O kulisach powstawania gier planszowych i prowadzenia miejsc dedykowanych graczom, a także o ulubionych planszówkach, opowiadają eksperci z branży. Swoimi przemyśleniami w tej odsłonie cyklu „Przepis na” podzielili się:
- Krzysztof Szafrański (ekspert od kontaktów międzynarodowych, współzałożyciel i współorganizator serii szkoleń „Laboratorium Gier”), Barbara Adamczewska (kierowniczka ds. marketingu), Ewa Palimąka-Stępień (specjalistka ds. performance marketingu) i Urszula Świat (koordynatorka ds. PR) z firmy Rebel,
- Aleksandra Skłodowska (Head of Marketing) z firmy Board & Dice,
- oraz Team Planszówkowych Astronautów: Martyna Paprocka i Marcin Stański (właściciele), Blanka Chmielewska, Marcin Wiliński
Przeczytaj pozostałe odsłony cyklu „Przepis na…” >>

Zespół Rebel:
Krzysztof Szafrański
Barbara Adamczewska
Urszula Świat
Ewa Palimąka-Stępień
Od czego zaczyna się dobra gra? – od pomysłu, mechaniki, klimatu, a może od ludzi, którzy będą przy niej siedzieć?
Wszystkie te odpowiedzi są prawidłowe i tak naprawdę zależy to od twórcy, tego jakie ma podejście do swojego procesu kreatywnego. Niektórzy zaczynają od mechaniki, czyli znalezienia zależności w realnym świecie lub stworzenia tej zupełnie wymyślonej, którą można przełożyć na język gry i zaplanować na tej bazie interesującą rozgrywkę z ciekawymi wyborami. Są też autorzy, dla których najważniejsze będzie stworzenie historii i to od tej historii zacznie się cała zabawa, natomiast mechanika będzie stworzona w taki sposób, aby właśnie w snuciu opowieści najbardziej pomagać.
Bez względu na kolejność, każdy z twórców powinien mieć z tyłu głowy docelowego użytkownika gry, czyli właśnie takich ludzi, dla których chce tworzyć, ponieważ to bardzo pomaga w podejmowaniu decyzji i odrzucaniu złych pomysłów w procesie twórczym.
Jak wygląda proces „doprawiania” gry – testowania i poprawiania zasad, żeby każda partia była wciągająca?
Poprawianie zasad, czyli, jak my to nazywamy, „development”, to proces integracyjny podczas którego wielokrotnie wykonujemy pętlę rozpoczynającą się od wymyślenia poprawek, później wprowadzenia ich w życie, przemyślenia ich znaczenia dla gry, co z kolei uruchamia kolejną rundę testów. Dzięki temu jesteśmy w stanie wyeliminować jak najwięcej błędów, a nawet stworzyć grę często lepszą niż to, co autor planował na pierwszym etapie prac.
Bardzo ważne dla tworzenia gry są również inspiracje płynące od ilustratorów bądź pisarzy, którzy dzięki swojemu unikalnemu podejściu także mają wpływ na poprawki w całościowym kształcie gry.
Kolejna warstwa poprawek wchodzi w życie, kiedy już próbujemy napisać ostateczną instrukcję i wtedy się okazuje, że niektóre z elementów gier mogą wymagać uproszczenia bądź innej konstrukcji. Można powiedzieć, że tak naprawdę gra nigdy nie jest skończona i nawet po jej wydaniu i zapakowaniu w pudełka wciąż możemy zauważyć drobne rzeczy, które fajnie by było poprawić przy kolejnym druku.

Czy są jakieś „sekretne receptury” – nietypowe rozwiązania lub pomysły – które szczególnie wyróżniają Waszą grę lub lokal na tle innych?
Aktualnie rynek jest przesycony, więc nie wystarczy, żeby gra była po prostu dobra, musi być wyjątkowa. Natomiast nie znaczy to, że ludzie lubią wielkie udziwnienia. Lepiej jest użyć znanych i lubianych elementów bądź pomysłów, ale w nowatorski sposób, a czasem też po prostu zaproponować nową, ciekawszą historię bądź tylko pojedyncze innowacyjne elementy. Dodanie do gry zbyt dużej ilości ciekawostek może uczynić ją niezrozumiałą i niegrywalną.
Jeśli mielibyście podać jeden złoty tip dla kogoś, kto chce stworzyć własną planszówkę lub otworzyć miejsce z grami – co by to było?
