Zdjęcie royalty free z Fotolia
Tak było kiedyś, w czasach, kiedy Polska śpiewała piosenki Starego Dobrego Małżeństwa, prezes filantrop Plusa był tylko prezesem Polsatu, a kreatywni chwalili się młodym akantkom, w modnych barach na Placu III Krzyży, swoimi kolejnymi udanymi adaptacjami reklam. Sącząc drogie drinki i wycierając nosy w równie drogie chusteczki.
Zobacz również
Teraz jest dużo łatwiej. Dużo łatwiej jest oczywiście poczuć się wolnym, bo słuchanie Starego Dobrego Małżeństwa jest niezmiennie trudne, oglądanie Polsatu boli tak samo od lat, a kreatywni zdążyli wykorzystać większość swoich pomysłów na adaptacje.
Teraz, żeby doświadczyć wolności wystarczy wejść na godzinę do knajpy i nie podłączać się pod Wi-Fi. Rozmawiać z drugą osobą bez spoglądania na wyświetlacz smartfona. Zjeść obiad nie robiąc mu zdjęcia!
Samo zostawienie telefonu w domu i wyjście do knajpy to nie byłaby wolność, lecz jej zaprzeczenie. To byłby niepokój połączony ze stresem – a jak zapomnę adres, to jak tam trafię? Jak się zgubię, to jak się odnajdę? Gdzie są moim przyjaciele z Facebooka, którzy podpowiedzą, doradzą? Dlaczego nikt mi nie wysłał snapa?!
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
To byłby ból w kieszeni, podobny do tego, jaki odczuwają ludzie po amputacji kończyny – niby nic nie ma, a boli. Może nawet to byłyby objawy takie jak te syndromu odstawienia narkotyków lub alkoholu – pocenie się, drgawki, paniczne szukanie kodów QR do zeskanowania z billboardu, krzyczenie pod Złotymi Tarasami „wygrałem przetarg na obsługę marki Żywiec na trzy lata” i organizowanie z tej okazji digital eventu ze stałymi mieszkańcami Dworca Centralnego. Generalnie, dziwne klimaty.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Internet jak prąd, internet jak woda w kranie
To w czym dane jest nam teraz uczestniczyć, to rzecz na skalę elektryfikacji albo rewolucji motoryzacyjnej. Przecież zapalając światło nie zastanawiamy się, ile za to płacimy, skąd się ono bierze, jakie ma właściwości świetlne. Podłączając lampkę do prądu nie musimy wpisywać hasła i akceptować regulaminu gniazdka. Czekając na autobus nie zastanawiamy się w jaki sposób zmienił on nasze życie. Po prostu wsiadamy, kasujemy bilet, zatykamy nos, jedziemy, wysiadamy, wietrzymy ubranie i idziemy do Małpki po małpkę.
Dopiero, jeśli światło gaśnie, prądu nie ma albo autobus nie podjedzie o czasie doznajemy szoku. Coś lub ktoś zabiera nam podstawową rzecz, bez której nie możemy normalnie egzystować. I to nie jest Putin.
A teraz 30 sekund prawdy – przypominacie sobie ostatnią awarię Internetu w Waszej firmie albo mieszkaniu? Jak się wtedy czuliście? Jak się pracowało? Co robiliście?
Zgadujemy. Czuliście się, jak bez prądu w mieszkaniu o 22.24 w listopadzie. Bez sensu i nadziei znikąd. Puste, zaczerwienione oczy współpracowników tylko ten bezsens podkreślały.
Internetowa rewolucja dopiero przed nami
Internet niedługo zmieni nasze życie na dobre. To, co się stało do tej pory dzięki Internetowi, to preludium do prawdziwej rewolucji. Stanie się ona w momencie, kiedy sieć stanie się równie dostępna jak prąd albo woda. Ewentualnie, bo przecież jesteśmy Polakami, jak wódka. Coś dużo w tym felietonie wódki, ma zdrożeć? Wie ktoś, coś?
Internet naprawdę zmieni nasze życie wtedy, kiedy przestaniemy na niego zwracać uwagę. Po prostu będzie. I już.
Kiedy dużo łatwiej będzie go nie zauważać w jego namacalności. To dziwne zdanie. Chodzi o to, że po prostu będzie, wiecie o co chodzi, prawda? To trochę tak jak to, że wiemy, że w piątek pójdziemy w miasto, że będzie potem bolało. Czyli wiemy to, a i tak idziemy.
Wtedy kiedy będziemy, mimo wszystko, dużo skuteczniej, co widać już po obserwacjach pokolenia wychowanego z siecią, jego treści filtrować. Wyławiać to co istotne, a nie przewijać ekran z newsami Facebooka, który jest już strasznie niedostosowany do potrzeb, szczególnie tych marketingowych.
To nie są tanie rzeczy
„Dla marek ważne będzie być w każdym momencie ze swoim konsumentem. Nadchodzi era marketingu 24/7 lub nawet 48/3,5, kontekstowości, contentowości, reklamy bez reklamy, ale z przekazem reklamowym”.
Słyszeliście już pewnie to nie raz. Zapamiętajcie, kto to mówi, bo już niedługo zupełnie legalnie będzie się można z takich słów nabijać i śmiać.
Konsument A.D 2014 tego nie chce. Tym bardziej konsument jutra tego nie będzie chciał. To tylko pragnienia „wizjonerów” marketingu.
To nie są tanie rzeczy. Jak na efekty, które niedługo to zacznie przynosić.
Jak widać jasno, odwołując się ponownie do badań młodego pokolenia, dla którego największą wartością jest free Wi-Fi w McDonald’s i kapsel Tymbark.
Od marek chcemy ułatwiania nam życia i pomocy
Ale nie chodzenia za nami i chwytania za rękaw. „Hej, cześć, to ja Vizir, nie chciałbyś może czegoś uprać? Albo wziąć udziału w konkursie – zrób selfie w momencie, kiedy pierzesz i wygraj iPhone! Fajnie?”
Spójrzcie na aplikacje mobilne, z których korzystacie. Ile z nich jest brandowanych? Ile ma w sobie reklamy? Ile naprawdę zmienia wasze życie? To teraz możecie spokojnie odinstalować te 90 proc. pozostałych.
Zmęczenie siecią i marketingiem w sieci
Dopiero, jak wszystko będzie podłączone do Internetu zaczniemy sprawnie selekcjonować to, co dostajemy w zamian. Wchodząc do knajpy nie wyciągamy wszystkiego co mamy, żeby podłączyć się do gniazda z prądem. Nie zamawiamy też całego menu. W domu też prąd zazwyczaj oszczędzamy.
Teraz ciągle marketingowy internet przypomina wyścig, kto szybciej, kto mniej nachalnie, kto bardziej kontekstowo, angażująco zareklamuje swój produkt.
Za chwilę ten wyścig przestanie mieć rację bytu. Konsument kontrolujący internet będzie miał tę wielką przewagę, że będzie selekcjonować komunikację marketingową z wielkim okrucieństwem.
Prawdziwa internetowa rewolucja zatem dopiero przed nami
I tylko te marki, które będą miały na siebie pomysł, które opowiedzą konsumentowi prostą historię, która ułatwi mu życie, wygrają ten wyścig.
A te, które będą chciały zmienić życie na siłę, dostaną mocnego kopa.