Mianem nielegalnych przewoźników taksówkarze nazywają swoją największą konkurencję, czyli kierowców zrzeszonych pod szyldem aplikacji Uber. Warszawa dołączyła także do anty-uberowskiej „międzynarodówki”. Czemu aplikacja mobilna budzi tak powszechny sprzeciw, czy chodzi tylko o miejsca pracy? Czy może jest to walka z pewną idea postępu i digitalizacji życia?
Walka z ideą?
Po pierwsze, mamy do czynienia z globalną siecią przewoźników. Niezależnie czy wyląduję w Berlinie czy Nowym Jorku, zawsze wiem, kto będzie mnie wiózł. Już tu przeciwdziałam bardzo popularnym i ponadnarodowym oszustwom, polegającym na zawyżonych kursach dla turystów. Czy to boli taksówkarzy? Brak licznika, przy którym można za pomocą lutownicy trochę podkręcić kilometry?
Zobacz również
Po drugie, płatności można dokonywać bezgotówkowo. W naszych stołecznych taksówkach często zdarzają się awarie „terminali“. Podobnie dzieje się w przypadku popularnych aplikacji taksówkarskich. Używając tych aplikacji nie raz słyszałem zgrzytanie zębów, gdy kurs był bezgotówkowy. Za pośrednictwem wyżej wymienionych aplikacji można było nawet 15 minut czekać na znalezienie taksówki, gdy w opcjach zaznaczało się „płatność przez aplikację“.
Po trzecie, Uber pokazuje, że wolnorynkowy pomysł, odpowiednia technologia i umiejętne korzystanie z luk prawnych daje doskonałe efekty.
Po czwarte, jakość obsługi. Faktycznie, aplikacje taksówkarskie powoli to normują. Można oceniać i rekomendować taksówkarzy, ale czy to wystarczy, jeśli najlepsi są zarazem jednymi z najdroższych?
#PrzeglądTygodnia [05.11-12.11.24]: kampanie z okazji Movember, suszonki miesiąca, mindfulness w reklamach
Piąte, koszty. To jest często aspekt decydujący, świadczący na korzyść Ubera. Jeżdżę z Uberem od około 6 miesięcy. Od początku byłem dość częstym klientem, myślę, że średnio wykonuję 10 do 15 kursów tygodniowo. Miesięcznie daje mi to minimum 40 przejazdów. Odkąd używam aplikacji będzie to już ok. 240 kursów (to bardzo ostrożny szacunek). Średnio każdy kurs kosztuje mnie 25 zł. Za taksówkę płaciłem 35 zł (przy najniższej stołecznej stawce). Różnica jest odczuwalna.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Co ciekawe, w okresie od kwietnia do czerwca tego roku aż 55 proc. spośród ok. 8 mln przejazdów służbowych w Ameryce Północnej zostało zrealizowanych za pomocą Ubera, kojarzącego pasażerów z kierowcami – wynika z badania przeprowadzonego przez firmę Certify. Ponadto, średnia cena za przejazd taksówką w największych miastach Ameryki Północnej wynosi 34,48 dolara, podczas gdy za przejazd realizowany Uberem trzeba zapłacić 30,03 dolara.
Czy monopole pozwolą na ucieczkę klientów? Książkowym przykładem tego jak monopol wsparty odpowiednimi działaniami z zakresu public affairs blokuje dobre rozwiązania jest Francja, która uległa taksówkarzom organizującym zamieszki na ulicach, a dwóch managerów firmy zostało zatrzymanych przez prokuraturę. Nowy Jork także nie odpuszcza, burmistrz de Blasio szuka pomysłów na pozbycie się Ubera.
Oni swoje, my swoje
Co na to Uber? Odpowiedzi szuka w marketingu. Odważnym posunięciem była niedawna akcja ze specjalnymi kodami rabatowymi. Warto także wspomnieć okolicznościowe akcje, darmowe przejazdy do Muzeum Powstania Warszawskiego w rocznicę 1 sierpnia, dowóz lodów na patyku w lipcowe upały czy darmowy transport do lokalu wyborczego w trakcie wyborów prezydenckich. Fenomenem okazał się eksperyment z Toronto w Kanadzie, gdzie Uber zamontował stojące alkomaty. Wszyscy, którzy zdecydowali się na skorzystanie z alkomatu i byli nietrzeźwi dostali darmową podwózkę do domu. Okazuje się, że zainteresowanie „uberowymi” alkomatami jest bardzo duże i w planach są już kolejne stanowiska. Nie wiadomo jednak jak długo firma będzie oferować tę usługę za darmo. Pomysł jest jednak obiecujący i być może warto pomyśleć nad montowaniem takich alkomatów na stałe.
Ostatnio firma zrobiła kolejny krok naprzód. Została bowiem uruchomiona opcja UberEATS, która polega na dowożeniu jedzenia. Póki co tylko z wybranych restauracji w Chicago, Los Angeles, Toronto, Nowym Jorku, Waszyngtonie i Barcelonie.
Jazda pod prąd?
Władze i taksówkarze mogą walczyć, ale przegrają. Nie przegrają dlatego, że będą mieli gorszych prawników, a Uber będzie się prześlizgiwał przez paragrafy. Przegrają, bo walczą z innowacją i zmianami w postrzeganiu świata. Z takim przeciwnikiem nie mają szans. Porównałbym tę sytuację do premiery pierwszego iPhone’a i spowodowanej nim smartfonowej rewolucji. Jak wiemy, dotykowe ekrany na stałe zmieniły oczekiwania użytkowników telefonów komórkowych. Dobrym porównaniem może być także wypieranie prasy drukowanej przez Internet, SMSów przez komunikatory, czy nawet YouTuba konkurującego z tradycyjną telewizją. Dziś w Azji komunikatory takie jak WeChat czy Lime dają prawie nieograniczone możliwości począwszy od dokonania płatności online, przesłania drugiej osobie pieniędzy, zamówienia taksówki, jedzenia czy zakupów online.
Czy jednak tradycyjni taksówkarze są rzeczywiście narażeni na wymarcie? Nie! Oni także mogą się przyczynić do rozwoju tej aplikacji. Wystarcza zmiana myślenia i polityki korporacji taksówkarskich. Transparentność, bezgotówkowe płatności – tego oczekują dzisiejsi klienci. „Dostosuj się albo zgiń”, teoria ewolucji doskonale sprawdza się w cyfrowej erze.
Miejmy tylko nadzieję, że Uber będzie miał godną siebie konkurencję i nie będziemy skazani na świat, w którym Uber będzie tym dla transportu, czym Facebook dla komunikacji.
Maciej Parol
Manager w agencji interaktywnej Green Parrot