zdjęcie: mashable.com
Posunięcie belgijskiej projektantki wywołało pełną emocji dyskusję, aktywizując zarówno zwolenników, jak i przeciwników zjawiska wearable technology. Koniec końców interaktywne okulary nadal są symbolem pewnej niszy, zdecydowanie niebędącej w polu zainteresowania współczesnych fashionistek. Co więcej, kreacje na styku mody i techniki postrzegane są częściej jako obiekty muzealne (patrz: austriacki projekt „TECHNOSENSUAL. where fashion meets technology”) niż ubrania, które na stałe mogłyby zagościć na ulicach miast.
Zobacz również
Siłą napędową branży mody jest jednak nieustająca przemiana, a nastroje konsumenckie są jak majowa pogoda (rankiem mróz, po południu upał, a wieczorem deszcz). Dlatego też projektanci, choć nadal jest to nieliczne grono, pomimo przeciwności sięgają po dobrodziejstwa współczesnej technologii – dwie pozornie niepasujące do siebie dziedziny zyskują wspólny mianownik. Amerykańska projektantka Tory Burch już zapowiedziała współpracę z FitBit. Na swojej stronie internetowej napisała “Transform your tracker into a super-chic accessory for work or weekend, day or evening. Our signature colors, prints and designs meet the technology of FitBit flex”.
Powyższy przykład pokazuje, że połączenie nowych technologii z czynnikiem estetycznym wydaje się być decydujące w wyścigu po portfele konsumentów – stąd też wpływ rynku fashion na technologię noszoną jest co raz większy. Marki modowe użyczają wypracowanego stylu, który przeniesiony na nowoczesne urządzenie ma sprawić, że stanie się ono modnym dodatkiem. I nie ma w tym nic dziwnego. W branży mody prym wiedzie bowiem estetyka, umiłowanie rzeczy pięknych. Zdaje się, że głównie z powodu niedopracowanego aspektu wizualno-estetycznego nowinki z dorocznej konferencji w Las Vegas nie trafiły jeszcze do kobiecych szaf. Redaktor naczelna „T: The New York Times Style Magazine” po pokazie Diane von Fürstenberg wprost powiedziała, że Google Glasses nie mogłyby chyba być brzydsze („It’s like, the worst kind of German architect nerd Glasses”). Z kolei Ruthie Friendlander, dziennikarka Elle.com, komentując Nike Fuelband, stwierdziła, że prędzej by umarła, niż założyła to gumowe paskudztwo.
Nie umniejszając inteligentnym bransoletkom i innym kosmicznym gadżetom, największe pole do popisu daje nadal sama tkanina, którą w procesie technologicznym można poprawiać i ulepszać. I nie mówię tutaj o dzikich rozwiązaniach, kiedy to na przykład kolor sukienki może odzwierciedlać nasz nastrój (która kobieta by to założyła!), ale o tkaninach poprawiających komfort noszenia czy mających inne, dodatkowe walory (brak zagnieceń, możliwość dowolnego formowania, egzotyczna faktura).
#PrzeglądTygodnia [05.11-12.11.24]: kampanie z okazji Movember, suszonki miesiąca, mindfulness w reklamach
Kończąc optymistycznym akcentem, z punktu widzenia marketingu i komunikacji każda innowacja wprowadzana w obrębie produktu to dobry punkt wyjścia do rozmowy o marce. Z tej perspektywy tekstronika może postępowym projektantom zapewnić dodatkową prasę i pozycjonowanie w grupie nowatorów – chociażby przykład Diane von Fürstenberg, który pokazuje, że mariaż mody i technologii nadal jest zjawiskiem na tyle nieoczywistym, że wywołuje burzliwą dyskusję, w kontekście której pojawia się dana „nowatorska” marka. Podejrzewam, że gdyby nie Google Glasses, kolekcja SS 2013, przy całym szacunku dla kobiety, która zaprojektowała pierwszą kopertową sukienkę, mogłaby przemknąć niezauważona.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Autor: Olka Kaźmierczak – Założycielka pierwszego w Polsce bloga o PR w modzie www.fashionprgirl.pl