Pozostałe części cyklu przeczytasz tu >
Zobacz również
Kiedy i co było impulsem do rozpoczęcia własnej działalności?
Chciałem robić coś własnego, nowego – coś, co daje wolność. W ten sposób narodził się pomysł na firmę. Po latach wiem, że to trochę pozorna wolność, za to wielka odpowiedzialność. Nowością zaś był Internet, który wówczas, na początku XXI wieku, był źródłem mnóstwa możliwości, nadziei i inspiracji do działania.
Ile czasu zajęło Ci założenie agencji od momentu zakiełkowania tego pomysłu?
Byliśmy tuż po studiach, pełni energii i przekonani, że nie tylko warto, ale że można, i z pewnością się uda. Nie był to czas, kiedy myślało się o potencjalnych zagrożeniach, ryzyku itd. Uwagi nie zaprzątało rozmyślanie w kategoriach „za” i „przeciw”. Kiedy już padło na kiełkującą branżę internetową, w grupie kilku znających się od lat osób, podjęliśmy decyzję o założeniu firmy. Parę dni zajęły formalności związane z rejestracją. A tak naprawdę, wystarczyło włączyć komputer, aby zacząć już operacyjnie działać.
Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?
Jest produkt czy usługa, musi być jednak również popyt. Prawa rynku, z którymi zderzyliśmy się na starcie ujawniły się w postaci… braku klienta. Internet sam w sobie był czymś nowym, raczej postrzeganym w kategoriach ciekawostki, czegoś technicznego, ale na pewno nie biznesu. Strona WWW była czymś, co nie wiadomo czemu ma służyć. Proszę sobie wyobrazić w tych okolicznościach konfrontację z potencjalnym klientem – zleceniodawcą strony internetowej. O „robieniu strony” rozmawiało się wówczas z informatykiem z firmy będącej klientem, a żona szefa oceniała, czy strona jest „ładna”. Potem były dalsze schody związane z wykonaniem zadania, które wieńczyły problemy z płatnością. Bo czemu prezes miał płacić za coś, co mu się nie wyświetla na komputerze w gabinecie. A nie wyświetlało się, bo pecet nie był podpięty do Internetu… Takie to były czasy, choć mówimy o realiach branży digitalowej niespełna dwie dekady wstecz.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Jakie są koszty związane z rozpoczęciem własnego biznesu?
Startowaliśmy mając trzy pecety i kilkanaście tysięcy złotych. Resztę stanowiły umiejętności, chęci i kontakty wyniesione z miejsc, w których wcześniej funkcjonowaliśmy. Tylko tyle i aż tyle!
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Teraz jest podobnie, jeżeli wynikiem pracy jest pomysł. Jeśli realizacja, to pojawiają się koszty, np. wynajęcie ekipy filmowej, które trzeba na początku zainwestować, zanim klient zapłaci już po odebraniu pracy. I tu mogą się pojawić grubsze pieniądze do „założenia”.
Trzeba też uwzględnić koszty psychiczne i fizyczne – nieprzespane noce, zmęczenie. Bo jeśli ci się uda, to wszyscy klepią cię po plecach, gratulują. Gorzej, kiedy nie idzie…
Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?
Z pierwszym byliśmy od razu po słowie. Trzeba być naprawdę szalonym, aby zakładać firmę nie mając na horyzoncie choćby jednego zlecenia.
Jakich porad udzieliłbyś osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?
Po pierwsze, należy parę razy się zastanowić, czy mamy na to siłę i wolę walki. Trzeba mieć świadomość, że podejmujemy się bardzo stresującego zajęcia. Zwłaszcza że na początku otrzymujemy dużo negatywnych opinii od znajomych, którzy nie rozumieją tego, co robisz i dlaczego to robisz, skoro mogliśmy sobie siedzieć osiem godzin dziennie w klimatyzowanym biurze. Podobne opinie płyną ze strony klientów, którzy wybierają konkurencyjną ofertę. Trzeba mieć dużo wiary we własne siły i odporność psychiczną.