Dla twórców gier przede wszystkim jest to konieczność poznania klasyki, jak najwięcej różnych gier. Nie tylko tych najlepszych i takich, które sami lubią, ale również tych, które polecają im inni, a po które sami by nie sięgnęli.
Ponadto w sieci dostępnych jest już bardzo dużo materiałów i warto przeczytać co najmniej jedną, dwie książki albo pamiętnik jednego z twórców, żeby zrozumieć, na czym taki proces polega. Poza tym warto słuchać specjalistów z branży. To mogą być zarówno przedstawiciele wydawców, ale także osoby z lokalnego sklepu z grami, którzy także znają doskonale gust klienta i wiele tytułów.

Który kanał marketingowy lub format promocyjny okazał się dla Was prawdziwym game changerem?
Dla nas prawdziwym game changerem okazały się krótkie formaty wideo w social mediach. Zarówno te, które promujemy poprzez reklamy płatne, jak i te, które tworzymy do codziennej komunikacji z odbiorcami. Wideo daje nam zupełnie inne możliwości niż formaty statyczne. Jest bardziej angażujące, naturalnie wpisuje się w aktualne trendy i pozwala szybciej nawiązać więź z odbiorcą. Dzisiaj w internecie poszukujemy tego, co jest autentyczne. Do tego dynamika wideo przyciąga nowych użytkowników i pozwala zatrzymać ich uwagę na dłużej. Choć cały czas uczymy się, jak opowiadać nasze planszówkowe historie w internecie, to wiemy, że to właśnie wideo i social media pomagają nam budować społeczność graczy, którą przyciągną wiarygodne treści spójne z naszymi wartościami.
W jaki sposób budujecie społeczność wokół gry/lokalu – np. poprzez eventy, turnieje, newsletter, grupy na Facebooku?
Staramy się działać wielokanałowo. Chcemy być blisko społeczności graczy, dlatego wspieramy różne inicjatywy związane z planszówkami, np. turnieje. Eventy planszówkowe są na stałe wpisane w nasz kalendarz działań marketingowych, bo to właśnie tam mamy szansę spotkać się i porozmawiać z miłośnikami naszych tytułów. Tworzymy też angażujący content dla graczy i aktywnie prowadzimy grupy na Facebooku. Zależy nam na tym, aby nasi odbiorcy mieli nie tylko możliwość śledzenia nowości, ale też realnego wpływu na nasze plany wydawnicze. Opinie i sugestie graczy są dla nas kluczowe i traktujemy je nie tylko jako feedback, ale również jako inspirację do dalszego rozwoju. Uważamy, że to właśnie słuchanie społeczności sprawia, że dostarczamy naszym fanom rozrywkę, jakiej oczekują.
Jak mierzycie skuteczność swoich działań marketingowych – liczy się dla Was sprzedaż, liczba gości, zaangażowanie w social mediach, a może coś innego?
Skuteczność naszych działań oceniamy przez pryzmat kilku wskaźników, które są dostosowywane do celów konkretnej kampanii. Jednym z nich jest oczywiście wzrost sprzedaży naszych produktów. Śledzimy również zaangażowanie w mediach społecznościowych. Obecność w social mediach to dla nas nie tylko sposób promocji, ale także budowania relacji z graczami i fanami gier planszowych. W przypadku wydarzeń, w których uczestniczymy jako wystawca, monitorujemy frekwencję, aktywność graczy podczas eventu oraz ich bezpośrednie opinie.
Podsumowując nie ma jednego wskaźnika, który daje nam pełny obraz skuteczności działań marketingowych. Działamy w branży, w której zaangażowanie społeczności, widoczność produktów, a także relacje z fanami są kluczowe. Dzięki temu, że zwracamy uwagę na tak wiele aspektów, możemy lepiej zrozumieć, czego potrzebują nasi odbiorcy i dostarczać im gry, które zapewnią niesamowite emocje. `
Ulubione gry planszowe
O nie! Cytując bohatera najnowszej gry naszego studia pt. „Wydry”: „Tylko mi tu bez takich!”.

