fot. www.twitter.com/PimpBillClinton/status/530873098338201600
Używają go prominentne osobistości świata polityki (jak choćby Barack Obama, David Cameron czy Bronisław Komorowski), artyści (Lady Gaga, Katy Perry, Shakira) czy nawet duchowni (Papież Franciszek, Ojciec Jan Góra). Korzystają z niego również szeroko rozumiani żartownisie, którzy za sprawą fikcyjnych kont wysyłają w eter kolejne prowokacyjne „ćwierknięcia”. I o nich właśnie będzie tutaj mowa.
Zobacz również
Warto zaznaczyć na samym początku, że popularność i liczba fałszywych kont twitterowych stale rośnie. Jak łatwo się domyślić, konta te mają w większości za zadanie sparodiować jednostki z pierwszych stron gazet, za sprawą publikowanych tam krótkich komunikatów, przybierających formę złośliwych komentarzy, żartobliwych sentencji, opisów wydarzeń, które nigdy nie miały miejsca bądź mocno oryginalnych porad. Czemu „jednostki”? Do grona parodiowanych zaliczają się bowiem nie tylko znane persony, ale także np. serwisy internetowe czy międzynarodowe korporacje. To nie wszystko. Internauci wykorzystują szerokie pole manewru, dane im do dyspozycji przez powieściopisarzy oraz scenarzystów, tworząc fałszywe konta fikcyjnych postaci. Zagłębmy się więc w przedziwną krainę twitterowej komedii, by poznać ją od podszewki i móc należycie zdiagnozować przyczyny jej rozgłosu.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
www.twitter.com/PimpBillClinton/status/530873098338201600
Słuchaj podcastu NowyMarketing
(“Pewne rzeczy, które robiłem jako prezydent robię do tej pory – jak spędzanie całego czasu pomiędzy dwoma Krzakami (ang.: Bushes – odniesienie do prezydentów Busha i Busha Jr.).”
Fałszywe konto byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, jednocześnie powszechnie lubianego i cenionego „na salonach”, a zarazem wykpiwanego za afery związane z marihuaną, Monicą Levinsky, cygarami oraz innymi atrybutami władzy, w oczywisty sposób nawiązuje do ciemniejszej strony polityka wywodzącego się z Partii Demokratycznej. Można tam odnaleźć całe stosy mało wybrednych żartów, powiązanych bezpośrednio ze sferą seksu, które z pewnością nie każdemu przypadną do gustu, ale autorowi raczej to nie przeszkadza, zważywszy, że może się pochwalić imponującą ilością 283 tys. obserwujących. Pomimo tego, że kadencja Clintona zakończyła się już dawno temu, a jego działalność polityczna sprowadza się do honorowych wizyt, profil wciąż jest aktywny … A i chętnych do pośmiania się z byłego prezydenta nie brakuje.
www.twitter.com/Lord_Voldemort7/status/505773475584548865
(„Nie ma wymówki dla ludzi, którzy nigdy nie czytali Harry’ego Pottera.”)
Lord Voldemort – fikcyjna postać, zaczerpnięta z powieści o Harrym Potterze (który de facto także został doceniony własnym „udawanym” kontem), niezmiennie zachwyca fanów Twittera nowymi cynicznymi przemyśleniami o życiu, o swoim książkowym przeciwniku czy też o innych fantastycznych postaciach pokroju Dartha Vadera. Szczególną nienawiścią darzy bohaterów sagi „Zmierzch”, czemu wielokrotnie dawał już wyraz i zapewne da jeszcze nie raz. 2,17 mln obserwujących lorda bez nosa doskonale bawi się przy „hermetycznych”, książkowych żartach i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższej przyszłości ta kopalnia śmiechu miała przestać funkcjonować.
www.twitter.com/chuck_facts/status/530450428849561601
(“Chuck Norris stracił dziewictwo, zanim stracił je jego tata.”)
Pamiętacie ten okres, gdy żarty o Chucku Norrisie biły wszelkie rekordy popularności, wprawiając w osłupienie nawet samego odtwórcę głównej roli Strażnika Teksasu? Otóż ich siła najwyraźniej wciąż nie osłabła, a ilość fanów twórczości dotyczącej sztandarowej postaci tzw. kina akcji stale się powiększa. Na chwilę obecną konto emitujące kolejne rewelacje na temat nadprzyrodzonych zdolności Chucka Norrisa ma 268 tys. obserwujących, a każdy nowy wpis wzbudza entuzjastyczne reakcje. Część z nich może i się powtarza … Ale czy ktoś ma odwagę, aby zarzucić to tajemniczemu autorowi? A co, jeśli po drugiej stronie monitora faktycznie siedzi sam Norris? Chyba lepiej nie ryzykować …
www.twitter.com/Jesus_M_Christ/status/525776605205913600
(„Pamiętajcie, że umarłem za wasze grzechy. Więc jeśli nie grzeszycie, umarłem za nic.”)