Od razu warto znaleźć wspólników odpowiedzialnych za sprzedaż, formalności lub sprawy specjalistyczne. Zajmowanie się wszystkim od rana do nocy to po prostu samozatrudnienie. Firmę robi się z ludźmi. W przypadku GoldenSubmarine – dziś organizacji zatrudniającej ponad 100 osób – nie byłoby tak sprawnie funkcjonującego organizmu, gdyby nie wiceprezes Marta Krysik oraz Marcin Gruca, członek zarządu. To, kim się otaczasz, z kim chcesz rozwijać biznes – jest niezwykle ważne.
Zanim zaczniemy, bądźmy po słowie z pierwszym klientem, a na bazie tej pracy będzie można budować portfolio i chwalić się pierwszymi realizacjami.
Jeśli brak nam umiejętności sprzedażowych, trzeba to zadanie przekazać fachowcom. Im szybciej, tym lepiej.
Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły Ci się podczas realizacji własnego biznesu?
Naszym mitem założycielskim jest historia i morał z niego płynący, że zawsze dajemy radę. Otóż w 2005 roku pracowaliśmy dla Shella nad multimedialną prezentacją dotyczącą wprowadzenia paliwa VPower podczas konferencji w Budapeszcie. Poprawki nanoszone były do ostatniej chwili, przez co spóźniliśmy się na ostatni samolot o 23.00. Konferencja zaczynała się o 10.00 rano w Budapeszcie. I tych 800 kilometrów pokonaliśmy najlepszym wtedy firmowym samochodem – białym Chevroletem Aveo z silnikiem 1.2, który rozpędzał się do setki w 100 sekund. Nagraną płytę z prezentacją dostarczyliśmy na 15 minut przed rozpoczęciem konferencji.
Co, Twoim zdaniem, decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnego biznesu?
Cierpliwość i odwaga. Prowadzenie firmy wymaga odważnych decyzji i cierpliwości w oczekiwaniu na efekty.
Co zrobiłbyś inaczej patrząc z perspektywy czasu?
Szybciej szukałbym sposobu na „wzrost masy” – czyli wielkości firmy. Nam udało się to zrobić poprzez fuzję dwóch firm, agencji interaktywnych. Jej przepracowanie wewnątrz dwóch różnych, ustabilizowanych struktur oraz wypracowanie standardów działania oraz oferty – dało prawdziwego „kopa” i rozpędu biznesowego, otworzyło drogę do aktualnych wyników i sukcesów.
Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób zakładających swoją agencję?
Hart ducha. Naprawdę, determinacja jest kluczowa. Większość firm upada na początku, a przyczyn należy szukać nie tylko w słabym rozpoznaniu rynku i jego potrzeb – także w załamaniu się tej euforii i energii związanej z budowaniem biznesu. Wsparcie najbliższych jest ogromnie ważne.
Jakie masz dalsze plany na rozwój agencji?
Mamy bardzo duże doświadczenie rynkowe oraz kompetencje. Niemniej, rynek, na którym działamy, jest niezwykle dynamiczny – wymaga nie tylko trzymania ręki na pulsie, lecz i wybiegania naprzód, przed szereg. Dziś znaleźliśmy się na tym etapie rozwoju agencji, kiedy wyznaczamy pewne trendy. Jesteśmy pierwszą postdigitalową agencją, która między innymi znosi dotychczasowe podziały na komunikację ATL, BTL i online, bo nie przystaje ona do rzeczywistości – do zachowania konsumentów, sposobu spędzania przez nich czasu, potrzeb marki, oczekiwań klientów, wreszcie – niezwykłego postępu technologicznego i cywilizacyjnego. Słowem, jest co robić.
O rozmówcy:
Grzegorz Krzemień
prezes zarządu GoldenSubmarine