Azja Express; fot.: TVN / Piotr Filutowski
Tabloidowe portale mieszają na małym ekranie naszego laptopa śmierć, politykę, sport, rozrywkę, cycki celebrytek, quizy o tym „jeśli byłbyś ściekiem, to jakiego rodzaju” i soft pornografię. Nagłówki wszystkich portali manipulują treścią tylko po to, żeby w nie kliknąć. Natomiast komentarze pod artykułami pozwalają poznać emocje przeciętnego, prawdziwego Polaka, eksperta od wszystkiego i fana bicia w mordę wszystkich innych niż on sam.
Zobacz również
W świecie reklamy też nie jest weselej. Konferencje marketingowe zaczynają przypominać wesołe miasteczko, w którym nie liczy się treść a dobra zabawa, bo słuchając wszystkiego co tam jest prezentowane, można się tylko dobrze uśmiać. Nic dziwnego, że odbywają się w kinowych salach, które z założenia mają dawać prostą rozrywkę a nie wiedzę. Wiedza jest trudna, żeby posiąść wiedzę potrzeba trochę wysiłku.
Kochamy swoją rodzinę, nawet jeśli jest patologiczna
Telewizje goniące za oglądalnością, wymyślają patologicznie piękne relacje z imprez rodem z „Warsaw Shore”, etnografię małorolną w „Rolnik szuka żony” czy show „Twoja twarz brzmi znajomo”, które ciężko porównać do czegokolwiek co żyje i oddycha. A to tylko te najbardziej wyraziste przykłady mięsa, którym karmione są miliony spragnionych taniej rozrywki widzów. Kolejne obszary do tej pory wydawałoby się zarezerwowane i niedostępne dla masowych nadawców. Teraz padają gęsto jak kule w „Szeregowcu Ryanie”. Granice już się nie przesuwają bo ich zwyczajnie nie ma. Sławni, znani i lubiani już dawno nie są autorytetami. Jeśli uznamy, że autorytet ma coś do powiedzenia i umie się poprawie wypowiadać. Znacie Kim Kardashian? Oczywiście! Wszyscy ją znamy z tego, że ma dużego w świecie muzyki męża i tak samo dużą pupę. Ale to przecież nic nowego. Każdy pamięta Frytkę i Kena w dżakuzi. Gdyby doszło wtedy do zapłodnienia, mogliby przecież już teraz wychowywać swoje wnuki.
Znani i lubiani jedzą kanapki posmarowane dolarami
Świat celebrytów jest z nami z całym jego dobrodziejstwem przez całą dobę. Wystarczy Instagram czy Snapchat, by spędzić ze swoim idolem tyle czasu, ile tylko potrzebujemy. A wszystko to, żeby poczuć się odrobinę lepiej w swoim ciasnym mieszkaniu z teściową za ścianą. Od porannej kupy, przez popołudniowe zakupy w Złotych Tarasach, aż po wieczorne rzyganie tęczą z Placu Zbawiciela. Czuć pot Maffashion pijącej dwulitrową colę? Bezcenne!
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Od dawna wie to reklama, która dzięki celebrytom winduje sprzedaż wielu marek. „Włączamy niskie ceny…”, „Leo why? For money!”, „Ulgix na wzdęcia, polecam Magda Gessler”, „Jestem w T-Mobile” i setki innych przykładów.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Celebrytom wolno już tak dużo, że ci którzy rozdają karty w walce o uwagę ludzi, w tym pięknym jak Fiat 500+ kraju, czyli producenci z TVN, postanowili zrobić przy ich pomocy coś naprawdę wielkiego. Wysłać ich do Azji. Wystawić ich na próbę. Dać nam, zwykłym ludziom, jedzącym na co dzień cebulę z ziemniakami, którzy Azję znają tylko z powieści Sienkiewicza, tygodnia promocyjnego w Lidlu i osiedlowego chińczyka z ‘kuciakiem na ostro”, emocje z oglądania ich walki o przetrwanie w odległych tropikach. Ich potu, brudu, krwi, łez i wszystkich innych brzydkich przypadłości. I to nie jest tak, że tam było łatwo. O nie! Tam była przecież Faludża, Bagdad i Samosiera – 3 w 1.
A teraz patrz i wylewaj pomyje, internauto
Już od kilku dobrych tygodni marketingowa machina promocyjna programu Azja Express pracuje na pełnych obrotach i spisuje się wyśmienicie. Polski David Beckham i polska znakomicie przygotowana do sprzątania lepianek WAG – beczka śmiechu. Hanna Lis i jej dramatyczne przeżycia po przekroczeniu progu hotelu Hilton prosto w azjatyckie piekło – prawie jak potyczka z wietnamską partyzantką w Delcie Mekongu. I HEJT, który zbiegł się z cierpieniem po opuszczeniu konkurencyjnej stacji narodowej.
