W tym odcinku cyklu #Influencerzmisją gości Konrad Skotnicki, lepiej znany jako @doktorztiktoka. Popularyzator nauki, podejmujący tematy związane z naukami ścisłymi, kosmosem, edukacją klimatyczną i ekologią. Ma doktorat z chemii, przez wiele pracował w instytucie badawczym, zajmując się badaniem potencjalnych leków przeciwnowotworowych. Jest też autorem książki „111 faktów, które zniszczą Twoje wyobrażenie o świecie”.
Inne odsłony cyklu „Influencer z misją” znajdziesz TUTAJ >>
Zobacz również
Jaka jest misja Twojej twórczości online?
Moja misja twórczości online polega na tym, by przedstawiać skomplikowane zagadnienia naukowe w sposób prosty i zrozumiały. W polskim systemie nauki brakuje inicjatyw, które zachęcałyby naukowców do przekazywania swojej wiedzy szerokiej publiczności. Dlatego uważam, że jest niezwykle ważne, by osoby prowadzące badania naukowe dzieliły się swoimi odkryciami z innymi. Jeśli tego nie robią, tę przestrzeń wypełniają teorie spiskowe i ludzie, którzy nie mają solidnego zrozumienia nauki.
Czujesz się autorytetem dla swojej społeczności? Kogo uznajesz za swój autorytet?
Zawsze miałem trudność z odpowiedzią na pytanie o autorytety, ponieważ staram się oddzielać osiągnięcia danej osoby od jej charakteru czy postępowania. W historii nauki mamy wiele przypadków, gdzie wybitni naukowcy okazali się osobami wątpliwymi moralnie. Na przykład Werner Heisenberg, laureat Nagrody Nobla, był zaangażowany w niemiecki program nuklearny podczas II wojny światowej, co sprawia, że trudno go jednoznacznie ocenić. Albo Fritz-Haber, który wymyślił rewolucyjny proces uzyskiwania amoniaku, który zrewolucjonizował rolnictwo, ale jednocześnie był bardzo zaangażowany w tworzenie i ulepszanie broni chemicznej, tak żeby zabijała jak najwięcej ludzi. Tak więc dla mnie autrytetem są raczej nie naukowcy, tylko na przykład aktywiści i aktywistki, którzy poświęcają swoje życie na walkę o prawa człowieka czy środowiska.
Podobne dylematy mam wobec postrzegania siebie jako autorytetu. Rozumiem jednak, że dla wielu moich obserwujących jestem kimś w rodzaju autorytetu, co jest nieuniknione, zważywszy na samą definicję influencera – osoby, która wywiera wpływ na innych. Badania również pokazują, że influencerzy często są postrzegani jako autorytety w dziedzinach, o których mówią, ponieważ są dla swojej społeczności bardziej dostępni i zrozumiali niż tradycyjni eksperci. Ale ja staram się zawsze zaznaczać, że to co mówię, ma służyć edukacji i rozrywce, a nie być radą medyczną czy życiową.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Jak wyglądały początki Twoich działań? W którym momencie poczułeś, że chcesz się poświęcić działalności internetowej, pracy influencera?
Moje początki były dość spontaniczne. W trakcie pandemii, podobnie jak wiele innych osób, zacząłem spędzać więcej czasu w mediach społecznościowych, zwłaszcza na TikToku, który wtedy przeżywał prawdziwy boom. Prowadziłem badania naukowe i pracowałem w instytucie badawczym, ale popularyzacja nauki zawsze mnie interesowała. Od lat byłem zafascynowany treściami popularnonaukowymi, a YouTube był moim ulubionym miejscem do odkrywania tego typu wiedzy – mogę śmiało powiedzieć, że byłem od tego uzależniony. Zresztą, to nie był mój pierwszy kontakt z przekazywaniem wiedzy w internecie. Przez lata prowadziłem media społecznościowe dla różnych organizacji pozarządowych, próbując tłumaczyć trudne zagadnienia związane z ochroną środowiska na przystępny język.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
A co do mojego TikToka – pewnego dnia natknąłem się na fascynujący artykuł o odkryciu w dziedzinie fizyki cząstek. Spontanicznie postanowiłem nagrać o tym swój pierwszy TikTok, który niespodziewanie osiągnął kilkanaście tysięcy wyświetleń. Pomyślałem, że może coś w tym jest, więc szybko stworzyłem kolejną serię filmów o kolorach oczu i ich genezie. Te filmy zyskały już setki tysięcy wyświetleń i tak to się zaczęło. Od tamtej pory minęły już ponad trzy lata, a ja niemal codziennie nagrywam nowe treści.
