Trudno przejść obojętnie obok rewolucji, jakiej dokonały seriale w branży telewizyjnej. Obecnie to o nich rozmawia się z podobną pasją, z jaką kiedyś dyskutowano o książkach. Apetyt widzów nieustannie pobudzają takie platformy, jak Showtime, HBO czy Netflix, serwujące coraz bardziej smakowite produkcje.
Każdej takiej uczcie towarzyszy wybitny plating, a jakże! Mowa tu o graficznej oprawie, czołówkach seriali. I właśnie na nich chciałbym się skupić. I jeszcze jedno: to niesamowitej firmie Digital Kitchen zawdzięczacie kulinarne metafory czołówek w tym tekście. Gotowi? Smacznego!
Zobacz również
Krwawe śniadanie
Zacznę od produkcji, po obejrzeniu której od razu użyłem Google, by dowiedzieć się, kto za nią stoi i kto ukradł 60 sekund z godziny serialu. „Dexter”, bo o tym tytule mowa, już od pierwszego sezonu zdominował ramówkę Showtime. Twórcom produkcji, co tu ukrywać, zależało na tym, abyśmy jak najszybciej polubili głównego bohatera – seryjnego mordercę, pracującego na co dzień jako… policyjny analityk.
Odważny koncept należało zatem oswoić. Pomóc w tym miała świetnie dobrana obsada i oczywiście czołówka. Odpowiadający za jej kreację, Eric Anderson z Digital Kitchen, zaproponował obraz będący połączeniem ciasnych kadrów wzorowanych na zdjęciach z miejsc zbrodni z… wysmakowanymi ujęciami table top – doskonale znanymi w świecie reklamy, którymi zazwyczaj kuszą (tak, tak!) producenci jogurtów.
Anderson prezentuje więc widzom fragment z życia bohatera. Poranny rytuał – toaleta, garderoba, śniadanie – wykorzystuje, by przedstawić mroczną naturę Dextera.
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, że pomarańczę można pokroić „właśnie tak”, zapraszam do obejrzenia:
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Przeciwwagą dla obrazu jest delikatny i wpadający w ucho motyw muzyczny, skomponowany przez Ralfa Kempa. Jest on znacznie łagodniejszy i, co ważne, okazał się nierozerwalnie związany z serialem. Czy podobnie stałoby się, gdyby zamiast niego wykorzystano pierwotną propozycję Andersona, utwór Xploding Plastix’s „More Powah to Yah”?
A tutaj ciekawa polska adaptacja czołówki „Dextera” stworzona w klimacie lat 80.
To się pije
Kolejna produkcja – mocna i mroczna – również związana jest z głośnym sukcesem Digital Kitchen. Poznajcie czołówkę dla „True Blood” – współczesnej opowieści o wampirach, żyjących pośród ludzi, ale traktowanych nieufnie i z wielkim dystansem. Głównym wątkiem fabuły jest w gruncie rzeczy opowieść o stereotypach – rasowych, seksualnych czy religijnych. Jak powiedział pracujący nad projektem Mat Mullder „Mieliśmy odkryć miękkie, różowe podbrzusze wiejskich stereotypów, aby znaleźć to, co może być tuż pod powierzchnią. Stąd pomysł na czołówkę”.
Twórcom zależało, aby sprawiała ona wrażenie autentycznego montażu ujęć archiwalnych. Brakuje w niej zatem bezpośrednich odniesień do wampirów. Zadanie udało się zrealizować. I choć praktycznie wszystkie ujęcia zostały nakręcone specjalnie na potrzeby serialu, to jednak można usłyszeć zarzuty, iż czołówka została zmontowana w oparciu o dokument „Searching for the Wrong-Eyed Jesus”, który, jak przyznają sami autorzy, na wczesnym etapie był ich inspiracją.