To pytanie jest za trudne dla pojedynczej osoby, a co dopiero rzucać takie wyzwanie niemałej ekipie Rebeliantów, którzy siedzą w grach po uszy i pracują w firmie wydającej rocznie 75-110 nowych gier? Próbując to ugryźć z jakiejkolwiek strony, mogę zdradzić kilka przykładów…
Dział sprzedaży hurtowej Rebela lubuje się w grach raczej cięższego kalibru czy też kolekcjonerskich grach karcianych. Zdecydowanie mniej w nich bowiem losowości, a najwięcej zależy od misternie układanych strategii. Zapytany o ulubione gry dział HR nadal próbuje zdecydować, czy bardziej lubi gry kooperacyjne, czy jednak takie z motywem ukrytego zdrajcy. 😉 Pewne jest to, że ceni sobie inny rodzaj rozrywki, w której działa się wspólnie przeciwko jednemu. Ewentualny motyw zdrajcy ukrytego w drużynie dodaje rozgrywce niespodziewanych twistów i tworzy w niej dodatkowe wyzwania. W dziale marketingu zaś sympatie są bardzo zróżnicowane, ale z pewnością każdy z nas lubi gry, które zachwycają wizualnie, niosą ze sobą jakąś opowieść, przygodę, czyli dokładnie takie, które potem najprzyjemniej ubiera się w facebookowe rolki. Przykładami tak opisanych tytułów mogłyby być „Star Wars: Unlimited”, „Dungeon Legends” i „Everdell”.



Ola Skłodowska
Board & Dice
Od czego zaczyna się dobra gra?
Tak, jak każde dzieło kreatywne – od pomysłu i inspiracji. I te inspiracje bywają naprawdę różne. Nasz najnowszy tytuł „Thebai”, ciężka gra ekonomiczna, powstał pod wpływem starożytnego poematu o obronie Teb. Z kolei „Barcelona”, stworzona przez Daniego Garcíę – rodowitego Katalończyka – oddaje klimat i historię jego rodzinnego miasta.


Jak wygląda proces „doprawiania” gry – testowania i poprawiania zasad, żeby każda partia była wciągająca?
W Board & Dice mamy dział developmentu, w którym pracuje kilka osób odpowiedzialnych za rozwój gry. Rozgrywają oni partie za partią, wyłapując błędy, udoskonalając mechanikę, poprawiając UX i UI, a finalnie przygotowując instrukcję, by produkt był jak najbardziej przystępny dla graczy. Gdy wewnętrznie uznajemy, że gra jest w dobrym stanie, przechodzimy do testów zewnętrznych. Współpracujemy z grupami testerskimi, które ponownie rozgrywają wiele partii, dzielą się opiniami i wskazują, co jeszcze można poprawić. Dzięki temu finalna wersja gry jest naprawdę wciągająca i dopracowana.
Czy macie „sekretną recepturę”, która wyróżnia Wasze gry na tle innych?
Można powiedzieć, że tak. Znaleźliśmy sobie niszę – niewielki fragment rynku, w którym jesteśmy rozpoznawalni i szanowani. Gracze wiedzą, że specjalizujemy się w ciężkich grach „euro” – ekonomicznych, wymagających planowania i strategii. To nasza specjalność i w pewnym sensie znak rozpoznawczy. Dzięki temu mamy wierne grono odbiorców, które czeka na nasze kolejne premiery.
Jaki złoty tip dalibyście osobie, która chce stworzyć własną planszówkę?
Nie śpiesz się. Każdego roku na rynku pojawiają się setki gier, z których tylko nieliczne osiągają sukces i pozostają w pamięci graczy na dłużej. Dlatego zdecydowanie lepiej dopracować mechanikę, przetestować grę w różnych warunkach i dopiero wtedy myśleć o szukaniu wydawcy czy uruchamianiu kampanii crowdfundingowej.
Który kanał marketingowy okazał się dla Was game changerem?
Chciałabym, żeby taki istniał! (śmiech) Niestety, w przypadku ciężkich gier ekonomicznych rynek jest wąski, a możliwości promocji – ograniczone. To nie są produkty, które można reklamować na billboardach czy w telewizji. Dlatego musimy trafiać bezpośrednio do osób, które już interesują się planszówkami. Świetnie sprawdzają się tu media społecznościowe, Google Ads czy e-mail marketing, dzięki którym możemy utrzymywać stały kontakt z naszymi odbiorcami.
W jaki sposób budujecie społeczność wokół Waszych gier?
Bardziej niż wokół pojedynczych tytułów, staramy się budować społeczność wokół całego wydawnictwa. Nasze gry są spójne i mają charakterystyczny styl, więc osoby, które pokochały jedną produkcję, często sięgają po kolejne. Prowadzimy profile na Facebooku, Instagramie i Discordzie – opowiadamy tam nie tylko o grach, ale też o ludziach, którzy je tworzą. Pokazujemy kulisy pracy, bo gracze lubią wiedzieć, jak powstają ich ulubione tytuły.