Jakie treści znajdziemy dziś na Twoim profilu/koncie/kanale?
Na początku na moim profilu dominowały treści związane z naukami ścisłymi, takimi jak chemia i biologia, co wynikało z tego, że mam doktorat z chemii. Było to dla mnie najłatwiejsze, bo to moja dziedzina. Jednak jako naukowiec zdobyłem też umiejętność weryfikowania i wyszukiwania rzetelnych informacji, więc stopniowo rozszerzyłem tematykę. Obecnie mówię dużo o kosmosie, klimacie, kryzysie klimatycznym, bioróżnorodności oraz ochronie środowiska – to tematy, które są moją pasją. Lubię też opowiadać historie o rzeczach z pozoru codziennych, jak owoce.
Jednym z moich najpopularniejszych filmów, który obejrzało już kilka milionów osób, jest o tym, dlaczego banany już raz wyginęły i dlaczego te, które teraz jemy, różnią się od tych, które jadły poprzednie pokolenia. Innym przykładem jest historia awokado i to, jak człowiek sprawił, że to owoc nadal istnieje, mimo że jego naturalni roznosiciele wyginęli. Tak więc na moim profilu znajdziecie dużą mieszankę ciekawostek naukowych, głównie związanych z naukami ścisłymi i przyrodniczymi. Raczej unikam tematów z zakresu nauk społecznych i humanistycznych, bo moja wiedza w tych dziedzinach nie jest tak głęboka.
Ile godzin dziennie poświęcasz na tworzenie treści? Czy swoje kanały prowadzisz samodzielnie, czy ktoś Ci w tym pomaga?
To, ile czasu poświęcam na tworzenie treści, bardzo się zmieniło od początków mojej działalności. Na początku działałem spontanicznie – gdy tylko znalazłem coś ciekawego, od razu pisałem scenariusz, nagrywałem i wrzucałem film na TikToka. Teraz mój proces jest znacznie bardziej zaplanowany. Organizuję sesje, podczas których robię research, wypisuję tematy, opracowuję je, a następnie nagrywam, żeby mieć kilka filmów gotowych na zapas.
Ponieważ znacznie rozszerzyłem swoją działalność i teraz prowadzę nie tylko TikToka, ale także profile na Instagramie, gdzie publikuję posty i zdjęcia i Facebooku, dodatkowo piszę naukowy newsletter, który staram się wysyłać co tydzień. Wydałem też w zeszłym roku książkę, która jest pewnie pierwszą w Polsce próbą przeniesienia formatu TikToka, medium mającego kilka lat, na książkę – medium które ma kilka tysięcy lat. To oznacza, że moja działalność to już nie tylko nagrywanie filmów, ale całkiem szeroki zakres aktywności. Myślę o tym bardziej jako o jednoosobowej redakcji naukowej. Na ten moment wszystko robię sam – od researchu po montaż. Niedawno influencing stał się moim głównym zajęciem i źródłem utrzymania, więc codziennie poświęcam na to kilka godzin.
Z jakimi markami najchętniej współpracujesz? Którą dotychczas zrealizowaną współpracę wspominasz najlepiej?
Bardzo lubię współpracować z markami, które pozwalają mi tworzyć treści, które są czymś więcej niż tylko reklamą produktu. Mój styl polega na tym, żeby każda reklama, którą tworzę, wnosiła realną wartość i wiedzę dla moich odbiorców. Dlatego zawsze staram się przedstawić produkt czy usługę w kontekście nauki. Dzięki temu reklamy stają się naturalnym przedłużeniem mojej misji popularyzowania wiedzy, a nie tylko przekazem sprzedażowym.