Prawdziwe życie w kontrze do nieprawdziwego. Co robi naród? Naród rozpoczyna samosąd nad bohaterami tego misternie opracowanego planu. Wylewa wiadra zup Pho z wołowiną na głowy bogu ducha winnych znanych twarzy. Obrzuca obelgami i jadem. Z zazdrości, z zawiści, z czystej przyjemności. I bardzo dobrze! Bo producentom i marketingowi programu dokładnie o to chodziło. Taki szum to przecież darmowa reklama warta miliony, zapewniające wysoką oglądalność. A same reklamy najwięcej kosztują przy produkcjach, które się oglądają. A ten program będzie oglądany. Proste.
Jest Azja, jest dolar dziennie, jest impreza
„Patrz Halina! Jak oni z tymi brudasami nocują w tych norach. Ja to bym nigdy tam nie poleciał.”. „Patrz Alan, jak oni się poniżają. Tutaj zarabiają 30 tysi na miesiąc, a tam udają biedaków”. „Patrz jaka hipokryzja! Gorzej niż PIS, PO i Samoobrona razem wzięci!”.
Czyż to nie wspaniałe igrzyska dla wszystkich, którym znudzili się już uchodźcy i przejmowanie mediów narodowych przez partię rządzącą. Polak boi się Azji. Polak boi się innego. Jeśli już inne i obce to tylko w opcji All Inclusive w Tajlandii (na którym była już nawet Wasza fryzjerka) i ciągłe picie, żeby zapomnieć, nie widzieć, wyprzeć z siebie to, co można spotkać za progiem hotelu. Program wywołał już dyskusję. Pokłóciły się gwiazdy, pobili Polacy. Mission accomplished!
A może Polska to prawdziwa Azja?
Zastanawialiście się, co by było, gdyby wysłać na polską wieś celebrytów z Azji? Tych zarabiających miliony dolarów w Bangkoku, Sajgonie, Kuala Lumpur czy Singapurze. Zabrać do Ruchny, Stręczyna czy Kochanów Wielkich? Ludzi robiących fortuny w miastach, przy których nasza celebrycka Warszawa to zabita dechami i szafiarkami, pachnąca tanimi perfumami z Rossmanna i kapustą kiszoną z Polo Marketu, dwumilionowa wieś. Wyobrażacie sobie, jak wysiadają na lotnisku w Radomiu? Ich zniesmaczone miny, kiedy podróżują TLK? To niedowierzanie w oczach, że można budować tak niskie i ciasne skyscrapery. Dla których The View to przydrożny bar z tanim alkoholem i nieciekawym towarzystwem.
Nas śmieszy Azja, wzruszają nas brudne, małe dzieci, zachwycają widoki. Celebrytów z Azji na pewno śmieszyłyby realia, w których obraca się nasz kraj. Osiem miesięcy jest tutaj ciemno i zimno. Potem albo ciepło, albo zimno. Jak zimno to źle, bo pada. Jak ciepło to źle, bo śmierdzi w autobusach. Ludzie są aż tak uprzejmi i uśmiechnięci, że aż agresywni i nieprzyjemni. Wszyscy piękni, nienagannie ubrani, pijący tylko wodę i soki cytrusowe idealni mieszkańcy Europy. Pokolenia X, Y i te, które ogląda gwiazdy YouTube, jedząc hummus w nadziei na drugie dziecko za pięćset złotych.
„Chciałby zatrzymać czas i… zjeść kolację z Lechem Kaczyńskim. Jaki jest prywatnie Radek Majdan?
Nie mógłby być komornikiem i nie mógłby żyć bez miłości. Radosław Majdan w trzyminutowym kwestionariuszu odsłania zupełnie inne oblicze niż to, które znamy z piłkarskiego boiska.”
To cytat znaleziony na czołowym portalu – przecież to nie przypadek, że właśnie teraz. Bo przecież, czy chcemy czy nie, wszystko w co zainwestowano kasę, musi się potem zwrócić. A metody promocji coraz bardziej płytkich propozycji rozrywki stają się także coraz bardziej płytkie…. Zaraz, zaraz. Zaczynamy gadać jak nasi dziadkowie. Chociaż oni na pewno powiedzieliby „za naszych czasów…”.
Ale przecież za ich czasów już dawno wymyślono zabawę z zamianą ról – a to przecież jest show w Azji – bogaty ma poczuć się jak biedny. Już za ich czasów marketing i PR generowały oczekiwanie na telewizyjne show, często na granicy dobrego smaku. Już za ich czasów królową była Doda, znana z tego, że ma sztuczny biust, miała chłopaka bramkarza, coś tam kiedyś śpiewała i pobiła się z inną znaną żoną milionera w windzie albo szafie – co do miejsca zajścia trwają ustalenia.
A gdyby to był artykuł sponsorowany przez TVN to teraz napisalibyśmy „ale żeby się przekonać powinniście obejrzeć już sami”. Na nasze nieszczęście tak nie jest, więc spokojnie możecie w tym czasie wyjść na spacer z psem albo zacząć pracować na 500 złotych więcej w portfelu. Co tydzień. Czego bardzo Wam wszystkim życzymy.
W końcu jest Azja, jest dolar, jest impreza. A marketing i PR programu Azja Express znakomity i jakże skuteczny.