Ale do rzeczy! Na potrzeby „True Blood” stworzono bardzo bogaty i gęsty koktajl. Rozedrgane obrazy z kamer 16 mm mieszają się ze zdegradowanymi przez kopie VHS ujęciami nagrań TV. Pojawia się też przyspieszony timelapse, by nagle przeskoczyć do ledwie delikatnie poruszonego zdjęcia. Zwróćmy też uwagę na to, że cały motion design, włączywszy charakterystyczną typografię, został wykonany ręcznie. Litery wycięto z kartonu nożykiem, a na stole powstały wszystkie charakterystyczne dla tej produkcji efekty, jak rozlana krew czy pogniecenie i puchnięcie taśmy filmowej. Wszystko to przy dźwiękach utworu „Bad Things” Jace’a Everetta. Twórcy zadbali o świetną muzykę nie tylko w czołówce, dzięki czemu soundtrack do serialu m.in. otrzymał statuetkę Grammy.
Podwójne jest lepsze
Kolejna wciągająca produkcja to „True Detective” – serial kryminalny emitowany przez HBO. Świetne skonstruowani bohaterowie i znakomite ujęcia Luizjany, z jej postprzemysłowymi obiektami, tanimi motelami i prowincjonalną religijnością. Niby ten sam stan, w którym rozgrywa się akcja „True Blood”, a jednak – staraniem twórców – zupełnie odmienny.
Ekipa z Antibody, tworząc czołówkę, sprostała zadaniu. Sięgnęła po starą fotograficzną technikę podwójnej ekspozycji. I to był strzał w dziesiątkę! By należycie pokazać wyrazistość postaci, użyto fragmentów portretów bohaterów, poprzez które widz patrzy na świat. Każde ujęcie ma swoje uzasadnienie, opowiada własną historię i jest doskonale wkomponowane. Szczególnie widać to, gdy przyjrzymy się kadrom ze storyboardu – większość mogłaby funkcjonować jako samodzielny key visual czy plakat. Po prostu mistrzostwo świata!
Godna uwagi jest także czołówka drugiego sezonu „True Detective”. To już zupełnie inna historia, której akcja dzieje się w Kalifornii. I jest to zdecydowanie najlepsze rozwinięcie oryginalnego pomysłu, jakie dotąd widziałem.
Prosty pomysł
Kolejny serial, którego czołówka zasługuje na uwagę, to „Halt And Catch Fire” – dramat stacji AMC, którego akcja rozgrywa się w Dolinie Krzemowej na kilka lat przed tym, gdy światło dzienne ujrzał Apple II. To opowieść o grupie ludzi odsłaniających swoje słabości i ambicje podczas pracy nad stworzeniem komputera osobistego.
Patric Clair, dyrektor kreatywny AMC, przyznał, że projekt ukształtowało kilka elementów. Twórcy nie dali się ponieść pierwszemu, najprostszemu skojarzeniu i nie przygotowali czołówki w konwencji 8-bitowej grafiki. „Włączmy żarówkę” – to pomysł, w którym chodziło o zwizualizowanie impulsu, który na końcu swojej drogi zapala małą diodę. Animator Raoul Marks wypracował autorski sposób na bardzo mocne przetworzenie obrazu, pozwalając widzom przenieść się w wykreowaną rzeczywistość na poziomie komputerowego kodu, zawierającą cyfrowe artefakty i bardzo intensywną kolorystycznie. Kolory czerwony i magenta dominują całkowicie nad paletą barw. W czołówce użyto bardzo spokojnej typografii z tamtej epoki – tak, tak… kiedyś do kupna komputera zachęcano nas wyjustowanym do środka tekstem z fontem szeryfowym.
A jeśli trzymamy się Doliny Krzemowej, warto przyjrzeć się jeszcze czołówce serialu „Silicon Valley”. Oddaje ona doskonale wizję świata zdominowanego przez Google’a i Facebooka, gdzie kolejne startupy wyrastają jak grzyby po deszczu. To punkt na mapie, gdzie nie ma stagnacji, gdzie wszystko się zmienia, jak na gigantycznym i kolorowym od różnorodnych logo placu budowy. Zobaczcie koniecznie.