Na przykład wielokrotnie współpracowałem z National Geographic, przedstawiając ciekawe informacje o programach emitowanych na ich antenie. Bardzo dobrze wspominam też współpracę z Netflixem przy promocji serialu „Problem Trzech Ciał”, który oparty jest na książce pełnej naukowych wątków. Dzięki temu miałem okazję tłumaczyć skomplikowane zagadnienia związane z fizyką cząstek elementarnych, co uczyniło reklamę naprawdę interesującą. Współprace z uczelniami i wydawnictwami również sprawiają mi wiele radości, bo pozwalają mi nawiązywać do tematów, które są mi bliskie. Niedawno zrealizowałem współpracę z jedną z uczelni wyższych, która chciała zareklamować swoje kierunki studiów, w tym mechatronikę. Zamiast jednak po prostu mówić o ofercie uczelni, postanowiłem przedstawić temat przez ciekawą historię. Wyszedłem od tego, jak roboty pomagają sprzątać reaktor w Czarnobylu, zastępując ludzi w miejscach o wysokim promieniowaniu i sprawdzając poziomy radiacji. Dzięki temu mogłem płynnie przejść do tego, że do budowy takich robotów potrzebne jest konkretne wykształcenie, a kierunek mechatronika jest doskonałym wyborem dla osób zainteresowanych tą dziedziną. Staram się, by każda moja reklama była właśnie taka – nie tylko promocyjna, ale też ciekawa i edukacyjna, żeby widzowie mogli ją obejrzeć jak moją standardową treść, a nie tylko jako reklamę.
Jednocześnie cenię też współprace z markami komercyjnymi, o ile pozwalają mi pokazać ich produkt w kontekście naukowym. Staram się unikać przekazu w stylu „to najlepszy produkt na świecie, musicie go mieć”, zamiast tego przedstawiam wady, zalety i staram się odnieść do nauki w kontekście tego produktu. Dzięki temu nawet komercyjne treści stają się wartościowe i zgodne z moją misją popularyzacji nauki.
Czy masz jakieś „złote zasady” przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu współpracy z marką? Jakie są Twoje wymagania, jeśli chodzi o działania płatne i barterowe?
Nie mam listy marek, z którymi nigdy nie współpracuję, ale są pewne branże, które zdecydowanie wykluczam. Na pewno nie współpracuję z firmami związanymi z paliwami kopalnymi. Często dostaję oferty promowania elektrowni czy źródeł energii opartych na paliwach kopalnych, ale zawsze je odrzucam. Od lat jestem zaangażowany w temat kryzysu klimatycznego i wiem, że odejście od paliw kopalnych jest absolutnie kluczowe. Z tego samego powodu nie współpracuję z markami motoryzacyjnymi, które wciąż opierają się na spalaniu paliw kopalnych. Unikam też współprac z producentami suplementów diety. Raz popełniłem błąd, reklamując olejek CBD, bez przeprowadzenia wystarczającego researchu naukowego. Od tego czasu postanowiłem nie promować suplementów, ponieważ większość z nich nie ma solidnych dowodów naukowych potwierdzających ich skuteczność. Są pewne wyjątki, jak witamina D czy inne, dobrze przebadane substancje, ale w większości przypadków suplementy diety nie mają potwierdzonych korzyści dla organizmu
Jeśli chodzi o współprace barterowe, to praktycznie ich nie podejmuję. Może zdarzyło mi się to raz czy dwa. Wynika to z tego, że nie lubię gromadzić produktów, które nie są mi potrzebne lub których sam bym nie kupił. Dodatkowo, wartość takich produktów zwykle nie jest nawet zbliżona do standardowego cennika moich usług reklamowych. Ta różnica jest zbyt duża, więc bardzo rzadko, prawie nigdy, nie zgadzam się na współprace barterowe.
