Dalej jest już tylko lepiej. Mediom oberwało się za clickbaity i nachalne formaty reklamowe. W swojej frustracji znany bloger i zadeklarowany miłośnik Internetu nie jest osamotniony. Polska zajmuje 1. miejsce w globalnym rankingu korzystania z adblocków.
Michał Górecki znany jest ze swoje pasji do Internetu. Nie raz rozpisywał się na jego temat. Z sentymentem przywoływał historię początków ogólnoświatowej sieci wpisując się tym samym w behawioralny profil typowego użytkownika wtyczek blokujących wyświetlanie reklam – świadomego zagadnień technologicznych i czerpiącego pełnymi garściami z najlepszych, konsumenckich rozwiązań informatycznych dostępnych online. W swoim manifeście na Facebooku Górecki wspomina, że pracując w branży reklamowej chciał być na bieżąco z jej osiągnięciami, więc nie blokował reklam. Do niedawna uważał również, że ich oglądanie jest fair, skoro treści w serwisach internetowych dostępne są bez dodatkowych opłat, jednak kierunek w jakim zmierzają media nad Wisłą wywołał u niego radykalną zmianę postawy.
Zobacz również
Lepiej grać disco-polo niż jazz
Górecki dał upust frustracji nie przebierając w słowach. – I nie chodzi tylko o to, że właściwie wszystkie serwisy wypełniły się szambem w wyniku tak zwanej OPTYMALIZACJI. Bo wicie rozumicie, testy A/B wykazały zapewne, że tabloidyzacja ma sens, że lepiej pisać o Mamie Madzi niż o czymś poważniejszym i głębszym. Lepiej pisać o czymś czego ludzie szukają, niż o jakimś nowym temacie do rozmyślań, lepiej stworzyć fejkowy list do redakcji napisany przez fejkową osobę, bo będzie się klikał, niż cokolwiek innego. Lepiej dać na główną artykuł o przekręcie w jakiejś parafii niż wywiad z Bonieckim. (…) Lepiej grać disco-polo niż jazz. Bo kliki, odsłony, kasa, misiu, kasa – napisał bloger.
Gromy posypały się również na reklamy typu toplayer, zakłócające dostęp treści i te z automatycznie włączające się dźwiękiem, jednak największa krytyka spotkała banery z obietnicami bez pokrycia. – Rodzinka z P***owic Niżnych, która zarabia 10000 zł dziennie (…), Roman z Bździebździerzyny, który z dozorcy stał się milionerem. I to wszystko tak absurdalnie ograne zdjęciami ze stocka. Fejk fejka fejkiem pogania – żali się Górecki.
Reklama non grata
Reklama coraz częściej spotyka się z niechęcią internautów. Z raportu „The state of the blocked web” wynika, że już 11 proc. światowej populacji i 615 milionów urządzeń posiada adblocki. Według statystyk eMarketera z ich powodu wydawcy w 2016 roku mogli stracić nawet 27 mld dolarów. Nad Wisłą sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Z adlocków korzysta około 7 mln internautów, co daje nam pozycję lidera w globalnym rankingu. Z raportu OnAudience.com wynika, że Polacy zatrzymują niemal co drugą (42 proc.) odsłonę reklamy internetowej, pozbawiając wydawców zasłużonych przychodów.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
– Z powodu złych praktyk stosowanych przez spore grono wydawców i reklamodawców zmagamy się dziś z ogólnoświatowym kryzysem. Polska znajduje się w jego epicentrum. Jeśli nie zmienimy sposobu docierania z reklamą do masowego odbiorcy, to będzie się on pogłębiać jeszcze bardziej. Już dziś powszechnie występuje zjawisko ślepoty banerowej, za które winić należy publikowanie reklam na chybił trafił. Odpowiedzią na problemy branży i odpowiedzią na modlitwy internautów jest precyzyjnie targetowana reklama behawioralna, możliwa dzięki zaawansowanej analityce Big Data, która dociera z profilowanym i adekwatnym przekazem do osób, które faktycznie są nim zainteresowane – wyjaśnia Piotr Prajsnar z Cloud Technologies, firmy specjalizującej się w Big Data marketingu będącej największą w Europie hurtownią danych o preferencjach i aktywności internautów.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Podobnego zdania jest Marcin Filipowicz z Audience Network, agencji specjalizującej się w kompleksowej obsłudze reklamodawców w zakresie data consultingu. Jego zdaniem technologia mająca zrewolucjonizować rynek reklamy online, która jeszcze 5 lat temu była w fazie rozwoju, dziś jest już dojrzała i powszechnie dostępna. – Tolerancja internautów na agresywne formaty reklamowe utrudniające surfowanie w sieci jest coraz mniejsza, a emitowanie na masową skalę reklam, licząc na to, że przypadkiem uda się dotrzeć do zainteresowanej osoby przypomina spamowanie, jest archaiczne i nieskuteczne, a co gorsza, wywołuje negatywne emocje wśród internatów. Reformacja sposobu dystrybucji reklam w sieci to konieczność. Technologia umożliwiająca precyzyjne targowanie jest przecież na wyciągnięcie ręki. Jej implementacja i rezygnacja z natrętnych formatów reklamowych to jedyna droga do wyjścia z impasu – przekonuje Filipowicz.