Regularnie uczestniczymy też w eventach branżowych. To świetna okazja, żeby spotkać się z fanami, usłyszeć ich opinie i porozmawiać o naszych działaniach. Często słyszymy od uczestników targów, że doceniają nasze newslettery albo angażują się w komentarze w social mediach – to zawsze daje ogrom satysfakcji. Oczywiście, oprócz tego analizujemy twarde dane: sprzedaż na stronie internetowej, wyniki kampanii reklamowych czy statystyki newsletterów.

Ulubione gry planszowe
To zawsze trudne pytanie, bo ulubiona gra często zależy od towarzystwa czy nastroju. Dlatego wybieram te, do których wracam najczęściej. Bardzo lubię „Tichu”, bo przypomina mi klasyczne granie w karty z dzieciństwa, a dzięki drużynowej rywalizacji daje jeszcze więcej emocji. Chętnie sięgam też po „Zamki Burgundii” – to jedna z najstarszych gier w mojej kolekcji, która mimo wielu rozegranych partii wciąż potrafi zaskoczyć i daje mnóstwo satysfakcji. A kiedy spotykamy się w większym gronie, niezawodnym wyborem okazuje się „Time’s Up”, które potrafi rozkręcić każde spotkanie towarzyskie.

Team Planszówkowych Astronautów:
Martyna Paprocka
Marcin Stański
Blanka Chmielewska
Marcin Wiliński
Cześć! Tu Martyna z Planszówkowych Astronautów, knajpki z planszówkami w Łodzi. W imieniu całej astro-ekipy będę próbowała powymądrzać się w temacie gier planszowych. A tak całkiem serio, spróbuję co nieco opowiedzieć o planszówkach, o tym, czemu są tak super i dlaczego absolutnie nie mamy teraz na nie czasu, a przy okazji pozdradzam trochę tajemnic zza kulis naszego miejsca.
Od czego zaczyna się dobra gra?
Od pomysłu, mechaniki, klimatu, a może od ludzi, którzy będą przy niej siedzieć? Trudno powiedzieć!
Jeżeli ktoś jest graczem wkręconym w hobby, na pewno nieobca jest mu strona Planszeo. Właśnie tam, jedną z najczęściej przeze mnie przeglądanych zakładek jest Kalendarz Premier.
Zobaczcie, że w każdym tygodniu jest nam dostarczana kompletnie inna gra planszowa, a jednocześnie samych planszówkowych wydawców jest zdecydowanie więcej (i wciąż pojawiają się nowi!). Jak więc gracz ma wybrać dobrą, a nawet bardzo dobrą grę, kiedy co tydzień pojawia się przynajmniej jeden nowy tytuł? No właśnie! Ale są od lat tytuły, które, patrząc na przykładzie naszej kawiarnianej wypożyczalni, nowi gracze chcą poznać, a inni wracają do nich jak bumerangi.
„Splendor”, „Catan” czy „Wsiąść do Pociągu” to klasyki nad klasykami, a gdzie tkwi ich sukces? Według mnie w przystępności zasad i uniwersalności. W każdą z tych gier może zagrać kilkuletnie dziecko, dorosły oraz senior. Zasady jesteśmy w stanie wytłumaczyć w max. 3 minuty, a i tematyka jest przyjemna. W końcu zbieranie klejnotów i walka o blichtr brzmi całkiem sympatycznie, prawda?
O sukcesie gier świadczy też ogrom dodatków oraz wprowadzenie innych wariantów tego samego tytułu, np. „Splendor Pojedynek” (rozgrywka typowo dla dwóch graczy), „Catan Connect” (z planszą XXL nawet dla 18 graczy) bądź „Wsiąść do Pociągu” w wersji legacy z pełnoprawną kampanią.

Czy są jakieś „sekretne receptury” – nietypowe rozwiązania lub pomysły – które szczególnie wyróżniają Waszą grę lub lokal na tle innych?
