grafika: fotolia.pl
O wiele szybszy niż w czasach generacji X i co się z tym wiąże –wymagający o wiele więcej. W związku z tym pokolenie Y (które zamiast kompleksowo pochłaniać wiedzę nauczyło się gdzie i jak ją znajdować) poszukuje potrzebnych informacji w sieci, w formie maksymalnie skonkretyzowanej. Właściwie to pokolenie, ze stylem życia, który prezentuje jest przyczyną dynamicznego rozwoju trendu visual content, czyli treści wizualnych. Ono, pokolenie Y, tworzy popyt, a podaż jest aktualnie m.in. po stronie Pinterestu, który ze względu na swoją budowę, jest idealnym agregatorem takich treści.
Zobacz również
Marka tworzy lifestyle
Parafrazując Evana Sharpa, jednego z trzech twórców Pinteresta sensownym powodem dla tego, by dana marka była obecna na Pintereście jest idea, która jej przyświeca. Idea w takim rozumieniu to nic innego jak wizerunek marki, dzięki któremu użytkownik będzie mógł silniej się z nią zidentyfikować, a ona wpasować w jego życie. Poprzez umieszczane na tablicach zdjęcia i filmy można bezpośrednio, ale co najważniejsze wiarygodnie promować styl życia związany z daną marką czy produktem. Dzięki temu w świadomości odbiorcy, to w co on wierzy, co lubi, o co walczy lub czemu się sprzeciwia staje się tożsame z misją marki, z tym jak ona działa i jaka jest. Dlaczego tego potencjału dla budowy wizerunku wciąż nie wykorzystują rodzime firmy z obszaru mody czy designu? To przecież dla takich marek, w głównej mierze, choć nie tylko powstały firmowe profile na tej platformie. Platformie, zaakcentuję to raz jeszcze, która nastawiona jest na budowanie wizerunku poprzez kreację i wrażenia estetyczne.
W dalszej części artykułu znajduje się subiektywny przegląd niektórych obecnych na Pintereście krajowych marek, związanych z szeroko pojętą modą: odzieżą, butami, dodatkami, ale także akcesoriami do wystroju wnętrz czy designerskimi gadżetami. Być może uda się dzięki temu odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nic (albo niewiele) z tej obecności nie wynika lub choćby rozpocząć na ten temat dyskusję. Przeglądając większość z pinteresowskich tablic, nie sposób nie zacząć się zastanawiać czy tworzą je specjaliści ds. portali społecznościowych, czy może są dodatkowym, odbywającym się często ad hoc, zadaniem dla działów marketingu. Trudno uwierzyć, by specjaliści od social media tak po macoszemu traktowali ten temat.
Mam dla Ciebie dwie wiadomości: złą i złą
„Polacy nie gęsi…” i dla rodzimych użytkowników Pinterestu może być deprymujące, że w miejscu służącym do napisania paru słów o firmie większość krajowych marek, owszem, pisze, ale po angielsku. Brak polskiej wersji serwisu, co wciąż jest sporym niedopatrzeniem Pinterstu, nie powinien być powodem do umieszczania obcojęzycznych treści na samym profilu (na zainteresowanie firmowymi tablicami zagranicznych użytkowników przyjdzie czas po zdobyciu popularności na krajowym podwórku). Można by pomyśleć, iż jest to spowodowane faktem, że większość z tych firm posiada także sklepy on-line i liczy, że w ten sposób zdobędzie zagranicznego klienta. Nadzieje próżne, bo po pierwsze internetowe platformy sprzedażowe większości tych sklepów nie posiadają wersji językowych, a po drugie znaczna ich liczba nie wysyła towarów za granicę (Croop, House, Reserved, Solar). Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że niestety rodzime firmy wciąż tkwią w społecznościowych okopach i nie mogą całej winy zrzucać na brak zasobów takich jak czas czy pieniądz. Winę ponosi przede wszystkim brak wiedzy, strategii i kreacji. Schody zaczynają się już na samym początku, bo profile opisywane są z reguły tylko po angielsku, a miejsca, w których udostępnić można adresy do macierzystej strony, e-sklepu czy pozostałych kont na społecznościowych serwisach święcą pustkami.
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
Istotna sprawa, o jakiej nagminnie zapomina większość osób odpowiedzialnych za pinteresowskie tablice to hashtagi (#), czyli znaczniki kategorii pochodzące z Twittera i systematycznie rozprzestrzeniające się na większość sfery social media. O ich rosnącej popularności świadczy fakt, iż pomimo tego, że do niedawna jeszcze nie działały na Facebooku to nie przeszkadzało to jego użytkownikom w poprzedzaniu wybranych słów tak zwanym płotkiem czy krzyżykiem. A co firmom mogłyby dać hashtagi umieszczone przed konkretnym i o czym przede wszystkim należy pamiętać, przemyślanym (z punktu widzenia strategii marketingowej) słowem? Zasięg. Oznakowane zdjęcia dzięki przynależności do większego, popularnego i często globalnego tematu mają większą szansę na zauważenie przez nowych użytkowników, przepięcie na następne i kolejna tablice – dotarcie do milionowej i wciąż rosnącej społeczności serwisu (według amerykańskiej agencji analitycznej Reuters and ComScore w lutym tego roku Pinterest miał 48,7 miliona użytkowników). Ameryki nie odkryję pisząc, że tagowanie słowa kluczowego daje o wiele większe możliwości trafienia do odbiorcy, a możliwości wirusowego wykorzystania social media są ogromne, jednakże polskie marki zdaje się, w sporej ilości przypadków, o tym zapomniały.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Tylko chowając się za maską sceptyzmu można pokusić się o obronę rodzimych marek w kwestii nie stosowania hashatgów. Nie używają, bo nie mają gdzie. Większość z nich nie tworzy przecież żadnych ciekawych, oryginalnych opisów więc co właściwie miałyby tagować? Numery produktów z katalogu? Warto pamiętać, że content sam w sobie, czyli wartościowe treści to równie ważny element. Owszem, przy wszystkich podsumowaniach minionego roku, niezależnie od podmiotu oceniającego, nie sposób było nie zauważyć prognoz na dynamiczny i silny rozwój visual marketingu, ale nie można zapominać, że na podium wciąż znajduje się także content jako taki – przecież to content is king! Rangi znaczeniu jakie ma umieszczanie kreatywnych treści dodaje jeszcze target, do jakiego stara się dotrzeć większość z omawianych sklepów, czyli pokolenie haseł, skrótów i popkulturowych aluzji, które zawierają w sobie konkretny, ideologicznie zrozumiały przekaz. Zarówno więc w kontekście podnoszenia wartości tablic jak i kreacji wizerunku, a nawet brandingu warto pokusić się o oryginalne, niesztampowe treści.
