foto: youtube.com/Estimote
Polska nie jest kalką USA. Tutaj myśli się i czuje zgoła inaczej. Nie wszystkie trendy do nas dotrą i nie wszystkie jesteśmy w stanie zrozumieć. A przynajmniej nie teraz…
Zobacz również
Trendy dla marketingu jak najbardziej dotyczą eventów i to tutaj są najtrudniej egzekwowalne. Dlaczego? Bo każdy event to jakaś strona z podręcznika psychologii. Żywy organizm, żywe reakcje. W dzisiejszych czasach jeszcze bardziej dotyczą sieci, naszych znajomych i emocji z tym związanych. Marki zaczynają je rozumieć i są coraz bliżej konsumentów. A skupiać się będą na zmniejszaniu tego dystansu. Problem polega na tym, że jeśli gość znudzony opuści miejsce naszego wydarzenia, jest mała szansa, że dotrzemy do niego z kolejnym komunikatem. Mieliśmy szansę i ją przepuściliśmy.
Waluta więcej warta niż bitcoin
Najdroższą walutą dzisiejszych czasów nie jest wcale jen czy dolar. To czas. Stał się tak cenny, że w USA powoli pojawiają się artykuły na temat „kto jest ojcem 40-godzinnego tygodnia pracy”. Czas stał się tak cenny, że nie chcemy go marnować na nudne reklamy, jałowe przeżycia i bezsensowne interakcje. Jeśli masz coś ciekawego dla mnie, proszę bardzo. Jeśli nie, marnujesz mój czas.
Eventy jeszcze bardziej śrubują te kryteria. Imprezy firmowe to must. Pracownicy często muszą na nich być, bo tak zadecydowała góra. Nie mają prawie żadnego pola manewru. Na dokładkę ich firma zwiększa dystans, zamiast działać na odwrót. Klapa. W imprezach otwartych jest zupełnie inaczej. To ludzie przychodzą do nas, bo jeszcze tydzień temu reklamowaliśmy na plakatach i w sieci, że mamy coś ekstra. Skracamy dystans, mamy klienta na widelcu i… i co teraz?
#PrzeglądTygodnia [05.11-12.11.24]: kampanie z okazji Movember, suszonki miesiąca, mindfulness w reklamach
Czy w kontekście wszechobecnych trendów, możemy zrobić coś, żeby nie trafić kulą w płot? Nie nudzić, nie tłumaczyć technologii (vide: technologia niezauważona) i nie tworzyć sztucznych insightów? Oczywiście. Oto kilka dobrych przykładów.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Kontekst ponad wszystko
Wyobraźcie sobie, że jesteście na targach mody młodych, polskich designerów. Chcąc nie chcąc macie ze sobą smartfon. Przed wejściem organizator rzuca wam wyzwanie — „włącz bluetooth i zobacz, co się stanie”. Włączeni, gotowi? Wchodzicie do środka. Targi składają się z kilku sekcji i wielu stoisk. Podchodzicie do pierwszego z brzegu. Kiedy zbliżycie się do wieszaka, wasz telefon ożywa. Otrzymujecie powiadomienie, że dzisiaj, akurat na tę sukienkę otrzymacie rabat 20%. Ale tylko, gdy zrobicie to teraz. Nie ma waszego rozmiaru lub koloru? Kliknij po więcej i zobacz, który ci się podoba. Czerwona M-ka? Nie mamy jej tutaj, ale może być u ciebie po weekendzie. Co ty na to? Wrzucacie do koszyka, bo widzicie mniejszy odpowiednik przed sobą i wszystko gra. Przechodzicie kilka pozostałych stoisk. Co jakiś czas odzywa się telefon, aby zasygnalizować kontekst. Tym razem możecie zapłacić stojąc przy wieszaku. Online, bez potrzeby myślenia o sposobie płatności.
Brzmi fajnie, prawda? A całość jest bliżej niż myślicie. Głównie za sprawą Apple, które udostępniło nowe wykorzystanie bluetooth. Chłopaki z Krakowa to wykorzystali i stworzyli pierwsze na świecie urządzenia do kontekstowej interakcji z ludźmi. Byli szybsi nawet od Apple, który w swoich sklepach uruchomił coś podobnego kilka miesięcy później. Jak to wygląda?
Pay with social
To trend, który jeszcze nie zakorzenił się co prawda w eventach, ale ma duży potencjał. Pojawił się całkiem niedawno w postaci dość niewinnego dodatku do contentu. Jeśli chcesz zobaczyć ten materiał, zapłać poprzez like’a lub twitta, czyli powiedz innym o naszym materiale, a dostaniesz go za darmo. A wszyscy wiemy, jaką walutą jest social media. Cenną.
Wyobraźmy sobie, że wejście na naprawdę fajny event (podkreślam to z całych sił) jest możliwe wtedy, gdy gość zapłaci w ten sposób. Chcesz dostać coś ekstra? Zakup dwóch produktów na naszych targach + share = zniżka. Weźmy np. przedsprzedaż koncertową. Jeśli zapłacisz poprzez like na Facebooku, dostaniesz bilet taniej.
Ten niewinny patent daje nam stosunkowo ciekawy i duży zasięg. Tylko od nas zależy, co i jak z tym zrobimy!
Zbliżmy się zbliżeniowo
O kartach zbliżeniowych chyba słyszał już każdy. Jedną wydał nam bank, drugą dział ochrony w naszej firmie (karty wejściowe), a trzecią Zakład Tortur Miejskich. Płacimy, otwieramy zamknięte drzwi, jeździmy metrem. Prościzna. Wystarczy przyłożyć do czytnika.
To oczywiście technologia, która wymaga od nas celowej interakcji. Tym właśnie różni się od kontekstowej. Ma to jednak swoje plusy. Wyobraźcie sobie te same targi, które budują swój pomysł na poszukiwaniu zniżek. Jeśli odnajdziesz mały czytnik i przyłożysz kartę, którą dostałeś na wejściu (która połączona jest z kartą płatniczą), system dopasuje zniżkę do tego, co akurat chcesz kupić i zaproponuje dobrą cenę. Zdecydowany? Finalizujesz transakcję na większym ekranie, a twoja karta obciążana jest widoczną kwotą.
Dlaczego mielibyśmy tego używać, skoro można to zrobić kontekstowo? W tym przypadku wiemy czego szukamy i co robimy. Decyzja o interakcji leży po naszej stronie. Jeśli nie mamy ochoty, po prostu oglądamy.
Wnioski?
Marketing skręcił już w stronę personalizacji potrzeb i skróceniu czasu dostępu. Mamy go na tyle mało, że nie potrzebujemy już kilku dni na decyzję. Jesteśmy też bogatsi więc interakcje zakupowe nie stanowią większego problemu. Pytanie tylko, co z tym fantem zrobią marketerzy oraz czy i jak wykorzystają swoją szansę!
Te trzy przykłady to tylko początek. Stay tuned.
PS
Czy przyszły rok będzie rokiem mobile? Oczywiście. Odkąd mamy internet w telefonie, a za chwilę w „zegarku”, każdy rok jest i będzie rokiem mobile!