Zdjęcie royalty free z Fotolia
Nie było tajemnic dla elektryczności, optyki, magnetyzmu czy mechaniki. Gdy jeden z późniejszych wielkich fizyków – Max Planck – rozmyślał nad własną przyszłością, wielu jego kolegów zamiast fizyki, doradzało mu matematykę. Wszak fizyka się skończyła, więc nie powinien w nią inwestować. Jakże się mylono.
Zobacz również
W 1905 roku młody urzędnik patentowy z Zurychu opublikował 5 artykułów, z których 3 zmieniły oblicza nauki. Nic nie było już takie samo a to, co kilka lat wcześniej uznano za koniec, stało się początkiem nowego porządku.
Historia lubi nas zaskakiwać, chociaż jak śpiewał Sting, niczego się od niej nie uczymy. W podobną pułapkę wpadł inny, tym razem współczesny uczony – filozof Francis Fukuyama. W 1989 roku opublikował esej, który wieszczył koniec historii. Myśliciel stwierdził w nim, że pokonując komunistyczny reżim i wstępując na drogę demokracji, jako cywilizacja osiągnęliśmy szczyt naszych możliwości. Może nie jest on najdoskonalszy, ale – jak mawiał Leibnitz – najlepszy z możliwych.
Doświadczenia ostatnich lat – kryzys gospodarczy, bańka na rynku nieruchomości, kryzys finansowy sugerują, że nie jest tak do końca z tym końcem. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę „nowy wymiar demokracji” i porządku społecznego, z jakim mamy do czynienia dzięki Internetowi. Nowe media zmieniły sposób postrzegania i rozumienia świata. A wszystko dzięki relacjom. Nigdy dotąd tak obcy sobie ludzie z tak różnych stron i o tak wielu poglądach nie mieli okazji spotkać się, porozmawiać i zaprzyjaźnić. Idea społecznego dialogu zaczęła się urzeczywistniać. Klarownym tego przykładem jest rynek nieruchomości.
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
Jak było
Jeszcze kilkanaście lat temu umieszczenie oferty nieruchomości w biurze, w gazecie, zostawienie kartki z ogłoszeniem na klatce czy tablicy osiedlowej było najefektywniejszym sposobem promocji. Biur nieruchomości było tyle, ile w czasach kryzysu oszczędności na kontach, a możliwości sprzedaży ograniczały się do jednego, dwóch mediów. Profesjonalizacja postępowała bardziej w kierunku bieżącej obsługi klienta niż strategicznego myślenia. Kupujący musieli fatygować się i odwiedzać po kilkanaście biur, przeglądać papierowe oferty i często „w ciemno” decydować się na tę czy inną nieruchomość. Chociaż dziś te czasy minęły, to jednak nie dla wszystkich.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Niestety wiele biur nie dostrzegając zmieniającej się rzeczywistości, nadal lokuje ciężko wypracowane pieniądze w nieefektywne formy sprzedaży. Nie chce wykorzystać siły Internetu i poprawić stan firmowych kont. I nie chodzi tu o założenie firmowej strony internetowej czy choćby dodanie ogłoszeń do jednego z wielu portali. Chodzi o coś więcej – o maksymalnie efektywne wykorzystanie tych kanałów sprzedaży, które za granicą są absolutnym „must”. Jednym słowem, dobre dni dla firmowych stron biur nieruchomości i portali się skończyły.
Jak jest
Dziś ponad 80% transakcji na rynku nieruchomości ma swój początek w Internecie. Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat czas spędzony w sieci zwiększył się o blisko 450%. Oznacza to, że przed monitorem komputera czy innego urządzenia mającego dostęp do sieci średnio przesiadujemy prawie 4 godziny dziennie. Gro z tego czasu zabierają nam portale społecznościowe. I to właśnie one są coraz bardziej istotnym kanałem propagacji informacji.