Czy mamy jakąś sekretną recepturę na sukces? Absolutnie żadną. Lokal został otwarty, ponieważ w trakcie pandemii poznaliśmy planszówki, obydwoje byliśmy na zwolnieniu chorobowym, a przez całe życie chcieliśmy mieć coś swojego, swój własny kąt, swój własny biznes, gdzie moglibyśmy się spełniać. Udało się uruchomić kawiarnię dzięki tygodniom poszukiwań odpowiedniego miejsca i wielomiesięcznemu remontowi. Czy wiecie, że kiedy weszliśmy do lokalu po raz pierwszy, świeciliśmy sobie na wnętrza latarkami z telefonu, bo światła zwyczajnie nie było? Zwiedzanie utrudniał również fakt, że wszystkie ściany były pomalowane na czarno. Ale wiedzieliśmy, że chcemy zrobić coś dobrego, gościć planszówkowiczów jak we własnym domu, poznać ich i stworzyć dla nich odpowiednią przestrzeń do spędzania czasu. Było nam łatwiej, bo sami jesteśmy graczami i wiedzieliśmy, jakich warunków potrzebujemy.
Według mnie właśnie dzięki takiemu otwartemu podejściu udało nam się dobrze poznać naszych gości i dowiedzieć się nawet, kto z nich słodzi zamówioną herbatę. Ale to właśnie poznanie ludzi sprawiło, że nasze inicjatywy spotkały się z takim odzewem. Wyobraźcie sobie, że kiedy uruchamialiśmy Szkołę Gier u Astronautów, czyli cotygodniową naukę grania w planszówki bez czytania instrukcji, to my na zmianę wyskakiwaliśmy zza baru i uczyliśmy poszczególnych zasad. To działo się zawsze w jeden dzień tygodnia… a później wkroczyli nasi goście, którzy chcieli się włączyć do inicjatywy. Z jednodniowej Szkoły Gier uruchomiliśmy wydarzenie 3-dniowe, a dodatkowo wzbogaciliśmy je o sesje gier fabularnych (RPG). Obecnie mało co tłumaczymy sami, bo mamy genialnych Nauczycieli i Mistrzów Gry, o których staramy się dbać, jak tylko możemy.
Inna sprawa, że mogliśmy poznać gości, bo przez prawie 2 lata pracowaliśmy w knajpce codziennie we dwoje (a czasem we troje, z naszym psem Kefirem). 🙂
Jeśli mielibyście podać jeden złoty tip dla kogoś, kto chce stworzyć własną planszówkę lub otworzyć miejsce z grami – co by to było?
Przy uruchamianiu własnego biznesu, niezależnie czy to kawiarnia z planszówkami, czy cokolwiek innego – trzeba się przygotować na dużo pracy i absolutny brak czasu. Szczególnie dotkliwy jest brak czasu na gry. 🙂 Patrząc po sobie, widzimy, jak rozluźniły się nasze relacje ze znajomymi i jak mało w pierwszych latach funkcjonowania lokalu odwiedzaliśmy swoje rodziny, bo nieustannie byliśmy w pracy. Natomiast, kiedy widzi się swoje miejsce, które jest chętnie odwiedzane przez gości, to sukces rekompensuje wszelkie trudności. Nasz złoty tip – robić swoje i nie przejmować się krytyką innych. Tylko ci, którzy nic nie robią, nie popełniają błędów. My ich popełniliśmy całą masę, byliśmy również wielokrotnie krytykowani. Niestety te negatywne słowa zostają z nami dłużej, ale staramy się nie przejmować, iść dalej i ciągle robić swoje najlepiej jak tylko umiemy.
Właśnie jesteśmy w trakcie przenosin pod nowy adres. Prace trwają w najlepsze, a już niebawem nasi goście będą mogli zobaczyć nas w znacznie większej odsłonie! Ekscytacja też rośnie w miarę postępów remontu, ale więcej zdradzać (jeszcze) nie chcemy…
Który kanał marketingowy lub format promocyjny okazał się dla Was prawdziwym game changerem?
Mało kto wie, że Planszówkowi Astronauci to początkowo byli planszówkowi recenzenci. Zaczynaliśmy od Instagrama. Pamiętam, jak siedziałam w biurze w branży odzieżowej i denerwowałam się, że prezentacja całego konta jest podyktowana wyłącznie gustami i preferencjami żony prezesa, która nigdy nie pracowała w marketingu, ale miała swoją własną wizję. A ja chciałam mieć własną, która będzie tylko moja i nikt nie będzie się w nią ingerował.