Do tego subiektywnego gradobicia niedopatrzeń i słabych stron należy dodać jeszcze wyłaniającą się ze sporej ilość tablic, jeżeli już nie nudę to wciąż prostotę. Recz jasna każdy sklep ma tablice z lookbookami, czyli sezonowymi katalogami produktów, które jednakowoż dostępne są wszędzie, bo i na domowych stronach firm, i na portalach modowych, a także w sklepach w formie papierowej. Tylko nieliczna ilość marek posiada tablice z własnymi, inspirującymi kreacjami związanymi z oferowanym asortymentem czy z zestawami, często nadsyłanymi przez użytkowników, w których oczywiście pojawiają się produkty firmy. Szkoda, bo Pinterest to wirtualna mekka dla ludzi poszukujących zakupowych inspiracji.
Źródło: pinterest.com/croppclothing/
Źródło: pinterest.com/reservedbrand/
Kropką nad i w niewykorzystaniu potencjału, jaki niesie Pinterest w kreowaniu wizerunku jest porażający brak tablic, które można by nazwać lajfstajowymi, takimi, jakie ukazywałyby esencję danej marki i współgrały z estetyką i ideami bliskimi odbiorcy.
Światełko w tunelu
Są pewne marki, które odrobiły lekcję i wiedzą, że z Pinterestem jest dokładnie tak samo jak z pozostałymi portalami społecznościowymi – tylko przemyślana oraz holistyczna ujęta strategia marketingowa pozwoli na to, by obecność w serwisie przyniosła rezultaty. Te marki mają pomysł na swoją obecność i wiedzą co oznacza angażujący content.
Tablice umieszczane na pinteresowskim koncie e-sklepu z obuwiem i dodatkami DeeZee (729 Followersów i 516 śledzone osoby/marki) są godnym naśladowania przykładem na przemyślane i sensowne wykorzystanie potencjału serwisu oraz powiązanie marki z pożądanym przez nią wizerunkiem. Ma kojarzyć się z nowoczesnością, modą, trendami i tak właśnie jest – topowo i fashion. Są tablice, które mają inspirować, tablice ukazujące styl życia, któremu hołduje marka, tablice stricte wizerunkowe z celebrytami ubranymi w produkty firmy oraz PR’owe tablice będące ukłonem w stronę blogosfery (tablice typu „Bloggers wearing” czy „We love bloggers” są ponadto opłacalnym wizerunkowym barterem).
Źródło: pinterest.com/deezeepl/
Pozytywnym zaskoczeniem jest to, że pojawiające się nie tylko w przypadku tej marki, ale i paru innych tablice z backstage’y czy made off kampanii reklamowych także wpisują się w konwencję kreacji. Fotorelacje przekazują odbiorcom już nie tylko robocze ujęcia, ale atmosferę, w jakiej pracuje dana marka (przykład 1, przykład 2).
W kwestii wydaje się najistotniejszych, lajfstajlowych tablic sporo ma do powiedzenia, a raczej zaprezentowania galeria hand-made DecoBazarr (871 Followersów i 649 śledzone osoby/osoby). Tu inspiruje właściwie każda tablica. Pomiędzy pinami z najróżniejszych źródeł przewijają się produkty z galerii, dzięki czemu nie ma się wrażenia nachlanej reklamy i typowo produktowo-promocyjnych tablic.
Źródło: pinterest.com/decobazaar/
Idealnie dobrane do swojego targetu tablice lajfstajlowe ma także Croop (176 Followersów i 12 śledzonych osób/marek). Na brawa zasługuje również to, że jako jeden z niewielu brandów zarazem bardzo rozmyślnie używa hashtagów jak i tworzy niebanalne opisy.
Źródło: pinterest.com/croppclothing/
Powyższe przykłady, pomimo że wciąż nieliczne są dowodem na to, że można wykorzystać potencjał, który drzemie w Pintereście. Marketingowcy i specjaliści od social media muszą tylko przypomnieć sobie jakie są ambicje i ideały danej marki, jaka jest jej misja, jakie idee przyświecają budowaniu jej świadomości w umysłach odbiorców i konsumentów, a następnie zwizualizować to na swoich tablicach. W 2013 roku wypracowanie strategii social marketingowej opartej na obrazach staje się koniecznością w wielu branżach a dzięki Pinterestowi marki związane z modą i designem mogą być w tej kwestii krok do przodu przed innymi. Szkoda, by oddały to walkowerem.