…szynką z sojowego fileta do sałatki z jarmużem. Ale to się skończyło!
Do niedawna było miło, bo dopiero po pierwszym listopada do boju wkraczała armia Świętych Mikołajów pod narodową, biało-czerwoną flagą Coca–Coli, zachęcając nas do świątecznej rozpusty czekoladowymi figurkami, promocyjnymi zestawami dezodorant + mydło + ręcznik oraz barszczem czerwonym Winiary (tym z polskich, naszych, prawilnych, słowiańskich buraków – bez konserwantów i sztucznych barwników).
Zobacz również
Tak było do poprzedniej jesieni!
Rok 2016 przejdzie dla nas do historii jako pierwszy, w którym jeszcze w październiku do koszyka możemy wrzucić od razu i znicz, i czekoladowego Mikołaja. Tylko uwaga na możliwą pomyłkę przy pakowaniu – trochę głupio byłoby dać dziecku znicz pod choinkę, a na grobie dziadka postawić czekoladę Milki – a o taką pomyłkę nietrudno. Znicze i Mikołaje mają bardzo podobne kolory i kształty.
Czy jest to walka o marketingowy efekt „kto pierwszy ten lepszy”, że ten dziwny mix świąt z grobem widzimy już teraz? A może bardziej skutek wyśrubowanych pod korek planów sprzedażowych korporacji, których żniwa zaczynają się na długo przez świętami?
Czy może to prosta odpowiedź na potrzeby mało wyrafinowanego konsumenta, który rozpieszczony już do granic możliwości przez marki i sklepy promocjami, mądrymi wyborami, cenami nie do pobicia i hitami tygodnia, chciałby czuć coraz więcej magii tych świąt? Już nie tylko tarzać się z nią w śnieżnych zaspach, ale też taplać się w niej w błotnych jesiennych kałużach pełnych liści i psich odchodów?
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Tydzień geriatryczny
W tym wszystkim aż dziwne, że taki Lidl, mistrz tygodni tematycznych i nasz LOVEBRAND, nie zrobił jeszcze specjalnego tygodnia promocyjnego poświęconego Świętu Zmarłych, który przecież nie musiałby ograniczać się do promocji na znicze. Jest przecież wiele innych możliwości. Kabanosy grobożercy, idealne na przekąskę w autobusie pomiędzy cmentarzami. Gruba czapka familio-niewidka – do ochrony przed wzrokiem dalszej rodziny, z którą nie gadaliśmy od imienin wujka Staszka. Sztuczne plastikowe kwiaty wielorazowego użytku dla oszczędnych, fanów eco i recycylingu. Słodkie znicze i żelki umarlaczki dla znudzonych i głodnych dzieci. I oczywiście wegetariańska pańska skórka, specjalnie na rynek warszawski. A na koniec super kupony zniżkowe na ofertę hamburgerów ze specjalnych foodtrucków zaparkowanych w okolicach nekropolii – obowiązkowo z wołowiny Black Angus, z nowozelandzkich wegańskich krów. W wersji polskiej, prawilnej – Hot Dogi Seby z dużą parówką z szynki.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Wciągam święta, tak jak kokainę w klubie wciągają chętne dziewczęta
Święta Bożego Narodzenia to fajny czas. Wydajemy nie swoje, bo pożyczone od banków pieniądze, nie myśląc o konsekwencjach jutra. Jemy wszystko, co chcemy w ilościach przekraczających nasze możliwości, ale rozgrzeszamy się szybko wódką i atmosferą dziecięcej bezkarności. I Kevinem samym w domu. Dajemy i dostajemy prezenty – często nietrafione, ale w prezentach chodzi przecież nie o efekt, a o oczekiwanie – może w tym roku dostanę wreszcie coś innego niż zestaw Nivea i książkę? Znowu to samo? Nieważne – „zdrowie wuja Romana, niech się święci alleluja, pijmy wódkę nie ma ch***!”
Aura świąt towarzyszy nam już od listopada, bo przecież lubimy to oczekiwanie. Do tej pory tylko ten nieszczęsny 1-szy listopada był hamulcowym, jakimś klinem, który nie pozwalał zacząć oczekiwania wcześniej. Ale klient nasz pan – skoro jest od świąt uzależniony i chce czuć dużo magii „tych świąt”, to dajmy mu to czego potrzebuje, zróbmy to już w październiku. A to że parę osób poczuje się nieswojo i dziwnie widząc znicze w towarzystwie Mikołajów? Najwyżej kupią tylko flaczki i kajzerkę. A i tak wrócą po więcej świątecznych artefaktów w swoim czasie.
Skrycie na to liczę, że pod choinkę w tym roku dostanę znicze
Jak pokazują dostępne badania ludzie chcą dobrze przygotować się do świąt, chcą mieć czas na zakupy, rozłożyć wydatki w czasie. Więc co w tym dziwnego, że handel im to ułatwia, przecież w świętach dawno nie chodzi i jakiekolwiek przeżycia duchowe, a bardziej o przeżycie po przejedzeniu pasztetem, pierogami i makowcem. Więcej czasu na zakupy to też większe zakupy, bo przecież te przemyślane nie wykluczają tych na ostatnią chwilę. All I want for Christmas is you! And your money!
Łatwo jest powiedzieć, że to firmy wmawiają nam potrzebę wczesnego świętowania świąt, przecież dla 99% marek 1-szy listopada to żaden biznes. Poprawcie nas, jeśli się mylimy, ale żadna marka zniczy nie dostała nigdy nagrody Effie. A zapewne niejeden producent tych wesołych świecidełek zasługuje na nią bardziej, niż nagrodzone kampanie.
Skąd się biorą święta? Z potrzeby konsumenta!
To sam konsument, widząc to, co się dzieje jesienią za oknem – szaro, zimno i ponuro chciałby trochę ciepła i kolorów w swoim życiu. Zmuszony do mycia grobów, wystawania przed nim i sztucznego uśmiechu na widok ciotki, którą najchętniej to by już w tym grobie widział. Smutne, ale prawdziwe – dlatego nic w tym zaskakującego, że z przyjemnością, szybciej chcemy popaść w świąteczny nastrój.
Powoli zatem przestajemy się dziwić, a zaczynamy akceptować kreowany dla naszej przyjemności przez marketing i reklamę, ciepły i jakże miły świat. Bo to przecież jasne, że im przyjemniej w sklepie, tym chętniej sięgamy do portfela po rozgrzaną kartę kredytową albo plik banknotów, jeszcze ciepłych od rąk agenta Providenta.
Czy to źle? Tak samo źle, jakby winić McDonald’s, że sprzedaje kaloryczne hamburgery i słodką Coca-Colę a nie bezglutenowe placuszku z cukinii albo właścicieli odnowionej Hali Koszyki, że mają tam knajpy z rybami i owocami morza, a nie kurczaki z rożna i kebaba na cienkim.
My, ludzie myślący, zawsze mamy przecież wybór, nikt nam na szczęście niczego kupować i zjadać na siłę w dzisiejszym świecie nie każe, prawda? A skoro chcemy mieć atmosferę świąt już w październiku, to ją dostajemy.