Uruchomiliśmy konto na Instagramie, które wtedy wyglądało jak kompletnie inne od tego dziś, i wyróżniało się swoim wyglądem, czcionką, podziałem tematycznym, a nawet sposobem obróbki zdjęć. Potem Marcin zaproponował wejście na TikToka, na którym wówczas może 2-3 kanały opowiadały cokolwiek o planszówkach. Z jednej strony wspominaliśmy tam nawet o zasadach planszówek historycznych, z drugiej nie zabrakło też śmiesznego contentu. Teraz nadal staramy się robić dobre zdjęcia i nagrywać rolki z tego, co się u nas dzieje, bo one jednak oddają ten nasz klimat bardziej niż nawet najdłuższy klasyczny post.
Natomiast game changer to dla nas wyjście poza schemat prowadzenia kawiarni. Okazało się, że pomimo pracy na pół etatu (w wydawnictwie gier planszowych, of kors) i prowadzenia kawiarni tylko we dwoje, jesteśmy w stanie zawalczyć o siebie bardziej i zorganizować festiwal gier planszowych w Łodzi „Łódź You Play?”. Czy to było duże przedsięwzięcie? Oj tak! Na pierwszą edycję musieliśmy mocno zapraszać wydawców, bo wtedy nikt nie znał naszego wydarzenia i początkowo nikt nie chciał przyjechać, a ostatecznie przyszło prawie 2 tysiące osób! To był olbrzymi sukces, który udało nam się powtórzyć drugą edycją. Potwierdziło to jedną rzecz – uwielbiamy organizować wydarzenia i jesteśmy w tym naprawdę nieźli, a za swoimi pomysłami możemy pociągnąć tłumy. 🙂
W jaki sposób budujecie społeczność wokół gry/lokalu – np. poprzez eventy, turnieje, newsletter, grupy na Facebooku? Jak mierzycie skuteczność swoich działań marketingowych – liczy się dla Was sprzedaż, liczba gości, zaangażowanie w social mediach, a może coś innego?
Społeczność lokalowa jest budowana głównie poprzez barowe integracje. Czasem widzimy, że mało kto wychodzi od nas od razu, tylko zatrzymuje się chwilkę, aby po prostu pogadać przy barze. Niejednokrotnie razem z naszymi gośćmi zamykaliśmy cały lokal. 🙂
A tak serio, to naszym fundamentem działania są eventy: turnieje (w tym turnieje eliminacyjne do Mistrzostw Polski), fanowskie spotkania graczy (Unmatched, Neuroshima Hex), sesje RPG w formie kampanii i jednostrzałów, Szkoła Gier (czyli nauka zasad planszówek bez czytania instrukcji), a do tego dochodzą autorskie pomysły, np. Spotkania Puzzlowe czy Planszówkowe Szybkie Randki. Tutaj podstawowym kryterium sukcesu danej akcji jest liczebność uczestników na wydarzeniu, a ta potrafi naprawdę nieźle zaskoczyć. 🙂
Poza eventami, mamy swoją grupę na Facebooku, mamy również kanał na Discordzie, który swoją drogą zbudowali nasi goście. Na dokładkę prowadzimy również Stowarzyszenie, które zrzesza najbardziej zaangażowane osoby i to właśnie z nimi staramy się rozbudowywać kolejne edycje „Łódź You Play?”.
Chociaż czasem mam wrażenie, że nieważne, ile rzeczy będziemy robić dookoła, i tak sporo gości na wstępie zada pytanie: „Czy dziś pracuje Kefir?”. Tak, to on jest pracownikiem każdego miesiąca. 🙂

Ulubione gry planszowe
Tutaj znamy się na tyle dobrze z całą astro-ekipą, że sama pozwolę sobie powiedzieć o naszych ulubionych grach planszowych. Ja kocham (po prostu kocham!) gry euro. Uwielbiam zbieranie zasobów, budowanie własnego silniczka, wysyłanie pracownika do odpalenia akcji, a worker placement/dice placement jest w topce moich ulubionych mechanik. Szczególnie ten „dice”, bo jednak bardzo pasują mi gry kościane. Z wielką przyjemnością zasiadam do gry „Everdell”, doceniam też „Biały Zamek”, „Na skrzydłach” czy „Szczury z Wistar”.
Z kolei Marcin – drugi właściciel Planszówkowych Astronautów – jest fanem klimatycznych planszówek, w których gra toczy się nad stołem i można komuś pokrzyżować plany lub wbić nóż w plecy. Z wielkim sentymentem podchodzi do planszowej „Gry o Tron” oraz „Mrocznego Zamku”, czyli jednej z naszych pierwszych gier.