Co ciekawe, każdy kolejny sezon serialu ma swoją aktualną wersję czołówki. I tak na przykład na miejscu Napstera pojawia się budynek Ubera, zaczynają latać drony Amazona albo budynek Yahoo zostaje wypchnięty przez siedzibę Alibaba.
Zaproponowana w tej czołówce przez Yu-Co stylistyka pixel art ma swoje korzenie w 8-bitowej grafice komputerowej. I chociaż mogłoby się wydawać, że będzie lepiej pasować do „Halt And Catch Fire”, to okazało się, że odpowiednio wykorzystana celnie oddała współczesną dynamikę codzienności.
Z miłości
Teraz będzie o czołówce, w której trudno się nie zakochać. Pokochała ją Amerykańska Akademia Telewizyjna, przyznając twórcom nagrodę Emmy. Pokochali ją też widzowie, ale co istotne – a wcale nie oczywiste – pokochał ją sam autor. Rozwinięcia wypracowanej przez niego stylistyki z łatwością doszukamy w kolejnych jego dziełach.
Mowa o czołówce serialu „The Man in the High Castle” – produkcji Amazon Studios, stworzonej na podstawie powieści Philipa K. Dicka. To political fiction przedstawiający obraz Ameryki lat 60. po wygranej przez Niemców II wojnie światowej.
Czołówka serialu jest bardzo poetycka. Wszystko za sprawą efektu projekcji filmowej, która została nałożona na amerykańskie pomniki historyczne. Poszukiwanie zakazanego filmu jest również osią narracji serialu.
Sam obraz nie tylko porywa widza, ale też wprowadza go w świat, w którym będzie toczyć się fascynująca historia. W czołówce widzimy więc mapę Stanów Zjednoczonych podzieloną pomiędzy Japonię a Niemcy. Na amerykańskim widzu niewątpliwie ten moment musi robić ogromne wrażenie, tak samo jak projekcja desantu niemieckich spadochroniarzy „spływających” po twarzy prezydenta George Washingtona w Mount Rushmore. Jeśli miałbym wskazać jedno ujęcie, stanowiące dla mnie podsumowanie tej narracji, to jest nim rzeźba amerykańskiego orła z ikonicznie rozpostartymi skrzydłami, na którym wyświetla się ostro zarysowany obraz niemieckiej „wrony”.
Czołówka ujmuje również muzyką. Twórcy doskonale dobrali austriacki utwór „Edelweiss”, zaśpiewany po angielsku delikatnym, kobiecym głosem, ale z wyraźnym, niemieckim akcentem. Voilà:
Gwiazdki i widelce
Czołówka „The Man in the High Castle” przyniosła swoim twórcom ze studia Elastic kolejną statuetkę Emmy w 2016 r. Dla niewtajemniczonych może wydawać się to zaskakujące, ale te małe perły, od których zaczynają się seriale, sięgają po bardzo poważne nagrody. Z opisanych tutaj praktycznie wszystkie miały nominacje lub dostawały jedne z najważniejszych nagród np. Emmy, Saturn Award, Golden Globe Awards. W tym roku po złotą statuetkę Emmy sięgnął „Counterpart”.
Jak to w życiu, kiedy pojawia się rywalizacja – nie ma zmiłuj. I podobnie jest z czołówkami seriali – tam, gdzie stawką są prestiżowe nagrody, czasem bywa ostro. Przykład? Twórcom znakomitej i zasługującej na omówienie czołówki do serialu „Westworld” zarzucano wprowadzenie zmian w czołówce do drugiego sezonu, dokonanych jedynie po to, by zwiększyć swoje szanse na Emmy…
Na koniec chciałbym zachęcić do śledzenia tego, kto staje na podium, kto wygrywa w prestiżowych konkursach i zdobywa cieszące się uznaniem statuetki. Nawet jeśli nie mamy czasu na pochłanianie całych seriali, to z pewnością znajdziemy chwilę na wykwintną i smakowitą przekąskę.