednoczone Emiraty Arabskie też udowodniły, że można być etnograficznym, ale nowoczesnym i atrakcyjnym.
Oprócz pawilonów narodowych ciekawie wypadały też pawilony dużych firm japońskich – robotyka, sztuczna inteligencja w medycynie czy latające autonomiczne pojazdy. Były bardziej konkretne i praktyczne niż wiele pawilonów narodowych, czasem nawet ciekawsze.
Zdj. 3: Widok na pawilony Chin, Kuwejtu i Brazylii.
Zdj. 4: Androidy w Pawilonie Future of Life.
Polski gen kreatywności
Był też pawilon Polski. Jak zwykle na poziomie, ale też nie do zapamiętania na tle feerii propozycji innych pawilonów. Trochę etnograficzny trochę konceptualny. Były zioła i polskie krajobrazy (generowane przez AI, a jak!), ale też koncerty Chopina, Aura – intrygująca instalacja artystyczna i dużo, dużo drewna. Elewacja pawilonu nawiązywała do wspólnych elementów polskiej i japońskiej tradycji rzemieślniczej i została wykonana z drewna technice kigumi (tradycyjna japońska metoda łączenia drewna). W założeniu pawilon stanowił manifest nowoczesnej Polski, łącząc estetykę z etyką i narracją o genie kreatywności. Wystawa miała bogatą, wielowymiarową symbolikę – do tego stopnia, że zrozumienie niektórych jej elementów było dosyć trudne bez przewodnika. O wielu elementach ekspozycji dowiedziałem się dopiero po wizycie w pawilonie, studiując różne opracowania i materiały do tego artykułu. Ciekawi mnie co z tego zapamiętał przeciętny odwiedzający, a więc w praktyce, Japończyk.
Zdj. 5, 6: Pawilon Polski na Expo 2025.
Dwa dni to stanowczo za mało, żeby zobaczyć wszystko. Expo jest jak Netflix – każdy ogląda to co mu odpowiada, a potem wychodzi z innymi wrażeniami. Po co więc w ogóle jeździć na Expo?
Po pierwsze, bo globalne trendy można zobaczyć tu w lekkiej, ciekawej formie – sztuczna inteligencja, autonomiczny transport czy zrównoważona ekologia przestają być czymś abstrakcyjnym. Po drugie, bo warto spojrzeć na świat oczami gospodarza – tym razem z perspektywy Azji, odległej od bańki, w której żyję na co dzień. I wreszcie, bo Expo to globalna wioska w czystej postaci – mimo wszystkich różnic i nagłówków popularnych mediów straszących nas imigrantami, tutaj świat spotyka się tu w atmosferze życzliwości i ciekawości.
Ja wyjechałem z poczuciem, że przyszłość jest fascynująca, trochę dziwna, czasem przerażająca, ale przede wszystkim możliwa do dotknięcia. Tu i teraz.