Jak z nich korzystamy? Dzwonimy, piszemy sms-y, robimy zdjęcia i udostępniamy je na portalach. Wymieniamy się informacjami, tymi prywatnymi i branżowymi, sprawdzamy pogodę, godziny odjazdu autobusów, premiery filmów czy menu w naszej ulubionej restauracji. Nieruchomości też tam muszą być. I muszą zostać podane równie przystępnie, jak wspomniana lista potraw.
Marketing nieruchomości musi uwzględniać „bycie widocznym” dla użytkowników. Do domu coraz częściej wracamy po telefon niż portfel. Dlaczego? Ponieważ telefon jest naszym prywatnym, półzawodowym i zawodowym centrum dostępu do świata. Z poziomu tego elektronicznego pudełka jesteśmy w stanie załatwić praktycznie wszystko. Sprawdzić lokalizację oferty, prześledzić pod kątem dostępu do środków komunikacji czy placówek publicznych interesujące nas okolice, przeanalizować ceny ofertowe czy bezpośrednio skontaktować się z ogłoszeniodawcą i umówić na spotkanie. Wszystko zdalnie, bezpiecznie i szybko.
Kilkanaście lat wstecz to klienci odwiedzali biura nieruchomości. Ale dłużej już tak nie będzie. Teraz to biura muszą zaglądać do domów kupujących, bo dziś świat jest w ich „palcach”. Świat jest mobile.
Jak nie będzie
Z pewnością za „x” lat 100% użytkowników nie będzie poszukiwało informacji o nieruchomościach w sieci. Zawsze znajdą się kanały bezpośrednie, zawsze pewna część informacji nie będzie mogła być ujawniona publicznie a jedynie rozpowszechniona w wąskim kręgu znajomych. Ale to nie znaczy, że wartość online nie wzrośnie. Wręcz przeciwnie. Jak więc będzie wyglądała przyszłość?
Po pierwsze, klienci nie będą kupowali samodzielnie – będą w coraz większym stopniu korzystali z rekomendacji. Świetnym tego przykładem są wszelkie serwisy aukcyjne i sklepy internetowe. Idea oceniania kontrahenta, wystawiania mu noty i komentowania jest niczym innym, jak „sąsiedzkim” poleceniem. W nieruchomościach rekomendacje offline przerodzą się w online. Nie będziemy pytali dobrych znajomych, którego pośrednika polecają, lecz naszych subskrybentów czy fanów na portalu społecznościowym. To oni wskażą nam kierunek poszukiwań i renomę biura.
Po drugie, klienci nie będą szukać nieruchomości z poziomu własnego, jakże przytulnego domu – będą to robić gdziekolwiek się znajdą. W pracy, na spotkaniu biznesowym, w autobusie, na spacerze, na lunchu czy na imprezie. Każda chwila jest dobra, aby uzyskać wartościową informację, a urządzenia mobilne realizują tę potrzebę w 100%. Nieruchomości muszą być mobile.
Po trzecie, klienci nie będę akceptować zdawkowych informacji. Do tej pory, co jest kompletnie niezrozumiałe, gro ogłoszeń zawiera dwa wiersze opisu, kilka parametrów technicznych, zero danych geolokalizacyjnych i do tego kiepskiej jakości zdjęcia. W moim odczuciu to rychły, Fukuyamowski koniec amatorszczyzny. Konsumenci będą wymagać więcej. Zakup nieruchomości jest jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Aby podjąć ją w pełni świadomie i bezpiecznie, klient musi otrzymać wszystko to, co jest w kręgu jego zainteresowania. I to on ma o tym decydować. Nie ogłoszeniodawca.
Jack Trout w swoich „22 niezmiennych prawach marketingu” na pierwszym miejscu umieścił to najważniejsze – „lepiej być pierwszym niż lepszym”. Warto się śpieszyć i zostać online, wejść do domu klienta, bo potem pozostanie nam już tylko albo szukanie niszy, albo bezproduktywna walka z wieloma na jednym ringu. Każdy będzie wygrywał rundę, bo trafi przypadkowo przeciwnika, lecz nikt nie wygra starcia. A zwycięzca może być tylko jeden.