Jakkolwiek osoba Jezusa Chrystusa kojarzy się mocno ekumenicznie, fałszywe konto członka Świętej Trójcy bynajmniej ekumenicznie nie jest. Nie stroni ono od wulgaryzmów, wypowiedzi godzących w kulturę katolicką i prowokacji związanych ze zwizualizowanym (zdjęciowo-obrazkowym) bądź słownym parafrazowaniem wersetów biblijnych. Kolejny mocno zsubiektywizowany przypadek rubasznego ćwierkania, który zgromadził przed ekranami monitorów 457 tys. obserwujących. Temat religii być może i nie należy do komediowych, ale jak widać zebrała się całkiem spora grupa osób, która uważa inaczej. I co więcej – świetnie się przy tym bawi.
www.twitter.com/BiIIMurray/status/530455620131250176
(“Jeśli nie możesz być szczęśliwy, możesz przynajmniej być pijany.”)
Na odmianę, fałszywe konto aktora znanego z takich obrazów jak „Pogromcy duchów”, „Dzień świstaka” czy „Między słowami” nie wykpiwa osoby bezpośrednio zainteresowanego, lecz opowiada historię, która spokojnie mogłaby zostać wyartykułowana jego własnym piórem. Można tam więc odnaleźć zbiór mądrości życiowych i żarcików pokroju: „Pierwsze 80 lat dorosłości jest zawsze najtrudniejsze”, afirmujących specyficzny sposób bycia aktora. Wynik? 457 tys. obserwujących, masa regularnych re-tweetów i ogromny odzew czytelników. Popularność zdecydowanie łatwiej zdobyć, gdy podszywamy się pod lubianą i popularną postać, ale taki rezultat wciąż robi ogromne wrażenie.
www.twitter.com/ShakespeareSays/status/528218614181015553
(„Palec mię świerzbi, to dowodzi, że jakiś potwór tu nadchodzi…” – „Makbet”, tłum. Józef Paszkowski)
Na Twitterze znalazło się również miejsce dla urodzonego w XVI wieku poety, dramaturga i aktora w jednym, czyli Szekspira. Być może i nie żyje od dobrych kilku wieków, ale jego fanów nie powstrzymuje to od wirtualnego wskrzeszania wielkiego autora. Oczywiście jego dorobek literacki jest o wiele bardziej znany niźli umiejętności sceniczne, czego pochodną stanowią wyćwierkiwane w staroangielskim zabawne frazesy, nawiązujące treścią do dawnych czasów, koronnych dzieł wieszcza czy też współczesnych wydarzeń okołokulturalnych, połączonych z jego osobą. Choć konto zgromadziło „tylko” 13,4 tys. obserwujących, co jest wynikiem raczej marnym w porównaniu z opisanymi powyżej, należy to i tak uznać za dobrą monetę, zważywszy, że bezpośrednio zainteresowany śni sen nocy letniej od przeszło 450 lat. Wypadałoby również docenić kunszt i ilość pracy, jaką tajemniczy autor wkłada w tworzenie profilu.
www.twitter.com/notzuckerberg/status/528320789733711872
(„Nie cierpię Halloween, bo ludzie zakładają maski i cieszą się nadmierną prywatnością.”)
Niekwestionowany król social media, Mark Zuckerberg, nie mógł nie znaleźć się w gronie parodiowanych, bo najzwyczajniej w świecie stanowi wymarzony cel ataku. Jego konto to szeroka rozprawka na temat rozlicznych wad konkurencyjnych dla Facebooka serwisów społecznościowych (jak np. Google+), wyimaginowanych faktów na temat własnego internetowego imperium („Wkrótce będziecie musieli ściągnąć naszą aplikację Messenger, aby móc pisać wiadomości na Facebooku. I będziecie potrzebować trzeciej aplikacji, aby je wysyłać.” … Ale chwila, pierwszy etap już przecież za nami!) oraz „wielkopańskości” samego Zuckerberga. Humor wyższej próby, który zapewnił kontu 14 tys. obserwujących, co także blado wypada na tle całej reszty, ale dla osób „siedzących w temacie” to jedno z pewniejszych źródeł codziennego śmiechu.
