W cyklu #OdKulis pokazujemy, jak wyglądają najciekawsze kampanie i działania od wewnątrz: jak w praktyce wygląda realizacja, z jakimi najtrudniejszymi wyzwaniami muszą się zmierzyć twórcy oraz jakie nieplanowane i zaskakujące zdarzenia miały miejsce. Teraz przedstawiamy kulisy akcji „Lodowa góra nad morzem”, zrealizowanej przez agencję DDB Warszawa dla marki McDonald’s.
Zobacz również
O kulisach realizacji akcji opowiada Jan Mirosław, creative client partner dla McDonald’s w DDB Warszawa i współautor koncepcji wydarzenia.
Autorzy i pomysłodawcy
Wymyśliliśmy tę akcję w DDB Warszawa, a wyprodukowaliśmy ją razem z Papaya Films. Media zaplanowało OMD, a PR – 24/7.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Pomysł
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Pomysł na przeniesienie gór nad morze jest rozwinięciem tego, co już wcześniej robiliśmy dla McDonald’s. Zeszłej zimy postawiliśmy w Lublinie wielką Śnieżną Kulę – przeskalowaną instalację-zabawkę z zimowym krajobrazem, w środku której zmieściliśmy małą restaurację i do której można było wejść. Tamten projekt ośmielił nas do kolejnych, dużych działań: okazało się, że można robić wydarzenia skierowane do masowej publiczności, które jednocześnie potrafią zdobywać nagrody takie jak Golden Drum i Epica. Dostrzegł to również klient, który sformułował niewiele oczekiwań poza jednym: przebijmy tamto, róbmy rzeczy nieoczywiste i nieoczekiwane. To dla kreacji bardzo komfortowe warunki.
Prace nad konceptem zaczęliśmy dużo wcześniej. Odbył się nawet międzynarodowy warsztat z udziałem kreatywnych i strategów z sieci DDB. Ostatecznie jednak pomysł wyszedł od nas, lokalnie. Postanowiliśmy odnieść się do jedynej w swoim rodzaju przyjemności, jaką potrafi dać prawdziwa, mroźna zima. Zima, jakiej dzisiaj w Polsce właściwie już nie ma. Chcieliśmy tę radość z zimy odzyskać, choćby na moment – w najmniej oczekiwanym miejscu. Stąd pomysł, by postawić nad morzem lodową górę i pozwolić ludziom zjechać z niej prosto do McDonald’s. Połączyć nieoczekiwane przeżycie z marką.
Osoby zaangażowane w realizację
W projekt zaangażowanych było blisko 300 osób. W tym gronie byli konstruktorzy, projektanci, ekipa budowlana, ekipa realizująca światło, ekipa realizująca mapping, ekipa nadzorująca, realizatorzy eventu i obsługa, nie wspominając o pionach technicznych czy samej ochronie.
Przygotowania
Budowa trwała blisko 3 tygodnie. Wcześniej miały miejsce długie procesy planowania i projektowania samej konstrukcji. Odbyły się w tym czasie poszukiwania lokacji, proces uzyskania zgody, doboru środków, przygotowania projektów wykonawczych, testy nośności, odbiory itd. W najbardziej gorącym okresie ekipy pracowały na 2, a czasami 3 zmiany.
Kolejne kroki
Emocje i przeżycia gości, którzy skorzystali z atrakcji w Gdańsku, to doskonały przykład tego, co nowoczesna marka może dać swoim klientom. Filmowa relacja z naszego wydarzenia – w formie spotu reklamowego emitowanego w kinach i telewizji oraz krótkich klipów i dłuższej formy w kanałach digital – buduje więź z tymi, którzy fizycznie nie mogli zjawić się na naszej Lodowej Górze.
Wyzwania
Skala takiego przedsięwzięcia rodzi odpowiednio wiele komplikacji. Najpierw musieliśmy znaleźć lokację o dość wyśrubowanych parametrach: wystarczająco dużą, położoną w malowniczym miejscu na Wybrzeżu, i co najtrudniejsze – z naprawdę działającą restauracją McDonald’s u podnóża planowanej góry. Tym miejscem okazało się Forum Gdańsk, z pięknym widokiem na Stare Miasto. Następnie musieliśmy przekonać lokalnych partnerów, że wjechanie w tę przestrzeń z ponad 60-metrową ślizgawką, obudowaną masywną Górą Lodową, w trakcie przedświątecznej gorączki, nie spowoduje komunikacyjnej katastrofy. Gdy już mieliśmy wszystkie zgody w kieszeni, pozostało jedynie zaprojektować naszą Górę i upewnić się, że zjeżdżalnia będzie bezpieczna dla tysięcy użytkowników. Łatwizna… 😉
Największe niespodzianki i nieplanowane zdarzenia
Zawsze fajnie jest mieć jakąś pikantną anegdotę – ale produkując takie wydarzenie, priorytetem jest wyeliminowanie niespodzianek. Chcieliśmy, by tysiące ludzi, które zjawiły się na miejscu, mogły beztrosko oddać się zabawie. I to się udało. Dlatego jedynym śmiesznym wydarzeniem był moment, kiedy podczas wejścia na żywo w „Dzień Dobry TVN” chłopiec, na którego skierowana była kamera, najpierw trochę się wahał, a potem jeszcze potknął, zanim wsiadł do pontonu i zjechał. Dla nas to było dość rozczulające, ale ekipa telewizyjna miała inne zdanie.