W środę 11 sierpnia około 22:00, niebo w Warszawie rozświetlił niecodzienny pokaz austriackiej grupy Red Bull Skydive Team. Skydiverzy: Max Manow, Marco Waltenspiel, Marco Fürst i operator kamery Peter Salzmann, przelecieli nad Wisłą w podświetlonych kombinezonach wingsuit z doczepionymi flarami. Na żywo wydarzenie zobaczyło wielu warszawiaków. Najlepiej było je widać z wiślanych bulwarów.
– Skoczyliśmy we trzech, z helikoptera. Robiliśmy to w nocy, dlatego wykorzystaliśmy w naszych wingsuitach taśmy LED-y i flary, aby wizualnie połączyć nasz skok z nocą Perseidów. Mamy nadzieję, że to świetnie wyglądało z ziemi i zobaczyło nas mnóstwo ludzi – powiedział Marco Waltenspiel.
Zobacz również
fot. Red Bull / Marcin Kin
Sierpniowe niebo nad Polską sprzyja wypatrywaniu meteorów z roju Perseidów i to właśnie to zjawisko naśladowali skoczkowie. Nocny lot nad naszą stolicą nie był pierwszym wydarzeniem tego typu, w którym brali udział. Wcześniej za spadające gwiazdy brano ich m.in. w Sao Paulo i Kopenhadze.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
– W Warszawie korzystaliśmy z freestyle’owych wingsuitów, które idealnie sprawdzają się podczas latania w formacji. Główną różnicą pomiędzy skakaniem w nocy, a za dnia, jest… ciemność. Nie widzisz zbyt wiele, dlatego musisz naprawdę zaufać swoim kolegom z formacji. Już w trakcie przygotowań do takiego skoku bardzo ważne jest to, żeby każdy dokładnie wiedział o co chodzi i co ma robić – dodał Marco.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Skydiverzy aż trzykrotnie wyskakiwali z helikoptera na wysokości około 2500 m i z zapalonymi flarami lecieli nad Wisłą pokonując około 3 km. Po otwarciu spadochronów na bardzo małej wysokości 400 m bezpiecznie lądowali na plaży Rusałka po praskiej stronie rzeki. Niecodzienna akcja miała miejsce w noc poprzedzającą maksimum roju Perseidów i była niespodzianką dla osób spędzających wieczór na bulwarach wiślanych. Niektórzy mogli mieć złudzenie, że obserwują niecodzienne zjawisko astronomiczne.
– Pokaz skydiverów i zjawisko przez nich wywołane trwało dosyć długo. Ich iskrzące stroje z pewnością przykuły uwagę wielu osób – mówi popularyzator astronomii Karol Wójcicki, który nie dał się jednak nabrać. „Są zjawiska, która są bardzo jasne i mogą przypominać coś takiego, co widzieliśmy nad Wisłą, aczkolwiek tzw. bolidy nie zdarzają się nader często i dobrze jest na nie zapolować będąc uważnym i czujnym przez całą noc. Meteory są też przeważnie dużo krótsze i prawdę mówiąc dużo, dużo szybsze. Skydiverzy osiągnęli prędkość zaledwie kilku metrów na sekundę, podczas gdy Perseidy poruszają się z prędkością aż 59 km/s.
W nocy z czwartku na piątek wiele osób zdecyduje się oglądać prawdziwe Perseidy. Te „spadające gwiazdy” to drobinki kosmicznej materii pozostawione przez kometę Swift-Tuttle, która cyklicznie odwiedza Układ Słoneczny. Kiedy planeta Ziemia poruszając się po swojej orbicie przecina trasę przelotu komety, cząstki zwykle nie większe od ziarenek piasku, z olbrzymią prędkością wpadają w naszą atmosferę. Tarcie powoduje, że powietrze wokół nich zaczyna świecić. Właśnie to zjawisko nazywamy meteorami.
fot. Red Bull / Łukasz Nazdraczew
– Gdyby skydiverzy skakali dzień później, nie wpłynęłoby to na możliwość obserwowania Perseidów, zwłaszcza że te są lepiej widoczne w drugiej połowie nocy – mówi Wójcicki. – Wieczorny pokaz mógł raczej przyciągnąć ludzi nad Wisłę, aby pozostali tam do późnych godzin, a także przyszli następnego dnia, kiedy przewiduje się maksimum roju. Każda inicjatywa, każdy pomysł na zwrócenie uwagi ludzi na to, co się dzieje nad naszymi głowami jest wart uwagi i jeśli ktoś wybierze się na obserwację Perseidów tylko dlatego, że poprzedniej nocy oglądał show przygotowany przez Red Bull Skydive Team, to ja tylko mogę przybić piątkę i powiedzieć, żeby częściej organizować takie akcje – dodaje.