Wolisz pracować bezpośrednio z markami, czy przez agencje marketingowe i dlaczego?
Współpracowałem zarówno bezpośrednio z markami, jak i przez agencje marketingowe, i oba podejścia mają swoje plusy i minusy. Współpraca bezpośrednio z markami jest zwykle prostsza, ponieważ nie ma dodatkowego łańcucha przekazywania informacji – mogę od razu wprowadzać poprawki i prowadzić bardziej bezpośrednią rozmowę. Jednak większość moich współprac odbywa się przez agencje reklamowe, co bardzo sobie cenię. Dzięki swojemu doświadczeniu w łączeniu marek z twórcami, agencje potrafią unikać błędów, skutecznie ustawiać harmonogram działań, a proces jest bardziej ustrukturyzowany. Nie muszę czekać na odpowiedzi czy martwić się o opóźnienia, co jest ogromnym ułatwieniem. Oczywiście, obecność dodatkowego ogniwa w komunikacji czasem może komplikować sprawy, ale mimo to chyba wolę współpracować z agencjami marketingowymi.
Najbardziej absurdalna lub dziwna propozycja współpracy z marką
Najzabawniejszą propozycją współpracy, jaką otrzymałem, była oferta wejścia do rage roomu – takiego pomieszczenia, gdzie można niszczyć różne rzeczy – i w trakcie niszczenia miałbym opowiadać o produkcie, który w ogóle nie był związany z niszczeniem. Było to tak niespójne z moim stylem, że od razu odmówiłem.
Inna, już mniej zabawna, ale równie dziwna propozycja, przyszła od firmy produkującej paliwa kopalne. Chcieli, żebym reklamował, w jaki sposób chronią środowisko. Było to dla mnie szokujące, bo ewidentnie nikt z tej firmy nie poświęcił czasu na przejrzenie moich treści, gdzie wyraźnie mówię o kryzysie klimatycznym i o potrzebie odejścia od paliw kopalnych.
Co myślisz o wirtualnych influencerach?
Wirtualni influencerzy to trend, który zauważyłem dopiero niedawno. Dla tych któzy nie wiedzą: są to influencerzy stworzeni przez sztuczną inteligencję – wygenerowane obrazy i osobowości, które wydają się działać niezależnie, choć oczywiście za nimi stoją ludzie, którzy je kontrolują. Co ciekawe, to najmłodsze pokolenie, które obecnie jest jeszcze dziećmi, już teraz postrzega wirtualnych influencerów jako istotny i rosnący element cyfrowej przestrzeni.
Uważam, że to bardzo interesujące zjawisko, bo wirtualni influencerzy mają potencjał do tworzenia ogromnej ilości treści. Na razie jakość tych treści jest średnia, bo sztuczna inteligencja nie jest jeszcze na etapie, na którym mogłaby w pełni zrozumieć i przekazywać skomplikowaną wiedzę naukową. Jestem jednak przekonany, że w ciągu kilku lat to się zmieni. Jeżeli wirtualny influencer naukowy będzie w stanie analizować i czytać sto prac naukowych dziennie, to trudno mi sobie wyobrazić, jak mógłbym konkurować z taką efektywnością.
Nie uważam jednak, że powinniśmy ten trendu odrzucać. Sztuczna inteligencja i wirtualni influencerzy to po prostu kolejne narzędzia, z którymi musimy się nauczyć żyć i zrozumieć, gdzie jest ich miejsce w społeczeństwie. To przypomina dyskusje z przeszłości, kiedy zastanawialiśmy się, czy komputery zastąpią ludzi wykonujących skomplikowane obliczenia – i faktycznie zastąpiły. Być może artyści, a nawet naukowcy, w pewnym stopniu zostaną zastąpieni przez AI, ale świat zawsze się zmienia i musimy się do tego dostosować. Jestem gotów podjąć walkę z wirtualnymi naukowymi influencerami i znaleźć swoje miejsce w tym nowym krajobrazie.