www.twitter.com/BPGlobalPR/status/40455980588212224
(„W tych ciężkich czasach kryzysu, wszyscy musimy dokonywać poświęceń … Bądźmy szczerzy – przecież wcale nie potrzebujemy ostryg!” – wpis tuż po katastrofie w Zatoce Meksykańskiej)
Wielkie korporacje to naturalny kandydat do internetowych żartów. Oczywiście niejednokrotnie ofiarą tweeterowych trolli padają i autentyczne konta, jednak znacznie łatwiej założyć po prostu fałszywe konto i to przy jego pomocy wyśmiewać politykę firmy. Choć przykładów jest cała masa (Coca-Cola, McDondald’s, Walmart, Tesco), w zestawieniu postanowiliśmy umieścić konto BP. Obecnie już nie jest tak aktywne jak kiedyś, ale w roku 2010-2011 było jednym z chętniej śledzonych profilów tej kategorii. Powód? Wyciek ropy z instalacji należących do BP właśnie. „Prawdziwy” sztab PR-owców wprawdzie wyczyniał równie niestworzone rzeczy i u wielu wywoływał uśmiech, ale i tak znalazło się spore grono osób chętnych do poczytania tweetów „bez cenzury”. Jeżeli szukacie czegoś o odrobinę większej aktywności oraz równie korpo-komediowego – wystarczy w wyszukiwarkę wpisać nazwy najpopularniejszych koncernów. Liczba obserwujących niekiedy wręcz dorównuje (lub przewyższa!) swoje autentyczne odpowiedniki.
Diagnoza
Gdzie leży przyczyna ogromnej popularności fałszywych kont, skoro „szarzy”, ale prawdziwi użytkownicy Twittera uważają osiągnięcie liczby 100 obserwujących za sukces? Clou tkwi w przyciągającej oko treści, nieodmiennie połączonej z osobą publikującego, czyli w tym przypadku rzekomym Lordem Voldemortem lub Markiem Zuckenbergiem. Sam fakt uzyskania szansy do swobodnego naigrywania się z kogoś znanego powoduje automatyczny wzrost wartości wyćwierkiwanego żartu. Satyra nabiera również pikanterii, gdy jest w jakimś stopniu dedykowana określonemu środowisku, które potrafi w pełni pojąć jej istotę. Co więcej, Twitter daje możliwość przekazywania wyłącznie krótkich komunikatów, ograniczonych do ilości 140 znaków, dlatego dominuje tu zwięzłość napakowanych po brzegi humorem form, wręcz wymarzonych dla wszystkich uzależnionych od endorfin, czyli tzw. hormonów szczęścia.
Związki te nazywane są również „molekułami emocji”, ponieważ główny ośrodek ich działania stanowią receptory opioidowe tych obszarów mózgu, które uważa się za należne uczuciom oraz doznawaniu przyjemności. Endorfiny wyzwalają się przykładowo w momencie wyższych stanów emocjonalnych, w trakcie wysiłku fizycznego czy dużego nasilenia bolesności. Podobnie rzecz się ma z konsumpcją czekolady, niektórych ostrych przypraw i… z Twitterem. Regularne przyswajanie umiarkowanych porcji żartów wpływa pozytywnie na utlenienie mózgu, ogranicza ból, reguluje czynności oddechowe i hormonalne, zwiększa odporność organizmu i poprawia ogólny nastrój. Po co wysilać się i szukać czegoś po kilka minut, skoro mamy pod ręką masę „branżowych” żartów, których przeczytanie zajmuje zaledwie kilka sekund? Prosto i szybko dostarczamy sobie odrobiny zbawiennego śmiechu i z biegiem czasu, staje się to dla nas jeden z podstawowych sposobów rozrywki. Bez codziennego zastrzyku energetycznego „wewnętrznej morfiny”, czujemy się przygnębieni i mając świadomość tego, gdzie leży rozwiązanie całego problemu, niekiedy wręcz nieświadomie logujemy się na Twittera i sprawdzamy ostatnie ćwierknięcia z konta fałszywego Clintona. A że wiecznie zabiegani, nie wszyscy mamy czas na regularne oglądanie 1,5 godzinnych, filmowych komedii, znacznie chętniej aplikujemy sobie zastrzyk śmiechu przy pomocy social media, z których i tak przecież stale korzystamy. Uważajcie tylko by nie przedawkować!
Autor:
Łukasz Jabłoński, specjalista ds. copywritingu w Grupa TENSE